autor: Maciej Kurowiak
Tom Clancy's H.A.W.X. - już graliśmy! - Strona 2
W Londynie, w muzeum RAF-u, w samym centrum historii brytyjskiego lotnictwa sprawdzaliśmy, jak prezentuje się podniebna strzelanina Tom Clancy’s HAWX.
Przeczytaj recenzję Tom Clancy's H.A.W.X. - recenzja gry
Inspiracje Ace Combat widać już na pierwszy rzut oka przy wyborze odpowiedniego do misji samolotu. Każdy z nich ma bardzo podstawowe parametry oraz broń (rakiety powietrze-powietrze, bomby etc.). Nie jest to specjalnie skomplikowane i podobnie jak u japońskiego konkurenta przy odpowiedniej znajomości przeciwników możemy optymalnie dobrać maszynę i jej uzbrojenie. Jak przystało na serię Tom Clancy's, wszystkie samoloty to prawdziwy sprzęt, przeniesiony do gry w całej okazałości i z takim realizmem, jaki wymagany jest w solidnej podniebnej strzelaninie. Do naszej dyspozycji będą więc F-16, F-22 Raptor, Eurofighter Typhoon czy F-117 Nighthawk.

Na początek zaserwowano nam misję polegającą na obronie rafinerii, znajdującej się gdzieś na pustyni. Zadanie było proste, bronić budynków przed nadjeżdżającymi czołgami i nadlatującymi bombowcami. Jeśli ktoś grał wcześniej w Ace Combat 6, bez problemu poradzi sobie ze sterowaniem i rozpoznaniem przeciwników. Mimo pewnych usprawnień, jest to w gruncie rzeczy ten sam dobry system manewrowania, w którym przy pomocy jednego przycisku możemy zmieniać cele, a gdy zbliżymy się na odpowiednią odległość, celownik zmienia kolor na czerwony. Autorzy poszli jednak dalej i dodali pewne usprawnienia, choć weteranom gatunku nie do końca mogą one przypaść do gustu. Jest to tzw. system ERS (Enhanced Reality System, czyli system zwiększonego realizmu), który odpowiada za sterowność i przygotowanie samolotu do ataku w sposób niemal automatyczny oraz, jak to określają autorzy, „zamienia każdego nowicjusza w elitarnego pilota przyszłości”. W efekcie większość najtrudniejszych manewrów, takich jak namierzanie celu zarówno w powietrzu, jak i na ziemi, możemy powierzyć temu systemowi. Niektórym graczom może się to wydać nieco zbyt proste, ale są sytuacje, gdy skorzystanie z tej opcji dla większości śmiertelników jest konieczne.
Jak ów system działa w akcji, przekonaliśmy się w kolejnej misji polegającej na obronie Rio de Janeiro. Miasto było atakowane z morza: flota przy wsparciu lotnictwa przeprowadzała desant na miasto i w dalszej części misji należało uporać się z jeżdżącymi po jego ulicach czołgami. Namierzenie ich zwykłym sposobem jest bardzo czasochłonne i trudne, dlatego też jest to dobry moment na skorzystanie z dobrodziejstw systemu ERS i użycie funkcji automatycznego przechwytywania.
Załóżmy, że lecimy nad miastem, a po jego ulicach między wieżowcami jeżdżą czołgi wroga. Samodzielne wyszukiwanie miejsca, z którego będziemy mogli oddać celny strzał prawie zawsze spali na panewce i wtedy właśnie najlepiej skorzystać z systemu automatycznego namierzania. Gdy na naszym celowniku znajdzie się rzeczony czołg – na ekranie wyświetla się informacja, by nacisnąć X (w Xboksie 360), wtedy pojawia się coś w rodzaju powietrznego korytarza, który prowadzi nasz samolot takim torem, że możliwe jest namierzenie ukrytego między budynkami czołgu.