autor: Piotr Szczerbowski
Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - testujemy przed premierą - Strona 2
Sequel znakomitej gry akcji/TPP z 2003 roku, która pozwalała nam wcielić się w Sama Fishera - tajnego agenta, członka grupy nazywanej „Third Echelon”, jaka wchodzi w skład NSA (National Security Agency).
Przeczytaj recenzję Tom Clancy's Splinter Cell: Pandora Tomorrow - recenzja gry na PC
Pierwszym zadaniem w nowej kampanii jest infiltracja ambasady Stanów Zjednoczonych w Timorze. Opanowany przez terrorystów budynek nie należy do najbezpieczniejszych miejsc, ale doskonale wyszkolony i zaopatrzony agent NSA musi radzić sobie w każdych warunkach. Gdyby jednak ktoś zapomniał „jak się to robi”, specjalnie przygotowany szybki kurs pomoże mu sobie wszelkie podstawowe informacje przypomnieć. Tak więc zamiast sztampowego treningu, znanego z pierwszej części, tutaj nauka przebiega już w trakcie wykonywania zadania. Poziom trudności został przez to podniesiony, a już po kilku chwilach można natknąć się na pierwszego przeciwnika – strażnika grzejącego skrzynie. Przyciśnięty do ściany Fisher może wyjrzeć zza rogu, jednak nie jest w stanie ze swojego miejsca strzelić w lampę, a w świetle jest przecież bezbronny jak kaczka na strzelnicy. Z pomocą przychodzi nowy zestaw ruchów – tzw. SWAT turn, dzięki któremu można niepostrzeżenie przemknąć obok otwartych drzwi, czy innego wąskiego przesmyku pomiędzy dwoma ścianami. Dalej można już postępować jak za starych dobrych czasów – strzał w lampę, zajście zdezorientowanego strażnika od tyłu i ogłuszenie go jednym ruchem, którego nie powstydziłby się nawet Bruce Lee.
Pierwszy etap zaznajamia nas z obsługą gry. Drugi natomiast rozwija fabułę, a właściwie to jeszcze bardziej ją komplikuje. Dziwne sploty akcji, informatorzy spotykani po drodze, nawet starzy, niekoniecznie dobrzy znajomi. I ten ewenement, potwierdzający dobitnie, że autorzy mają niesamowitą fantazję. Wyobraźcie sobie pewien plac, oświetlony snopami światła z reflektorów. Weteran poprzedniej części od razu schowałby się tam, gdzie chroni go najczarniejszy cień. A tu niespodzianka – nasz przełożony informuje, że okolicy pilnują snajperzy wyposażeni w noktowizory. Jedynym sposobem na przejście dziedzińca jest… pozostanie w świetle.
