Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 21 maja 2009, 09:55

Call of Juarez: Więzy Krwi - testujemy przed premierą

Ray McCall powraca siać zamęt w sercach przeciwników, tym razem mając u boku swojego brata Thomasa. Nowa gra z serii Call of Juarez zapowiada się wybornie, o czym mogliśmy się przekonać sami, testując jej wersję beta.

Przeczytaj recenzję Call of Juarez: Więzy Krwi - recenzja gry

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Nie tak dawno, bo w kwietniu tego roku, mieliście okazję poznać nasze wrażenia z pokazu Call of Juarez: Więzy Krwi – nowej strzelaniny wrocławskiej firmy Techland. Dziś wracamy do tego tematu za sprawą wersji beta, którą od ponad tygodnia katujemy w naszej redakcji. Niniejszym przedstawiamy kolejny raport z rozgrywki tej wielce oczekiwanej produkcji, jednocześnie gorąco zachęcając do jego lektury.

Więzy Krwi rozpoczynają się od mocnego uderzenia. Mamy rok 1864, na amerykańskiej ziemi trwa krwawa wojna secesyjna, a główni bohaterowie tej opowieści – bracia Ray i Thomas McCall – biorą w niej czynny udział, reprezentując siły Konfederatów. Do akcji wkraczamy w trakcie jednej z bitew, gdy szala zwycięstwa nieuchronnie przechyla się na stronę przeciwnej Południowcom Unii. Wcielając się w rolę Ray’a, pomagamy sojusznikom w odparciu ataku wroga, koncentrując się jednocześnie na odnalezieniu brata, który znalazł się w potrzasku i stanął przed widmem śmierci.

Jest tu na czym oko zawiesić, naprawdę.

Pierwszy etap nie pozostawia żadnych złudzeń co do tego, pod jakim wpływem byli wrocławianie w trakcie projektowania gry – od samego początku ich dzieło do złudzenia przypomina serię Call of Duty. Bieganina w ciasnych okopach, widowiskowe wybuchy, świszczące w powietrzu kule, masa przeciwników, jedna właściwa droga oraz sporo szybkich, intensywnych zadań do wykonania. Ray McCall musi obronić atakowane terytorium, co jest równoznaczne z wybiciem wszystkich nacierających wrogów. W ruch idą nie tylko rewolwery, strzelby i laski dynamitu, ale również takie narzędzia zagłady jak armata czy działko Gatlinga. Oczywiście cały czas mamy do pomocy wiernych towarzyszy, całkiem nieźle radzących sobie z oponentami, ale najważniejsze cele i tak musi zrealizować główny bohater, gdyż bez jego ingerencji akcja nie posunie się naprzód.

Podobieństwa do gier z serii Call of Duty są zauważalne również w innych aspektach rozgrywki, np. w kwestii leczenia. Autorzy zdecydowali się na modną w dzisiejszych czasach i ciepło przyjętą przez graczy automatyczną regenerację zdrowia, dlatego w przypadku odniesienia obrażeń wystarczy schować się w bezpiecznym miejscu i poczekać cierpliwie, aż nasz podopieczny dojdzie do siebie. Na ekranie pojawiają się natomiast ikony alarmujące o zagrażających życiu ładunkach wybuchowych. Podobny system został wprowadzony do serii Call of Duty lata temu i sprawdza się tam bardzo dobrze. W Więzach Krwi jest pod tym względem nieco gorzej, bo znacznik jest mały i w ferworze walki łatwo go przeoczyć. A że dynamity lądują pod nogami nadzwyczaj często, niejeden raz można doznać przypadkowej śmierci przez rozerwanie na strzępy.

Po szybkim i mocnym początku tempo trochę siada, ale mimo tego trudno narzekać na nudę. Odniosłem wręcz wrażenie, że autorzy celowo starają się uwikłać gracza w rozmaite problemy, by zachwycić go czymś więcej niż tylko ciągłymi strzelaninami. Dobrym przykładem jest tu drugi rozdział, w którym Ray i Thomas dezerterują z armii i wyruszają w drogę powrotną do domu. Mamy tu masę strzelania, ale także takie atrakcje jak gaszenie pożaru wiadrami z wodą (w identyczny sposób jak w pierwowzorze), chowanie się przed przeciwnikami w polu kukurydzy (tutaj z kolei kłania się Call of Duty 4: Modern Warfare i misja w Prypeci) oraz eliminowanie wrogów po cichu, za pomocą nie wywołujących hałasu noży.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.

Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi
Graliśmy w Escape from Tarkov – to nie jest gra dla słabych ludzi

Przed premierą

Escape from Tarkov zapowiada się na najbardziej realistyczny symulator przebywania na nieprzyjaznym terenie. Mechanizmy zabawy są bardzo proste – największe przeszkody czają się zupełnie gdzie indziej.

Analizujemy Escape from Tarkov – czy The Division ma się czego obawiać?
Analizujemy Escape from Tarkov – czy The Division ma się czego obawiać?

Przed premierą

Podczas gdy wszyscy sugerują ucieczkę, my wracamy do Tarkova, by przeanalizować wysyp informacji na temat tej gry. Informacji wskazujących na produkt imponujący w wielu aspektach, ale i coraz bardziej niszowy, coraz mniej przystępny dla większości graczy.