autor: Emil Ronda
Crackdown - przed premierą - Strona 2
Przyszłość. Pacific City jest legowiskiem neo-zła, które szerzy się pod postacią doskonale zorganizowanych i uzbrojonych po zęby gangów. Zaczynają one wnikać w najgłębsze struktury miasta i wywierać nacisk na każdy element życia jego mieszkańców...
Przeczytaj recenzję Crackdown - recenzja gry
Nasz bohater-klonik pozwoli Wam cieszyć się w miarę rozwoju gry coraz to większymi umiejętnościami i większą siłą fizyczną (co powiecie na skoki dalekie na kilkadziesiąt metrów? Tego typu prezentów od autorów możecie spodziewać się więcej). Jednak progres cech będzie zależał od Waszego stylu gry – jeśli będziecie dużo tłuc pięściami, umiejętności związane z tym stylem walki będą się mnożyć niczym grzyby po deszczu. Wolicie jednak siać ołowiem? Po jakimś czasie dojdzie kilka ciekawych zagrań, a celność strzałów znacznie się poprawi.

- Przepraszam, która godzina?
- W pół do śmierci!
Trzy gangi rządzą miastem i mają swoje strefy wpływów: są to Volk, Los Muertos i Shaw-Gen Corp. To właśnie im, a w szczególności ich bossom będziesz uprzykrzał życie. Każdy z gangów ma siedmiu kozaków, którym złupienie skóry doprowadzi Cię do samego szefa. Czyli mamy 24-ech cwaniaków. Nie zapominajcie o ich popychadłach. Co ciekawe, większość z tych ważniejszych przeciwników, których pokonanie pcha sprawy znacznie do przodu, możecie spotkać bez większego wysiłku od początku rozgrywki. Jednak na pewno nie będziecie w stanie od samego początku ich pokonać. Tak więc trzeba mierzyć siły na zamiary. Wiąże się z tym kwestia elastycznego rozwoju postaci. Im więcej grasz w danym stylu, tym bardziej rosną konkretne umiejętności. I tak twórcy gry zakładają, że „Crackdown może skończyć nawet Twoja mama grając odpowiednią liczbę godzin”. Takie zagranie to sposób na implementację idei elastycznego poziomu trudności w grach – tyle, że tu nie przeciwnicy dostosowują się do Twojego poziomu, ale to Ty musisz podpakować bardziej statystyki, by się z nimi mierzyć. Trochę na modłę gier RPG.

Każda ze złowrogich organizacji ma swój styl prowadzenia interesów, swoje branże. I tak na przykład gangsterzy spod szyldu Volk parają się nielegalnym importem i możesz być pewny, że kręcić się będą w okolicy doków. Autorzy chwalą się ciekawymi powiązaniami. Otóż jeśli któryś gang uwielbił sobie zabawę z najnowocześniejszą bronią, eliminacja sub-bossa zajmującego się działką dostaw takich sprzętów powinna znacznie uszczuplić ich zapasy. Na papierze brzmi to ciekawie, w rzeczywistości może okazać się marginalnym, niedopracowanym i rozdmuchanym marketingowo pomysłem. Obym tylko krakał.