autor: Andrzej Jerzyk
Return to Castle Wolfenstein - przed premierą - Strona 2
Mało znana firma Gray Matter Interactive Studios pod opieką Activision próbuje stworzyć nową jakość w grach fpp, nawiązując jednocześnie w swoim nowym tytule Return to Castle Wolfenstein do kultowego swego czasu Wolfenstein’a 3D.
Przeczytaj recenzję Return to Castle Wolfenstein - recenzja gry
Ale nie tylko w budynkach B.J. będzie walczyć. Spora część akcji ma mieć miejsce w sąsiedniej do zamku wiosce. Warto przy okazji wspomnieć o zmiennej pogodzie, która ma tu obejmować deszcze, śniegi czy mgły. Jeżeli natomiast chodzi o AI przeciwników, to ma być nieco :) ulepszone w stosunku do pierwszego Wolfa. Nie będzie można już tak łatwo podejść do gestapowca od tyłu i przejechać po nim serią z automatu ! Hitlerowcy będą teraz ze sobą współpracować, osłaniać się, a gdy sytuacja zrobi się niebezpieczna – zaczną nawet uciekać !
W sprzyjających warunkach, skubany faszysta potrafi nawet przewrócić stół czy inny mebel, aby zrobić sobie z niego zasłonę przed ostrzałem. Standardem w dzisiejszych grach fpp staje się mapowanie obrażeń, co oznacza, że inny ciężar będą miały rany kończyn, a inne głowy. Poza tym wreszcie ktoś pomyślał o kondycji bohatera gry fpp i w Return to Castle Wolfenstein nie będzie już można sobie przebiec dwudziestu kilometrów bez chwili odpoczynku.
Z wyposażenia naszego bohaterskiego B.J. można wymienić takie cacka, jak: klasyczne granaty, pistolety, karabiny maszynowe i malowniczy w działaniu miotacz ognia. Poza tym, mamy niezawodne buty, którymi można czasem komuś dokopać (tym bardziej, że teraz możemy kopać używając jednocześnie innej broni !). Możemy także używać lornetki, celować karabinem snajperskim, czy założyć sobie poręczny noktowizor. Wracając na moment do broni – na tegorocznych E3 pojawiły się słuchy, że dostaniemy do ręki nawet przenośny karabin na bazie cewki Tesli ! Heh, fajnie będzie zobaczyć z bliska efekt jego działania...
Bardzo ciekawie została rozwiązana kwestia „pojawiania” się przeciwników. Nie ma już klasycznego respawn, które tu zastąpiono kolejno nadjeżdżającymi transportami żołnierzy. To, jakby nie było, ma sens. Postarano się także o danie graczowi dużej swobody w kontaktach z otoczeniem. Interakcja polega tu nie tylko na wybijaniu szybek i łamaniu krzeseł. Jeżeli znajdziemy materiały wybuchowe, to cienka ściana czy nawet samolot w hangarze nie będą dla nas trudne do zniszczenia.
Niestety, również ten tytuł już kilka razy notował przesunięcie swej premiery. Najpierw obiecywano nam, że zagramy sobie już na gwiazdkę zeszłego roku, teraz najprawdopodobniej gra trafi na półki sklepowe na kolejne święta. Ale jak mówią – dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają. A zresztą, jaki mamy wybór ?
Po oglądnięciu screenów, można twierdzić, że będzie to najładniejsza gra traktująca o II wojnie światowej, jaka została kiedykolwiek wydana. Mimo tego wymagania sprzętowe są w miarę rozsądne, co nie zmienia faktu, że co poniektórzy będą musieli wymienić w swoim blaszaku to czy owo (potrzeba co najmniej PII 500 Mhz i 128 MB ram). Natomiast tryb multiplayer w grze jest, chociaż autorzy przyznają, że główny nacisk kładą na tryb gry samotnej. Ciekawe, czy jest to jakiś nowy trend, czy tylko przypadek ? W końcu Max Payne też preferuje single-player...
Na koniec mała dygresja. Wątpię, żeby grze specjalnie duże korzyści przyniosło powiązanie jej ze starym Wolfenstein. Wolf 3D był zbyt jeszcze prymitywy graficznie, by można było w nowej grze odnaleźć jakieś powiązania z pierwowzorem. W końcu tam twarz przeciwnika składała się z kilku pikseli, tu będzie natomiast najnowsza technika. Inaczej może być z nadchodzącym Doom 3, bo „dwójka” miała już dość sugestywne potwory. I nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Cacodemona, Lost Soul czy innego Spider Bossa w wersji z roku 2002 (wtedy ma wyjść nowy Doom). Nie zmienia to faktu, że Return to Castle Wolfenstein ma szansę stać się jedną z najciekawszych gier fpp najbliższych miesięcy.
Andrzej „Jeż” Jerzyk