autor: Grzegorz Bobrek
Fallout: New Vegas - Już graliśmy! - gamescom 2010 - Strona 2
Zupełnie nowe przygody w postnuklearnym świecie Fallouta. Czy Obsidian nareszcie dostarczy graczom kompletny i dopracowany produkt?
Przeczytaj recenzję Fallout: New Vegas - recenzja gry
Uzbrojony w najprostszy pistolet i kilkanaście pocisków, z myślą o upolowaniu pierwszej zmutowanej bestii, ruszam w pustkowia. Niezbyt rozważnie (ale czasu mało) pędzę na złamanie karku w poszukiwaniu przeciwnika. New Vegas jednak nie patyczkuje się z lekkomyślnymi wędrowcami. Zaledwie kilkanaście metrów od ostatnich zabudowań napotykam radskorpiona. Ten bez żenady wytrzymuje kanonadę z mojej strony, podchodzi na wyciągnięcie ogona i dwoma zgrabnymi ciosami posyła mnie do piachu. Po wgraniu ostatniego zapisu ostrożniej ruszam w innym kierunku. Czuję, że zaczyna mi się podobać.
Uważniej niż poprzednio wybieram swoją ofiarę – kojoty nie wyglądają specjalnie niebezpiecznie. Tym razem walka kończy się pomyślnie dla mnie i niebawem krajobraz zdobią dwa cielska psowatych stworów. Bilans nie jest do końca pozytywny – 12 punktów doświadczenia nie zbliża mnie zbytnio do kolejnego poziomu (potrzeba równo dwustu), a w magazynku zostało ledwie pięć nabojów. Szarża na pustkowia musi poczekać i z podkulonym ogonem wracam do Goodsprings.
W miejscowości odbywam kilka rozmów z bohaterami niezależnymi. Konwersacje nie są jakoś specjalnie rozbudowane i przypominają te z „trójki”. Nie podjąłem się jednak jeszcze żadnego konkretnego questa, więc i wyborów moralnych nie ma się co spodziewać. W sklepie sprzedaję mierne łupy po kojotach – skóry i mięso, co wystarcza na zakup najprostszej rury do walki wręcz. Kiedy nie stać mnie nawet na tanią amunicję 9 mm, jest to idealnie ekonomiczne rozwiązanie w przypadku łatwiejszych potyczek. Od mieszkańców dostaję kilka namiarów na okoliczne punkty widokowe oraz przestrogę przed Deathclawami za wzgórzem (faktycznie, te niezwykle groźne bestie są tak blisko pierwszej lokacji!). Goodsprings opuszczam po raz drugi – i na razie ostatni.

W przeciągu kolejnych 15 minut zabijam rurą kilka następnych kojotów oraz odkrywam opuszczony barak. Moje nadzieje na ciekawe łupy zostają częściowo spełnione. Spod łóżka podnoszę książkę polepszającą charyzmę aż o 10 punktów! Kwestia podejrzanie wysokiego bonusu zostaje rychło wyjaśniona. W New Vegas lektura poprawia statystyki jedynie na kilka godzin.
Ponadto w baraku znajduje się stół do własnoręcznego wyrobu amunicji. Niestety na razie brak mi odpowiedniego poziomu umiejętności naprawy, nie wspominając o surowcach, aby stworzyć najprostszy nabój. Jednak z tego, co widzę, każdy rodzaj pocisków będzie miał aż 3-4 alternatywne typy. Amunicja zapalająca, przeciwpancerna, rozrywająca – będzie co testować.
Krótki sen w barłogu i już kontynuuję moją wyprawę przez tereny wokół Goodsprings. Niebawem natykam się na nowy rodzaj potwora. Cazador to zmutowany latający owad. Okazuje się dość niebezpieczny, ale kilka stimpacków później potwór leży z rozbitym łbem, a ja jestem bogatszy o ponad 60 punktów doświadczenia. Jeszcze dwa takie starcia i cieszę się ze wskoczenia na drugi poziom.