Stary wróg w nowych szatach – wrażenia z prezentacji gry XCOM: Enemy Unknown - Strona 2
Firma odpowiedzialna za słynny cykl Sid Meier’s Civiliazation próbuje swoich sił w odświeżeniu innego wielkiego przedstawiciela klasyki – serii XCOM. Czy zupełnie nowe podejście do tematu zagwarantuje tej produkcji sukces?
Przeczytaj recenzję Strzelając do E.T. – recenzja gry XCOM: Enemy Unknown
Gra pozwala rzucać granatami, a także korzystać z dodatkowych urządzeń. Przykładowym gadżetem była lina z hakiem snajpera, która umożliwiła mu dostanie się na dach stacji benzynowej. Prowadzący prezentację zaznaczył, że tego typu urządzenia nie lądują od razu w ekwipunku żołnierza. Najpierw trzeba je opracować w laboratorium, a potem wyprodukować w warsztacie. Innych wynalazków w pokazywanym fragmencie nie uświadczyliśmy. Widoczna była za to destrukcja otoczenia. Dystrybutor z paliwem w efektownej eksplozji rozniósł na strzępy wspomniany wcześniej granat, a gdy w ruch poszła wyrzutnia rakiet, skapitulował fragment ściany zasłaniający siedzących w budynku Mutonów. Jestem ciekaw, w jak dużym stopniu będzie można demolować znajdujące się na polu bitwy obiekty, czy tylko część z nich ulegnie dewastacji, czy też da się szerzyć zagładę na całego. Rozwalanie wszystkiego wokół było mocnym punktem pierwowzoru, nie wyobrażam sobie, żeby w nowej grze miało tego zabraknąć.
Uczciwie przyznam, że zaprezentowana misja przypadła mi do gustu. Gra wygląda efektownie i mimo wielu uproszczeń całość prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Nie oznacza to jednak, że wszystkie rozwiązania Firaxis Games akceptuję. Średnio spodobała mi się wspomniana już konstrukcja misji. Odniosłem wrażenie, że starcie z Mutonami od początku miało być wisienką na torcie i mocno przypakowane stwory nie wyszyłyby z kryjówki nawet wtedy, gdybyśmy obdarli Sectoidów ze skóry. W pierwowzorze cały czas trzeba było mieć się na baczności, obserwować otoczenie wokół, bo nigdy nie byliśmy pewni, skąd nadciągnie wróg. Przeciwnicy nie patyczkowali się i nie czekali na oklaski. Tutaj czegoś takiego nie uświadczyłem. Dzielna drużyna mocarnych komandosów wparowała na stację i po prostu zrobiła totalną demolkę. Mimo że Sectoidzi od początku stali na straconej pozycji, grupa silniejszych kolegów nie wsparła ich w żaden sposób. Dziwne, ale być może jest to kwestia misji spreparowanej specjalnie na potrzeby prezentacji. Nie od dziś wiadomo, że tego typu pokazy rządzą się swoimi prawami.
Ciężka, przygnębiająca atmosfera pierwowzoru gdzieś się ulotniła – nowemu XCOM-owi bliżej w tym względzie do Team Fortress 2, nie tylko za sprawą specyficznej oprawy wizualnej. Trudno ferować wyroki na podstawie tak krótkiego fragmentu, ale mam wrażenie, że będzie to luźny, mocno rozrywkowy produkt, z których zresztą firma Firaxis Games słynie – przypomnijcie sobie ostatnią odsłonę cyklu Sid Meier’s Pirates!, a w mig załapiecie, o co mi chodzi.
No dobra, a co z częścią strategiczną? Tutaj niestety zbyt wiele napisać nie mogę. Prezentacja potraktowała tę fazę rozgrywki po macoszemu. Grający szybko przeleciał przez kilka pomieszczeń, skupiając się bardziej na tym, że Mrowisko żyje i krzątają się po nim ludzie, niż na funkcjach, jakie dane obiekty oferują. Na podstawie tego, co udało mi się wyłapać, mogę stwierdzić, że: po zakończonej misji od razu otrzymujemy propozycje badań, które możemy zrealizować w laboratorium, warsztat służy nie tylko do produkcji przedmiotów, ale również do „zamawiania” kolejnych segmentów podziemnej bazy, koszary zawierają sloty na więcej niż czterech żołnierzy, a wojaków ekwipujemy przed wyruszeniem na misję, istnieje też opcja ich personalizacji (zmienić można nie tylko imię i nazwisko, ale również wygląd). Hangar mieści maksymalnie cztery statki, nowych baz nie da się budować, a zwiększanie zasięgu odbywać się będzie za pomocą satelit. Hologlob odpalany jest na osobnym ekranie i umożliwia wyłącznie skanowanie przestrzeni w poszukiwaniu latających spodków. To wszystko.
Trzeba uczciwie przyznać, że najnowsza odsłona cyklu XCOM zaprezentowała się na warszawskim pokazie korzystnie – szkoda tylko, że nie był on prowadzony na żywo, bo dałoby się wówczas wyłuskać więcej szczegółów. Widać ewidentnie, że ludzie z Firaxis Games mają jakiś pomysł na restart tej serii, a gra sprawia wrażenie poukładanej i dopracowanej. Jestem tylko ciekaw, czy odświeżone Enemy Unknown przyjmie się na rynku. Autorzy ewidentnie kierują swoje dzieło do nowego pokolenia graczy, którzy kultowej „jedynki” i „dwójki” prawdopodobnie nigdy nie widzieli na oczy, stąd właśnie liczne uproszczenia i próba dostosowania klasycznej formuły do dzisiejszych standardów. Starzy wyjadacze, a sam się do nich przecież zaliczam, albo będą musieli to zaakceptować, albo zapomnieć o wiernym remake’u z prawdziwego zdarzenia, bo taki już zapewne nigdy nie powstanie. Ja mimo wszystko po warszawskiej prezentacji jestem dobrej myśli i nie przekreślam z miejsca tej produkcji. Wręcz przeciwnie, z miłą chęcią w nią zagram. Jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, stanie się to jeszcze w tym roku.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl