Call of Juarez: Więzy Krwi - testujemy przed premierą - Strona 2
Ray McCall powraca siać zamęt w sercach przeciwników, tym razem mając u boku swojego brata Thomasa. Nowa gra z serii Call of Juarez zapowiada się wybornie, o czym mogliśmy się przekonać sami, testując jej wersję beta.
Przeczytaj recenzję Call of Juarez: Więzy Krwi - recenzja gry
Dłuższe sekwencje „skradankowe”, do których zmuszał nas pierwowzór, to już przeszłość. W Więzach Krwi nie ma odrębnych etapów zorientowanych na rzeź i na działanie w ukryciu – obie koncepcje zostały wrzucone do jednego kotła i wymieszane, dzięki czemu Call of Juarez pozwala w większym stopniu dostosować styl rozgrywki do prywatnych preferencji. Podziały pomiędzy bohaterami, co prawda, nie znikły, ale teraz są one subtelniejsze. Znany z pierwszej odsłony cyklu Ray to twardy zawodnik, który uwielbia rozwiązania siłowe. Znakomicie radzi sobie z dwoma rewolwerami naraz, na dodatek jest bardziej wytrzymały od brata, dzięki noszonej na piersi zbroi. Thomas nie ma w zwyczaju iść na żywioł, ale też w żadnym stopniu nie stroni od walki. Domeną drugiego z McCallów są strzelby, znakomicie sprawdzające się w wymianie ognia na średnich dystansach. Ponadto Thomas ma do dyspozycji lasso, które pozwala przedrzeć się do niedostępnych w tradycyjny sposób miejsc.

Wyboru postaci dokonujemy zawsze przed rozpoczęciem rozdziału – etapy, w których gra zmusza nas do zabawy konkretnym bohaterem, można policzyć na palcach jednej ręki. W zależności od kontrolowanego śmiałka rozgrywka przebiega trochę inaczej, co doskonale obrazuje misja polegająca na wydostaniu się z nieprzyjaznego McCallom miasteczka. Po wyjściu z jednego z budynków bracia zauważają stojący w pobliżu dyliżans i postanawiają go porwać. Zadania podejmuje się Thomas, więc to on musi zejść na ulicę, podkraść się do pojazdu i przejąć nad nim kontrolę. W tym samym czasie Ray pozostaje na dachu domu i stamtąd próbuje wyeliminować nadbiegających przeciwników. Jak nietrudno się domyślić, w zależności od tego, kogo wybierzemy przed rozpoczęciem rozdziału, zabawa w tym fragmencie przebiegnie w inny sposób – raz będziemy osłaniać towarzysza, innym razem sami spróbujemy przejąć dyliżans.
Obu braci różni też tryb koncentracji, który w produkcie firmy Techland odpowiada za spowolnienie czasu. Kiedy z tego udogodnienia korzysta Ray, zaznacza on celownikiem znajdujących się w zasięgu wrogów, a następnie pluje ołowiem we wskazane punkty w niewiarygodnie szybkim tempie. Natomiast Thomas oddaje śmiercionośny strzał w kierunku jednego przeciwnika poprzez odciągnięcie kurka w rewolwerze. Pocisk ma potężną siłę rażenia i od razu powala na ziemię przeciwnika. Skoro mowa o trybie koncentracji, warto powiedzieć o jeszcze jednym pomyśle, który wyróżnia gry z serii Call of Juarez. W Więzach Krwi bullet time po naładowaniu jest dostępny tylko przez sześćdziesiąt sekund – po upływie tego czasu trzeba napełnić pasek od nowa. Wprowadzona zmiana wyraźnie zmniejsza znaczenie całego trybu, gdyż teraz trudniej zachować bonus na bardziej wymagające potyczki. Gra poniekąd zmusza użytkownika do zabijania wrogów w tradycyjny sposób, bez korzystania z ułatwień.