Dragon Age: Początek - Pierwsze wrażenia (E3 2009) - Strona 2
Seks i przemoc – te dwa słowa przyciągają jak magnes do nowej produkcji firmy BioWare. Istotnie i jednego, i drugiego w grze Dragon Age: Początek nie zabraknie.
Przeczytaj recenzję Dragon Age: Początek - recenzja gry
Powyższa sytuacja doprowadziła do ciekawej konkluzji. Zadurzona po uszy Leliana nie była rzecz jasna zadowolona z naszych harców w namiocie czarodziejki i w trakcie ostrej pogadanki kazała podjąć decyzję: albo ona, albo Morrigan. Wybór – jak się natychmiast dowiedzieliśmy od pracownika Electronic Arts – ma tu ogromne znaczenie i w znaczący sposób wpłynie na dalszą rozgrywkę. W jaki? To zobaczymy dopiero przy kontakcie z pełną wersją gry. Na razie musiała nam wystarczyć informacja, że na wypracowanie tak zażyłej znajomości z dziewczyną, żeby ta chętnie wskoczyła z nami do łóżka, potrzeba mnóstwo czasu – nawet kilkadziesiąt godzin starań i wysiłków. Nie ma lekko.
Oczywiście nie chodzi tu tylko o seks. Tak naprawdę pokazano nam rozbudowany system wzajemnych relacji, który pozwala wypracować zdanie o naszym podopiecznym wszystkim bohaterom niezależnym spotykanym podczas zabawy. Spełniając dobre lub złe uczynki, będziemy w Dragon Age budować reputację, która to z kolei może w zasadniczy sposób zmienić oblicze rozgrywki. Lubicie takie rozwiązania w grach RPG, prawda?

Druga część prezentacji w całości została poświęcona walce i na jej potrzeby cofnęliśmy się trochę w czasie: nasz bohater miał bowiem dopiero zdobyć książkę poszukiwaną przez Morrigan, więc zamiast obok ponętnej czarodziejki wylądowaliśmy w pobliżu jej zdecydowanie mniej atrakcyjnej matki. Rozmowa z kobietą nie przyniosła niestety spodziewanych rezultatów, wręcz przeciwnie. Wkurzona Flemeth (tak nazywała się wiedźma) natychmiast przeszła do ataku, zamieniając się w ogromnego smoka. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Walka z bestią okazała się prawdziwą drogą przez mękę. Choć czteroosobowa drużyna nie składała się z nowicjuszy, jej ataki wyrządzały niewielką krzywdę ziejącej ogniem poczwarze. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, trzeba było uciec się do sposobu. Po kilkudziesięciu sekundach bezowocnych starań prowadzący prezentację gracz uaktywnił w końcu stojącą za pozostałymi wojownikami czarodziejkę, rzucił zaklęcie zamieniające ją w pająka i czym prędzej – już pod nową postacią – zbliżył się do smoka. Pająk okazał się na tyle mały, że bez trudu znalazł schronienie pod olbrzymim cielskiem gada i niezagrożony zaczął atakować jego łapska. Odwróciwszy w ten sposób uwagę przeciwnika, czarodziejka dała chwilę wytchnienia pozostałym członkom drużyny, co grający skwapliwie wykorzystał. Przełączywszy się na Szarego Strażnika, wskoczył na grzbiet stwora i w kilku ruchach dopadł jego głowy. Wbity w oko miecz zakończył nie tylko żywot smoka, ale również wiedźmy. Książka była nasza.
Starcie z Flemeth miało zaprezentować w akcji system walki i faktycznie – mieliśmy okazję przyglądać mu się przez kilka dobrych minut. Wnioski? Bitwa niewątpliwie była widowiskowa, ale też dosyć chaotyczna. Rozgrywane w piekielnie szybkim tempie wydarzenia sprawiały wrażenie, że gracz nie do końca panuje nad swoją drużyną i ma problem z wydawaniem rozkazów jej członkom. Być może to tylko złudzenie, wszak to nie nam przypadła w udziale kontrola jednostek, ale z perspektywy widza wyglądało to właśnie tak, jak opisałem. W trakcie walki aż prosiło się o zrobienie pauzy, pozwalającej na przemyślenie dalszej strategii działania i spokojne wydanie rozkazów. Grający jednak z niej nie korzystał i długo męczył się ze smokiem w czasie rzeczywistym.