autor: Marek Grochowski
FIFA 11 - już graliśmy! - Strona 2
Jako jedni z pierwszych na świecie graliśmy w najnowszą odsłonę piłki od EA Sports. FIFA 11 zapowiada się wyśmienicie.
Przeczytaj recenzję FIFA 11 - recenzja gry
To, czym EA Sports szczyci się w tym roku najbardziej, nosi nazwę Personality Plus. Chodzi tu o system rozwoju piłkarza, w którym odzwierciedlone zostaną wszystkie cechy prawdziwych zawodników – począwszy od wyglądu, a na firmowych zagraniach skończywszy. Jeśli chodzi o ciała sportowców, składać się one będą ze 130 osobno animowanych elementów. Poprawie ulegnie wygląd bioder, kolan, łokci i szyi poszczególnych graczy, baza podstawowych sylwetek (używanych do tworzenia większości zawodników) zostanie natomiast poszerzona z trzech do dziewięciu wariantów. Znajdzie się też kilka dodatkowych modeli, przeznaczonych dla specjalnych zawodników (np. Abidala, Walcotta czy wymykającego się wszelkim normom Petera Croucha). Kiedy spojrzymy na stroje naszych podopiecznych, zauważymy u nich trzy różne długości getrów, a podczas gry w zimowej pogodzie, poza proporcjonalnie dobranymi koszulkami i spodenkami, także dodatkową parę lycrów. Obserwując z kolei twarze największych gwiazd (i nie tylko) na cutscenkach, zauważymy, że piłkarze wreszcie potrafią mrugać, a ich mimika wykroczyła poza zestaw tradycyjnych jedenastu reakcji (złość, radość, zniecierpliwienie itd.). Jeżeli graczom będzie za mało, będą mogli uzupełniać miny swoich ulubieńców o kolejne zestawy. Umówmy się jednak – to nie te niuanse zadecydują o rynkowym sukcesie bądź porażce nowej FIF-y. Prawdziwa istota opcji Personality Plus ma tkwić w zachowaniu piłkarzy na boisku – ich dryblingu, czytaniu gry, poruszaniu się z- i bez piłki – w skrócie: w pokazaniu, jak statystyki sportowców mają się do tego, co prezentują oni potem w trakcie meczu.

Podczas wizyty w studiu, gdzie powstaje FIFA 11, mieliśmy okazję przyjrzeć się działaniu fizyki gry na „surowym”, pozbawionym murawy, boisku. Pozwoliło to zobaczyć, jak atrybuty przypisane piłkarzom przekładają się na ich zdolności do oddawania celnych strzałów czy wykonywania precyzyjnych podań. Okazuje się, że zawodnicy o najniższych statystykach (np. 20 albo 30 punktów na 100), chcąc posłać piłkę do partnera, mylą się w określeniu kierunku lotu nawet o 45 stopni. Jeśli do ich problemów ze wzrokiem dołożymy jeszcze własne kłopoty ze zręcznością i przytrzymamy przycisk podania zbyt długo albo zbyt krótko, szanse na dobre zagranie zostaną całkowicie przekreślone. Widać, że o ile wcześniej podania dało się zepsuć jedynie poprzez złe wybranie strony, w którą piłkarz kopał piłkę, teraz można to zrobić także, nieprawidłowo dobierając siłę albo za późno reagując w chwili, kiedy przeciwnik ustawia się już do przechwytu.
Naturalnie najlepsi playmakerzy (ponad 90 punktów w statystyce podań) nie mają problemu z wciśnięciem futbolówki w wąski korytarz między trzema rywalami, więc przy odpowiednim wyczuciu możemy z ich pomocą co rusz wypuszczać napastników w uliczkę. Analogicznie sprawy mają się w przypadku strzałów na bramkę, szczególnie tych oddawanych z rzutów wolnych. Dobrym graczom łatwiej umieścić łaciatą w okienku z 30 metrów, natomiast mając do dyspozycji totalnego fajtłapę, nie możemy pozwolić sobie na jakąkolwiek nieprecyzyjność, bo inaczej wystrzelimy piłkę nieomalże na aut.