autor: Adam Kaczmarek
Frontlines: Fuel of War - przedpremierowy test - Strona 2
Tryb wieloosobowy Frontlines: Fuel of War zapowiada się na typową, rzemieślniczą robotę. Nie zapominajmy, iż siła tytułu tkwić będzie w kampanii dla pojedynczego gracza, a multiplayer dodany zostanie jedynie w formie przystawki.
Przeczytaj recenzję Frontlines: Fuel of War - recenzja gry
Rozgrywka zaczyna się od okna z wyborem klasy. Na pierwszy rzut oka wygląda ono niespecjalnie. Mapa jakoś mało dokładna, nazwy klas banalne. W skład zespołu wchodzą: Assault, Heavy Assault, Sniper, Anti-Vehicle, Special Ops i Close Combat. Wybór klasy determinuje rodzaj broni, którą będziemy siać postrach. Gracz preferujący walkę na bliski dystans powinien zaopatrzyć się w shotguna, a wojak lubiący się w akcjach przeciwko pojazdom wybierze wyrzutnię. Pod względem uzbrojenia Frontlines nie prezentują się okazale. Większość modeli bazuje na możliwościach obecnych pukawek pokroju G36K albo MP5A5. Wyglądają jednak futurystycznie, co pozwala zakwalifikować je jako „broń przyszłości”. To, co odróżnia Frontlines od Battlefielda, to dowolność wyboru dodatkowych umiejętności. Podzielono je na 4 rodzaje. Ground Support z początku umożliwia naprawę pojazdów za pomocą palnika. Rozwój tej umiejętności spowoduje, iż w późniejszym etapie rozgrywki będziesz mógł budować stanowiska z działkiem przeciwpiechotnym.
EMP Tech to cecha idealna dla sabotażysty. Dzięki niej gracz staje się niewidzialny na radarze wroga. Oprócz tego może wystrzeliwać pocisk energetyczny, który unieruchomi pojazdy, albo zbudować działo, które będzie takowymi pociskami strzelać samoczynnie. Drone Tech to jedna z bardziej grywalnych umiejętności. Inżynier wypuszcza małe sondy, które mają za zadanie namierzyć wroga. Oprócz tego korzysta z małych robotów ofensywnych, wyposażonych w działko bądź moździerz. Roboty mają jednak ograniczany sygnałem zasięg. Szczegół, a dodaje grze trochę realizmu. Miodzio. Ostatnia cecha to Air Support, czyli wsparcie z powietrza. Za pomocą lornetki gracz definiuje miejsce zrzutu, a następnie obserwuje festiwal bombardowań, ognia i smrodu spalonych ciał przeciwników. Zapewne zauważyliście brak roli medyka. Po doznaniu obrażeń zdrowie gracza regeneruje się. Wymaga to jednak rezygnacji z walki i schowania się w niedostępnym dla przeciwników miejscu.

Jak na nowoczesne pole walki przystało, nie opędzimy się od wszelkiej maści pojazdów. Czołgi, APC i transportery z karabinami niewątpliwie pomagają w eliminacji jednostek wroga. Gros wehikułów bazuje – podobnie jak broń – na obecnych zdobyczach techniki. Dziwnie patrzy się na M1B Fullera, który różni się od dzisiejszych czołgów jedynie stuningowanym, lśniącym pancerzem. To boli, zwłaszcza, że w Battlefieldzie 2142 oryginalnych rozwiązań było całkiem sporo. Pewnym ratunkiem mogą być helikoptery i samoloty, których w becie brak, a jak wieść niesie – naszpikowane są rozmaitymi bajerami jak niewidzialność lub system namierzania wrogich rakiet. Model jazdy zbliżony jest do tego, który widzieliśmy w ET: Quake Wars. Nie jest źle, ale do końca nie jestem usatysfakcjonowany. Pojazdy o mniejszych gabarytach wyraźnie kleją się do podłoża i ciężko stwierdzić, czy taki LVS (transporter o wyglądzie Hummera) jest podsterowny czy nadsterowny.