Command & Conquer: Red Alert 3 - pierwsze wrażenia - Strona 2
Pierwsza prezentacja nowego Red Alerta odbyła się w ostatnich dniach kwietnia bieżącego roku w Moskwie. Byliśmy tam i zaświadczamy, że szykuje się nam kolejny dobry produkt z serii Command & Conquer.
Przeczytaj recenzję Command & Conquer: Red Alert 3 - recenzja gry
W trakcie pokazu zaprezentowano nam bardzo krótką, bo trwającą zaledwie kilkanaście minut potyczkę pomiędzy dwoma doskonale znanymi stronami konfliktu – Aliantami i Sowietami, przy czym grywalna była tylko ta druga frakcja. Misja rozpoczęła się od budowy bazy i konstruowania podstawowych budynków: elektrowni, koszar oraz rafinerii rudy – tak jak w poprzednikach, minerału pełniącego rolę głównego surowca. Następnie gracz stworzył mały oddział zwiadowczy (roboty przypominające wyglądem pająki) i ruszył w kierunku alianckich zabudowań. Mimo prób uniknięcia wrogich patroli (m.in. za pomocą unikatowej umiejętności, pozwalającej na wykonywanie odległych skoków), jednostki te nadziały się w końcu na wrogie czołgi i musiały uznać ich wyższość.
W tym samym momencie intensywny atak przypuściła strona aliancka, wskutek czego niewielka placówka Związku Radzieckiego stanęła w obliczu zagłady. Gracz szybko złożył MCV, a następnie skierował pojazd do pobliskiego akwenu wodnego. I tutaj miała miejsce największa niespodzianka – podczas pierwszego kontaktu z życiodajną cieczą wehikuł okazał się być amfibią, dzięki czemu mógł on swobodnie odpłynąć od brzegu. Szybko okazało się, że Sowieci są w stanie zbudować bazę na wodzie bez jakichkolwiek ograniczeń, charakterystycznych dla poprzednich odsłon cyklu. Gracz bez najmniejszego trudu skonstruował wszystkie niezbędne budynki, łącznie z cewkami Tesli do obrony placówki i wznowił przerwany przez wrogi atak zbiór rudy. Żniwiarka posłusznie udawała się w kierunku kopalni, jak gdyby nigdy nic płynąc do brzegu, a następnie kontynuując podróż na lądzie.
Możliwość tworzenia sowieckich baz na wodzie to największa nowość, jaką w Moskwie zaprezentowali nam twórcy gry. W poprzednich odsłonach cyklu po akwenach mogły poruszać się wyłącznie wybrane jednostki, np. statki. W trzecim Red Alercie nie ma już takich ograniczeń, czego najlepszym dowodem jest podany wyżej przykład. Większość zwykłych pojazdów to amfibie, dzięki czemu mogą bez trudu pływać. Oczywiście specjalne jednostki nawodne (a tych jest całkiem sporo) nadal mają przewagę podczas batalii morskich, ale poczynione zmiany są i tak na tyle duże, że możemy mówić tu o rewolucji w rozgrywce. Jestem niezmiernie ciekaw, jak wodne bazy sprawdzą się w trakcie potyczek internetowych – niestety w Moskwie trybu multiplayer nam nie pokazano.
Dysponując wodną bazą gracz rozpoczął produkcję statków, które szybko pozwoliły mu uzyskać przewagę na morzu. Sukcesywnie posuwając się naprzód, Sowieci demolowali alianckie wojska, by wreszcie dotrzeć do wrogiej stoczni. Szybki atak jednostek na tę konstrukcję całkowicie pozbawił przeciwnika możliwości rozwoju floty.
Gracz przypuścił ostateczny atak na wrogą bazę przy pomocy żołnierzy Tesla, przypieczętowując zwycięstwo uderzeniem bomby, która zlikwidowała pozostałych przy życiu Aliantów. Ładunek zasysający wszystkie jednostki w strefie rażenia miał nieco mniejszą siłę niż super-bronie z Wojen o Tyberium, ale i tak dokonał ogromnych spustoszeń wśród wrogiej piechoty. Gdy wydawało się, że Sowieci całkowicie opanowali terytorium, na mapie pojawiły się jednostki trzeciej frakcji w Red Alert 3 – Imperium Wschodzącego Słońca. Futurystyczne cyborgi szybko wyeliminowały żołnierzy Tesla i objęły kontrolę nad terenem należącym jeszcze przed chwilą do Sowietów. W tym samym momencie misja zakończyła się.