autor: Wojciech Gatys
Sacred 2: Fallen Angel - przed premierą - Strona 2
Sacred 2: Fallen Angel po prostu jest skazane na sukces. Doskonale czerpie z klasyki i własnego poprzednika i wygląda świetnie. Spodoba się zarówno fanom singla, jak i multiplayera. Ma szansę zdobyć uznanie role-playowych modderów. Można chcieć więcej?
Przeczytaj recenzję Sacred 2: Fallen Angel - recenzja gry na PC
Jednym z bardziej sympatycznych elementów Sacred był ogromny świat, który mogliśmy zwiedzić wzdłuż i wszerz oraz naprawdę wysokiej jakości grafika. Oczywiście producenci kontynuacji nie zamierzają nas zawieść i wracają z jeszcze bardziej efektownym silnikiem 3D oraz naprawdę różnorodnymi lokacjami. Wszyscy gracze, których denerwował fakt, że w pierwszym Sacred widok ustawiony był na sztywno, na pewno ucieszą się na wieść, że tym razem mamy do czynienia z niezwykłą dowolnością widoku. Dynamiczne walki z udziałem dziesiątek przeciwników i oczywiście świetnymi efektami pirotechnicznymi, możemy oglądać z niemal każdej perspektywy i dowolnego poziomu zbliżenia, a przepiękne wzgórza, bujna roślinność i cudowne widoki na horyzoncie na pewno nieraz zaprą nam dech w piersiach. Nawet renderowane przerywniki wyglądają dużo lepiej, choć jeszcze nie tak dobrze, jak choćby w Diablo 2.
Ascaron Entertainment zamierza nieco uatrakcyjnić rozgrywkę i dodać większą liczbę opcji – przykładem może być choćby system wytwarzania przedmiotów. Tak jest – element znany do tej pory przede wszystkim z MMORPG-ów, wkracza także do świata Sacred. To właśnie w Fallen Angel będziemy mogli nazbierać rzadkich ziół i przyrządzić z nich leczniczy napój albo – o ile zdobędziemy sprawność kowala – wykuć sobie nowy miecz w kuźni. Oczywiście opcji nie będzie aż tak wiele, jak choćby w EverQueście, no i chodzenie w stworzonej przez siebie zbroi to nie to samo, co satysfakcja z możliwości sprzedania przedmiotu żywemu człowiekowi, ale widać, że chłopaki się starają.
Na szczęście fani rozgrywek sieciowych mogą znaleźć w drugim Sacredzie naprawdę wiele godzin frajdy (nie wiem, czy w dzisiejszych czasach jeszcze się używa takich słów jak frajda, jeśli nie, to zrzućcie to na moje siwe włosy). Widać gołym okiem, że sukces trybu multiplayer jedynki został dostrzeżony przez producentów. Tym razem miłośnicy multi będą mogli zagrać w sieci lokalnej (we czwórkę) i za pomocą bezpośredniego połączenia przez Internet (nawet w 32 osoby). Prawdziwym wypasem będzie jednak opcja gry na serwerach Ascaron, na których możliwa będzie rozgrywka dla nawet dwustu graczy w jednej instancji świata Ancarii.
W tym ostatnim przypadku dostępnych będzie aż siedem różnych trybów, wśród których najciekawszym będzie chyba opcja walk klanów. Tak jest – gracze będą mogli się łączyć w swego rodzaju organizacje plemienne, z których każda posiadać będzie własne logo, barwy i okrzyk. Kiedy już wszystko zostanie ustalone, a władze klanu zdecydują się na rzucenie wyzwania wrogiemu plemieniu, wystarczy umówić się na gigantyczną ustawkę i wybić się nawzajem do nogi. Lepsze, niż kibicowskie burdy? Dużo lepsze. Szkoda tylko, że wśród wspomnianych trybów zabrakło opcji, która umożliwiłaby np. 32-osobowemu klanowi wspólnie przeżyć całą kampanię fabularną, o której już wspominałem. Gra w trybie kooperacji, w której czterech śmiałków zbawia świat ograniczona jest tylko i wyłącznie do sieci lokalnej.