autor: Krzysztof Żołyński
Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - test przed premierą - Strona 3
Desert Siege to tzw. Mission Pack do taktycznej gry akcji Tom Clancy's Ghost Recon. Przenosi on akcję na teren Afryki Północnej, gdzie toczy się konflikt pomiędzy dwoma państwami: Etiopią i Erytreą.
Przeczytaj recenzję Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - recenzja gry
Żołnierze byliby niczym bez uzbrojenia. W Desert Siege pojawia się kilka nowych „zabawek”. Są to: znany na całym świecie M60 i przeznaczony dla jednostek desantowych FN-FAL Para Variant (produkowany w Belgii). Bardzo ciekawie prezentują się rosyjskie produkty, czyli: Groza-strzelba z zamontowanym 40 mm granatnikiem i AN-94, który ma zastąpić wiekowego już AK-74. Zwolennicy precyzyjnej roboty znajdą też coś dla siebie. W grze znalazły swe miejsce dwa nowe karabiny snajperskie: H&K PSG-1 i Barret M98. Spory arsenał, z jakim mamy do czynienia nie wpływa w znaczący sposób na rozgrywkę, ale zawsze miło mieć świadomość, że jest w czym wybierać. Szkoda, że podobnie jak w Ghost Recon, także i tym razem w widoku z pierwszej osoby nie widzimy ani kawałka używanej broni, a tylko celownik. Przy okazji ostudzę niszczycielskie zapędy, które na pewno zaczęły Was ogarniać. Otoczenie w całości jest niezniszczalne i nie porozwalacie sobie niczego po drodze.
Podczas gry w Ghost Recon, jak również w Desert Siege napotkałem podobne problemy. Interfejs przeznaczony do dowodzenia oddziałami i mapa wciąż są dość nieporęczne. Wychodzi to szczególnie w gorączce walki. Często zamiast wydawać rozkazy korzystając z tych narzędzi kierowałem żołnierzami manualnie, bo nie było innej możliwości, aby utrzymać ich przy życiu. To bardzo utrudnia przygotowanie jakiejkolwiek taktyki i koordynowanie działań naszych oddziałów.
Na szczęście tym razem nasi podkomendni są znacznie bardziej rozgarnięci niż w poprzedniej części. Ghost Recon traci wiele właśnie przez niską inteligencję, ale trzeba przyznać, że Desert Siege wprowadza wiele poprawek na tym polu. Mimo to zdarzają się wpadki typu „ugrzęźnięcie” na przeszkodzie terenowej (szczególnie budynki). Wtedy znów trzeba przechodzić na ręczne sterowanie i wyciągać żołnierzy z opresji. Najgorsze są przypadki zabijania się nawzajem. Tego już zupełnie nie rozumiem, bo zazwyczaj jest tyle miejsca, że wcale nie trzeba strzelać do kolegów z oddziału.
Za to jednostki nieprzyjaciela zachowują się bardzo rozsądnie. Tym razem udało się wyeliminować ostrzeliwanie każdego poruszającego się obiektu.
W sumie ze sztuczną inteligencją nie jest tragicznie i być może często czepiam się na zapas, ale w końcu dowodzimy elitarną jednostką i można mieć wobec niej wysokie oczekiwania, prawda?
Wszyscy przeciwnicy, jakich spotykamy są całkowicie nowi. Najfajniejsze jest to, że jeśli uda się Wam podkraść dostatecznie blisko, usłyszycie rozmowy żołnierzy wroga prowadzone w języku Amharik, a nie w pięknej i płynnej angielszczyźnie. Świadczy to o dbałości o szczegóły i zarabia twórcom gry plusa.
Jeśli ostatnio oglądaliście telewizję, a w niej sceny z walk toczących się w Afganistanie, na pewno nieraz zauważyliście, że tubylcy używają półciężarówek wyposażonych w ciężki karabin i małą załogę. Tego typu jednostki (obecne również w Ghost Recon) znakomicie radzą sobie na wyboistym terenie, przemieszczają się bardzo szybko i przy okazji prowadzą śmiertelnie niebezpieczny ogień. Radzę nie próbować z nimi otwartej walki i nie wdawać się w strzelaniny, bo ich wynik jest zazwyczaj z góry przesądzony. Za te dwie rzeczy UbiSoftowi należą się brawa.