Call of Juarez: Więzy Krwi - testujemy przed premierą - Strona 3
Ray McCall powraca siać zamęt w sercach przeciwników, tym razem mając u boku swojego brata Thomasa. Nowa gra z serii Call of Juarez zapowiada się wybornie, o czym mogliśmy się przekonać sami, testując jej wersję beta.
Przeczytaj recenzję Call of Juarez: Więzy Krwi - recenzja gry
Pierwszy Call of Juarez charakteryzował się całkowicie liniową rozgrywką, w której nie było mowy o swobodzie. W Więzach Krwi dominuje taki sam schemat, ale od czasu do czasu zdarza się, że gracz zostaje na chwilę spuszczony ze smyczy i staje przed szansą wykonania kilku nieobowiązkowych zadań pobocznych, np. wyeliminowania bardzo groźnego bandyty. Misje dodatkowe uaktywniamy identycznie jak w grze GUN, czytając wiszące na ścianach plakaty z podobizną złoczyńcy, za którego wyznaczono dużą nagrodę. Po wykonaniu zadania, należne za pracę pieniądze automatycznie zasilają nasze konto. Zarobioną kasę wydajemy w sklepach z bronią, które oferują masę nowych pukawek i amunicji. Przybytki tego typu oznaczone są na ekranie specjalnym symbolem, dlatego ich odnalezienie nie stwarza żadnego problemu.
Misje poboczne to z pewnością ciekawe urozmaicenie liniowej aż do bólu rozgrywki, choć trzeba pamiętać, że nie pojawiają się one zbyt często i na dodatek nie są zbyt skomplikowane. Mnie cieszyło przede wszystkim to, że w rozdziałach z zadaniami nieobowiązkowymi można pojeździć po zdecydowanie większym terenie niż w tradycyjnych etapach. Bez konia tutaj ani rusz. Bieg do pierwszej lepszej kryjówki bandytów zająłby dobrych kilka minut.

Choć widzieliśmy zaledwie sześć wybranych etapów spośród siedemnastu, jakie znajdą się w pełnej wersji gry, musimy zgodnie stwierdzić, że Więzy Krwi to znakomicie wyglądający produkt. Niemal wszyscy członkowie redakcji, którzy choć przez chwilę obserwowali wyczyny McCallów, byli zgodni w ocenie oprawy audiowizualnej – jest wspaniała. Autorom należą się słowa uznania za stworzenie tak ładnych i zapadających w pamięć lokacji. Widok położonej w górach kopalni i skąpanych w słońcu jałowych pustyni robi piorunujące wrażenie – w Więzy Krwi wypada zagrać choćby po to, by delektować się widokami, bo naprawdę jest na co popatrzeć. Świetnie wypada też ścieżka dźwiękowa, a zwłaszcza muzyka, pełna dynamicznych, szybkich utworów, które stanowią doskonałe tło dla ciągłej akcji.
W parze ze znakomitą oprawą idzie interesująca rozgrywka, pełna zróżnicowanych zadań i ciekawych pomysłów. Autorzy nieustannie próbują zaskoczyć czymś gracza i rzadko serwują fragmenty, w których musiałby przez kilkanaście minut poruszać się mozolnie naprzód, zabijając przy tym hordy nadbiegających zewsząd przeciwników. Strzelania jest tu wprawdzie co niemiara, ale wrocławianom zawsze udaje się urozmaicić je przerywnikami, zmuszającymi do czegoś więcej niż nieustanne naciskanie na spust. A jeśli dodamy do tego smaczki w postaci pojedynków, jazdy na koniach, możliwości korzystania z osłon oraz inne podobne atrakcje, to okaże się, że Więzy Krwi mają do zaoferowania znacznie więcej niż niejedna konkurencyjna produkcja tego typu.