autor: Marek Grochowski
Dragon Age II - Już graliśmy! - gamescom 2010 - Strona 2
Skorzystaliśmy z okazji i na tegorocznych targach gamescom zagraliśmy w Dragon Age II - oczekiwaną przez wielu fanów kontynuację jednego z najlepszych erpegów ubiegłego roku.
Przeczytaj recenzję Dragon Age II - recenzja gry
Dostępne kwestie dialogowe nie są już prezentowane w postaci ponumerowanych zdań. Zastąpiono je krótkim hasłami, które podczepiono do ikon z maskami obrazującymi ton wypowiedzi. Mniej czytania, więcej patrzenia, efekt podobny jak w Dragon Age: Początek – z tym, że Hawke wreszcie ma prawdziwy głos i nie musi kontaktować się już z NPC-ami za pomocą telepatii.
W uproszczeniach interfejsu twórcy idą dalej, ograniczając dolną belkę tylko do listy zaklęć (bez slotów na eliksiry). Nie ma już także widoku z lotu ptaka, który przywodził na myśl drużynowe eskapady rodem z Baldur’s Gate. Zamiast tego na PC (wyłącznie) mamy opcję przesuwania kamery po całej lokacji, którą odwiedzamy – bez domyślnego przypinania widoku do jednej, aktywnej postaci.
Takie rozwiązanie ułatwia atakowanie przeciwników nawet z dużej odległości. Tym razem jednak, wspierani przez smoka, nie musimy uciekać się do wyrafinowanych zagrań. Latający stwór, który ostatecznie przegonił Plagę, zamienia się na koniec w białowłosą diablicę. Kiedy wydaje się, że gorzej już być nie może, okazuje się, że to nie kto inny, tylko wiedźma Flemeth. Znana z „jedynki” kobieta jest znacznie milsza niż wtedy, gdy walczyła z wrogami pod postacią skrzydlatego potwora. Zagadnięta, informuje, że zapuszczając się dalej w Głuszę, nie znajdziemy rozwiązania rodzinnych problemów, a już na pewno nie uda nam się przedrzeć do Kirkwall, warownego miasta, gdzie mają nam udzielić pomocy po ucieczce z Lothering. Póki co najlepiej wybrać się do dalijskich elfów, których przywódca ma do wykonania kilka niebezpiecznych misji. Sami nie dysponujemy ponoć wystarczającymi umiejętnościami, by stawić czoła Mrocznym Pomiotom. W istocie – gdy spojrzymy na zakładkę talentów, wciąż widać na niej mnóstwo niewypełnionych miejsc.
Co ciekawe, umiejętności naszego bohatera przedstawiono w formie gałęzi drzewa, a nie tak jak ostatnio, za pośrednictwem ikon ułożonych w łańcuszki. Ważnym patentem są upgrade’y, o jakie można wzbogacać poszczególne zdolności (np. dodać do walki tarczą silniejszy efekt uderzenia). Te małe drobiazgi jawią się jako dodatkowe ikony-gałązki, a ich efekt może przesądzić o wyniku niejednej bitwy.
Autorzy obiecują, że gra będzie lepiej przystosowywać się do fabularnych decyzji bohatera, dostarczając mnóstwa reakcji ze strony NPC-ów. Zdradzeni przyjaciele przypomną o swoim istnieniu, gdy będziemy słabi, a niespodziewani sojusznicy – tak jak zakamuflowana Flemeth, przybędą z odsieczą w najmniej spodziewanym momencie. Wątpliwe jest przy tym, aby wszystkie historie, jakie BioWare ma do opowiedzenia w związku z Dragon Age II, zmieściły się w ramach głównej kampanii. Menu gry zawiera już opcję o znamiennej nazwie Downloadable Content, którą autorzy wykorzystywać będą do wypuszczania nowych, płatnych przygód.
Opowieści składające się na wersję podstawową przyciągną fanów raczej skomplikowaną fabułą niż ekscytującą walką z Pomiotami, bo ta, prawdę powiedziawszy, sprowadza się głównie do klikania bezpośrednio na sylwetkach przeciwników. Aktywnej pauzy używamy okazjonalnie – głównie wtedy, gdy wróg atakuje z kilku stron.
Nowe dzieło BioWare nie jest grą rewolucyjną ani nadmiernie innowacyjną. To po prostu rozwinięcie Dragon Age o kolejne wątki, mające pokazać graczom ogrom całego uniwersum. Jeśli pierwsza część opowieści o Szarych Strażnikach przekonała Was do siebie i przykuła do ekranów na długie godziny, w przyszłym roku możecie spodziewać się podobnego rozwoju wypadków – włącznie z przechodzeniem płatnych DLC.
Marek „Vercetti” Grochowski