autor: Łukasz Znojek
Risen - przedpremierowy test gry - Strona 4
Przedstawiamy drugą część obszernego beta testu gry Risen. Tym razem odpowiadamy na Wasze pytania i odsłaniamy kolejne tajemnice następcy serii Gothic!
Przeczytaj recenzję Risen - recenzja gry
Kiedy bogowie opuścili ludzki padół i udali się w nieznane, wraz z nimi znikła potężna i nieokrzesana magia. Jedyne, co pozostało istotom ludzkim, to stworzone w czasach pradawnych runy, czyli potężne nośniki magii, których tajniki wytwarzania zostały zapomniane na przestrzeni dziejów. Obecnie wachlarz zaklęć obejmuje ponad 15 różnorodnych pozycji. Wśród nich wymienić można przywołanie szkieletu czy zwiększenie szybkości, a dzięki perełkom – takim jak przemiana w małego skorupiaka, telekineza i zaklęcie (chwilowej) lewitacji – rozwiążemy szereg zagadek logicznych, unikając tym samym wielu niemiłych pułapek. Pikanterii dodaje obecność w niektórych komnatach charakterystycznych zielonych kryształów, w pobliżu których użycie jakiejkolwiek dziedziny magii staje się niemożliwe. Wtedy też konieczne może okazać się dokładniejsze przestudiowanie struktury ściany czy posłanie strzały w umieszczony poza zasięgiem przycisk.
Poza runami pojawiły się również trzy kryształy reprezentujące czary stricte ofensywne, pozwalające na ataki wybuchowym ogniem, zamrażającym lodem oraz szybkostrzelnymi, magicznymi pociskami. Do rzucenia zaklęcia konieczne jest nie tylko użycie obu kończyn górnych, posiadanie magicznego nośnika (runy/kryształu), ale również odpowiednio wysoki stopień wtajemniczenia w używaniu tychże, energia magiczna pod postacią many oraz tak zwana wiedza, bez której nie opanujemy bardziej skomplikowanych sztuczek. Jednak nawet koleżka z błyskawicą na czole, nie zdoła machać różdżką bez końca, dlatego aby odnowić zapasy energii magicznej, nasz bohater wcina wszelkiej maści zielska, chłepcze eliksiry, a nawet – o zgrozo – głośno i bezceremonialnie chrapie. Wspomnieć trzeba, że arkana magiczne również mogą być dostępne dla szarych ludzi, pod warunkiem, że odnajdą oni zwój z zaklęciem jednorazowego użytku lub też specjalny magiczny piedestał, którego użycie „włoży nam do ręki” gotowy do rzucenia czar. Inna sprawa, że twory te są dosyć rzadkie.

Risen podzielony został na cztery rozdziały, a akcja każdego z nich skupia się na obszarze wyspy, do którego wcześniej nie mieliśmy dostępu. Takie rozwiązanie powoduje, że fabuła i wydarzenia zdają się być nieco bardziej uporządkowane, a świat gry stopniowo odsłania przed graczem wszystkie karty, z czasem dopuszczając go do miejsc nie tylko bardziej mrocznych i tajemniczych, ale i śmiertelnych z racji czyhających weń pułapek. Chociaż nasz śmiałek nie męczy się podczas biegu, przemierzanie coraz bardziej rozległych terenów na dłuższą metę mogłoby stać się uciążliwe, gdyby nie – znane dobrze z serii Gothic – rozwiązanie w postaci kamieni teleportujących. Ustrojstwa te pojawiają się w nieco dalszym etapie rozgrywki, a ich bezapelacyjną zaletę stanowi fakt, że w jednej chwili możemy się z ich pomocą przenieść w określone miejsce. Ponadto taka zabawa nie wymaga energii magicznej, a więc zwykły wojownik również nie ma problemu z szybką podróżą między ważniejszymi lokacjami, do których takowy kamyczek prowadzi.
Sposób, w jaki odbierzemy Risen, w dużym stopniu podyktowany jest tym, czego będziemy od niego oczekiwać. Nie znajdziemy tu brudnego klimatu górniczej doliny, a wszystko wokół nie jest tak szare i ciężkie jak niegdyś. Przed nami zupełnie nowy świat, pełen zakopanych skrzyń ze skarbami, opowieści o groźnych piratach i magicznych artefaktów. I choć całość zyskała na kolorach, a pośrodku wyrosły palmy, to dobrze znane uczucie zaszczucia i wszechobecnych niebezpieczeństw towarzyszy nam w tej przygodzie od samego początku. To prawda, że szczegóły takie jak samoczynnie rozwiązujące się zadania mocno irytują, a animacja postaci z haniebnymi skokami na czele może razić, ale wszystko to zdaje się tracić ważkość wobec tego, co tytuł może zaoferować. A tak się składa, że zaoferować może całkiem dużo, o czym każdy już niebawem będzie mógł przekonać się na własnej skórze.
Terrag