Ognisty Podmuch: Fire Captain - test przed premierą - Strona 2
„Fire Captain” koncentruje uwagę na walce z ogniem, lecz oprócz oddziałów straży pożarnej musimy również dowodzić niewielkim zespołem pogotowia ratunkowego. Na Zachodzie skoordynowany system ratownictwa jest już od wielu lat standardem.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Interfejs użytkownika wbrew pozorom nie jest zbyt skomplikowany. Większość poleceń można wykonywać przy użyciu myszy. Gra na bieżąco „domyśla się”, jaki typ czynności zamierzamy wykonać. Posłużę się może małym przykładem. Zakładając, że mamy zaznaczonego strażaka najechanie kursorem myszy na beczkowóz wyświetli ikonę uzupełnienia zapasów wody, wskazanie ognia będzie równoznaczne z rozkazem jego ugaszenia, a kliknięcie na transformatorze zaowocuje wyłączeniem prądu w budynku, przy którym obiekt ten aktualnie się znajduje. Należy dodać, iż nie jest to jedyna możliwość. U dołu ekranu widoczne są dodatkowe przyciski. Ukazują one w zasadzie wszystkie czynności, jakich dana osoba czy pojazd może się podjąć.
Tutorial stanowi jedynie wstęp do właściwych zadań. Autorzy Fire Captain przygotowali ponad dziesięć zróżnicowanych misji podzielonych na kilka kampanii, przy czym w testowanej wersji beta nie byłem w stanie ich wszystkich zbadać. Podstawowym utrudnieniem okazał się błąd polegający na braku możliwości dokonywania poprawnych zapisów stanu gry (zawieszanie się komputera). Ukończenie bardziej rozbudowanych poziomów za pierwszym podejściem niejednokrotnie graniczyło z cudem, szczególnie na najwyższym poziomie trudności. W tym przypadku nawet niewielkie potknięcia mogą zaowocować zawaleniem całego zadania.
Wróćmy jednak do właściwej gry i tego, co udało mi się zobaczyć. Trzeba przyznać, iż przygotowane przez producentów poziomy (przynajmniej te początkowe) sprawiają wrażenie dość zróżnicowanych, a mapy, na których rozgrywają się kolejne etapy, są stosunkowo duże. Jest to w zasadzie pewne utrudnienie, gdyż istnieje obawa, iż ogień może rozprzestrzenić się na większym obszarze. Mnie osobiście przypadły do gustu dwie plansze – otwierająca pierwszą kampanię, którą zlokalizowano na typowym amerykańskim osiedlu (pełno domów jednorodzinnych) oraz rozgrywana na terenie fabryki fajerwerków. Petardy i inne materiały wybuchowe niewątpliwie stanowiły sporą atrakcję tego poziomu. Nie ukrywam też, iż powyższe okoliczności wpłynęły na poziom trudności całego etapu. Zmierzenie się z błyskawicznie rozprzestrzeniającym ogniem sprawiało mi jednak ogromną przyjemność.

Kolejnym mocnym punktem rozgrywki wydaje się być sam ogień, który w moim przekonaniu rozprzestrzenia się w bardziej autentyczny sposób, aniżeli miało to miejsce chociażby w wielokrotnie już wspominanej serii Emergency. Przykładowo, ogień szybciej przenosi się na obiekty pokryte drewnem czy różnymi łatwopalnymi materiałami. Nie bez znaczenia jest również pora dnia. O wiele trudniej walczy się z żywiołem w palącym słońcu. To nie koniec atrakcji. Gra uwzględnia na przykład tak zwany efekt ognistego podmuchu. Do niekontrolowanej eksplozji dochodzi w sytuacji, gdy ogień zgromadził się w niewielkim pomieszczeniu bez dostępu powietrza. Zanim skieruje się w takie miejsce podległych strażaków, należy zadbać o przygotowanie ujść dymu. Najprostsza metoda polega na wybiciu znajdujących się w okolicy szyb. Na szczęście miejsca zagrożone powstaniem ognistego podmuchu są najczęściej łatwe do rozpoznania. Ryzyko zranienia strażaków nie jest więc zbyt duże.