autor: Paweł Surowiec
Frontlines: Fuel of War - recenzja gry
Wątpliwe jest, by Frontlines: Fuel of War wygryzły z zajmowanych pozycji takie tuzy gatunku, jak Battlefield 2 czy CoD 4. Z pewnością jednak mogą stanowić godną alternatywę dla co bardziej znudzonych wspomnianymi tytułami graczy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wojna o ropę. Marzenie twardogłowych generałów (jak zresztą każda wojna). Senny koszmar mniej krwiożerczej części ludzkości. Ale też wdzięczny (i jakoś tak niechcący na czasie...) pomysł na sieciową jednoosobową strzelankę. Pomysł, na którym można nieźle zarobić. Przynajmniej do takiego wniosku doszli ludzie ze studia Kaos. A że wcześniej, występując jeszcze pod szyldem Trauma Studios, zdobyli stosowne doświadczenie przy tworzeniu Desert Combat, udanego moda do Battlefield 1942, to i całkiem nieźle wyszła im realizacja tegoż pomysłu. A przy okazji jakoś tak podobnie, w przypadku mechaniki rozgrywki, właśnie do gier spod znaku Battlefield.
Mamy rok 2024. Spełnia się czarny scenariusz ludzkości – niewidzialna ręka zakręca prawie wszystkie kurki z ropą naftową. Ten, kto zapewni sobie dostęp do ropy w dobie kryzysu energetycznego, będzie miał władzę. Na ostatnie złoża tej kopaliny rzucają się więc – jak wygłodniałe psy na kość – dwie potężne armie: Zachodniej Koalicji (USA dogadało się z UE) i Sojuszu Czerwonej Gwiazdy (w którym rosyjski niedźwiedź bez skrępowania obściskuje się z chińską pandą).
Kampania single player (kto zgadnie, po której stronie ją rozgrywamy?) to ledwie przygrywka przed trybem zabawy wieloosobowej. „Przygrywka” nie jest tu zresztą najodpowiedniejszym słowem... Takie tam „rzępolenie”, składające się jedynie z 7 misji (każda to ok. godzinki gry). Misje te są dosyć luźno powiązanymi ze sobą epizodami z wojny o ropę, rozgrywanymi po (jedynie słusznej?) stronie Zachodniej Koalicji. Jeżeli ktoś liczy na hollywoodzki scenariusz i emocje porównywalne z tymi, jakich dostarcza kampania dla jednego gracza w niedoścignionym pod tym względem CoD 4, z pewnością grubo się przeliczy. Chociaż nie jest zupełnie beznamiętnie – nie brak akcji, skoków adrenaliny czy nawet delikatnych wzruszeń. Mimo wszystko nie warto wydawać ciężko zarobionych pesos, jeśli nie zamierzamy zetrzeć się z żywymi graczami. Tryb single player należy traktować bardziej jako rozgrzewkę przed właściwą zabawą w multku.