autor: Piotr Szczerbowski
Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - testujemy przed premierą - Strona 3
Sequel znakomitej gry akcji/TPP z 2003 roku, która pozwalała nam wcielić się w Sama Fishera - tajnego agenta, członka grupy nazywanej „Third Echelon”, jaka wchodzi w skład NSA (National Security Agency).
Przeczytaj recenzję Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - recenzja gry na PC
W zasadzie każdy poziom ma w sobie coś ciekawego, co wbija się na dłużej w pamięć. Pierwszy etap to przepiękny zachód słońca, drugi kojarzy się z mordem bezbronnych cywilów, wizyta w Paryżu to podziemne kompleksy, a przejażdżka pociągiem może przyprawić mało odpornego człowieka o mdłości. Efekt pędzącego składu jest niesamowity, a budynek kościoła w Jeruzalem to już prawdziwy majstersztyk. Jeśli ktoś miał pretensje do pierwszej części, jakoby prezentowała nudne i sterylne wnętrza, to teraz będzie zachwycony.

Oczywiście cały czas towarzyszą nam te same osobistości. No, przynajmniej duchem, gdyż ciałem znajdują się w bezpiecznym punkcie dowodzenia. Lambert, nasz przełożony o znajomym głosie niedoszłego prezydenta Palmera z popularnego serialu „24 Godziny”, będzie na bieżąco podawał najświeższe informacje. Grimsdottir, czyli kobieta-haker, wydobędzie natomiast potrzebne dane nawet z mikrofalówki, chełpiąc się, typowo dla tego fachu, prostotą wykonywanych czynności.
Kilka dodatkowych słów chciałbym poświęcić misji w Indonezji, gdyż to właśnie ona spowodowała mój ogromny zachwyt nad graficzną stroną Pandora Tomorrow. Wszystkich zainteresowanych zapowiedziami twórców o przeniesieniu teatru działań na otwarte tereny, uspokajam – tak jest tylko w wybranych misjach. Takich właśnie jak ta w dżungli opanowanej przez uzbrojonych po zęby terrorystów. Gęsto rosnąca trawa, drzewa z bujnymi koronami, to zupełna nowość. Oczywiście przeznaczona z założenia dla posiadaczy mocnego sprzętu, ale ciesząca oko nad wyraz dobrze. Słowem – rewolucja graficzna w całej okazałości.
