Sid Meier's Civilization V - test przed premierą - Strona 2
Królowa gier strategicznych powraca w piątej odsłonie, przynosząc olbrzymie zmiany. Sprawdziliśmy, czy twórcy są na dobrej drodze, by powtórzyć sukces poprzednich części.
Przeczytaj recenzję Sid Meier's Civilization V - recenzja gry
Do tego dochodzą sceny z przywódcami. W poprzednich odsłonach mogliśmy co najwyżej podziwiać ich facjaty w małym okienku. Teraz natomiast interakcje z nimi odbywają się na oddzielnym ekranie. Twórcy nie musieli się w tym przypadku martwić o wyświetlanie całej mapy, więc mogli tym samym zaszaleć z poziomem detali. Efektem tego są doskonale opracowane modele postaci, każdy z realistyczną mimiką twarzy oraz animacją ciała. Świetnym patentem jest wyposażenie ich w linie dialogowe wypowiadane w rodzimym języku, dzięki czemu Otto von Bismarck negocjuje z nami po niemiecku, a Oda Nobunaga grozi nam płynną japońszczyzną. Warto tutaj uspokoić graczy i stwierdzić, że pomimo tych wszystkich wodotrysków gra działa całkiem płynnie nawet na skromniejszym sprzęcie. Co równie ważne, Civilization V dobrze skaluje się w dół i nawet przy najniższych ustawieniach da się patrzeć na grafikę bez specjalnego żalu.

Dużo słyszeliśmy o zmianach, jakie zajdą w interfejsie, i trzeba przyznać, że twórcy nie zachwalali ich bez powodu. Nie tylko zajmuje on teraz znacznie mniej miejsca na ekranie niż poprzednio, ale jednocześnie wszystko mamy pod ręką i nie trzeba się już przebijać przez długie serie kolejnych okienek, by dostać się tam, gdzie chcemy. Co więcej, gra regularnie serwuje komunikaty przypominające m.in. o konieczności wybrania produkcji i badań naukowych czy też o bezczynnych jednostkach. Wystarczy kliknąć na ikonkę powiadomienia i już przenoszeni jesteśmy do odpowiedniego menu decyzyjnego lub też w konkretne miejsce na mapie. Dzięki temu zarządzanie nawet olbrzymim imperium nie przerasta naszych możliwości. Zamiast walczyć z interfejsem i własnoręcznie wytworzonym chaosem informacyjnym, możemy skoncentrować się na byciu władcą, czyli podejmowaniu ważnych decyzji.
Podstawy gry nie uległy zmianie, wciąż jest to turowa strategia, w której prowadzimy naszą nację ku pozycji mocarstwa. W zasady rozgrywki wprowadza nas seria tutoriali. Zarówno w trakcie nich, jak i podczas właściwej zabawy towarzyszą nam doradcy. Nie tylko podpowiadają, co robić dalej, ale każdego z nich można szczegółowo wypytać również o tematy pokrewne. Każdy, kto śledził kolejne doniesienia na temat Civilization V, wie już, że po raz pierwszy w historii cyklu porzucono kwadratowe pola na rzecz heksów. Ta z pozoru drobna zmiana drastycznie wpływa na kształt całej gry. Mapy mają teraz znacznie bardziej naturalny wygląd, a dzięki zwiększeniu liczby boków do sześciu otrzymaliśmy nowe możliwości taktyczne. To ostatnie okazuje się bardzo przydatne, ponieważ w samych potyczkach zaszły olbrzymie zmiany. Przede wszystkim żegnamy nakładanie się kilku jednostek na siebie na jednym polu. Teraz pojedynczy heks mogą zajmować tylko dwie jednostki – jedna wojskowa, druga cywilna. Wymusza to rozproszenie sił na mapie i większą ich ruchliwość. Aktualnie najpierw trzeba wyprowadzić z miasta nowo utworzoną jednostkę, zanim zaczniemy produkcję kolejnej. Na szczęście twórcy zadbali o opcję wymiany pozycji między dwoma oddziałami znajdującymi się na sąsiadujących polach, więc nie trzeba ich mozolnie przestawiać na trzeciego heksa. Jednocześnie zadbano o podstawowy realizm, zatem łódź podwodna może znaleźć się na tym samym polu, co niszczyciel, podobnie z jednostkami latającym nad oddziałami naziemnymi, w obu tych przypadkach limit jednej jednostki wojskowej na heksie nie obowiązuje. W całej grze widać zresztą dążenie do odejścia od sztucznych rozwiązań rodem z prostych planszówek. Dlatego porażka nie zawsze oznacza wybicie całego oddziału i nie natrafimy już na sytuacje, w których rycerze potrafią wygrać z czołgami, co czasami zdarzało się w poprzednich częściach.