Graliśmy w Anthem – walka jest super! A fabuła? No nie wiem... - Strona 3
Anthem według graczy to coś jedynie dla fanów Destiny. Według twórców z BioWare z kolei to coś zupełnie innego niż Destiny. A my troszkę już pograliśmy i wiemy, jak jest naprawdę.
Przeczytaj recenzję Recenzja Anthem - gry, którą kocham i nienawidzę
O co tutaj chodzi?
Mojego entuzjazmu nie wzbudziła także fabuła i cała część narracyjna, mimo zapewnień o standardach BioWare i nacisku studia na dobre opowieści. Sami oceńcie to na przykładzie. Tak twórcy wyjaśniają istnienie anthemowych Iron Manów:
Na początku bogowie użyli potęgi hymnu, źródła czystego stworzenia. […] Hymn był zbyt potężny, by utrzymać go w jednym miejscu, więc po świecie rozszalały się niewyobrażalne kataklizmy, a każdy, kto próbował ujarzmić tę moc, był przez nią przeobrażany i wypaczany. Ludzkość szukała sposobów na przetrwanie w tym wrogim świecie. Właśnie dlatego nasi przodkowie stworzyli egzopancerze Javelin.
Nie kupiło mnie to wcale. Wszystkie postacie niezależne mają tendencję do długich, usypiających monologów i generalnie podawania wszelkich informacji na tacy. Myślę, że w zeszłym roku takie tytuły jak God of War, Detroit: Become Human czy Red Dead Redemption 2 ustawiły bardzo wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o opowiadanie historii w grach, i o ile nie tworzy się tytułu stricte dla najmłodszych odbiorców, taka łopatologiczna prezentacja fabuły trochę już nie ma racji bytu. Sprawia, że produkcja kierowana niby do wszystkich, nie zadowala tak naprawdę nikogo.

Kombinezon ma mnóstwo obszarów, które można pokolorować lub zmienić rodzaj powierzchni - doskonałe pole do mikrotransakcji, ale na szczęście kosmetycznych.
Obok takiego przekombinowania mamy też ślady pójścia na łatwiznę, bo naszymi przeciwnikami w tym obcym i wyjątkowym świecie są przerośnięte pająki, skorpiony czy latające wywerny, a złowrogim przywódcą armii najeźdźców Dominion jest doktor(!) Harken, wyglądający jak złoczyńca z jakieś parodii filmów z Jamesem Bondem. Obawiam się, że pomimo dużego nacisku na fabułę, mnóstwa dialogów i znajdziek poszerzających naszą wiedzę historia przedstawiona w Anthem nie będzie jednak wymieniana po stronie zalet tej pozycji.
Zakładnik silnika Frostbite
Mocno rzuca się również w oczy kontrast pomiędzy rewelacyjną grafiką świata gry a twarzami bohaterów, wymodelowanymi w tym samym stylu co w Andromedzie czy Battlefieldzie V. Silnik Frostbite generuje piękne plenery, ale z wyglądem ludzi nie radzi sobie już tak dobrze. Sztuczne, nieco komiksowe facjaty nie pasują do naturalnych i realistycznych krajobrazów planety, na której toczy się akcja tej produkcji.

Po mieście Fort Tarsis poruszamy się w tempie kulawego ślimaka - element do natychmiatowej poprawki!

NIE BIEGAJ, BO SIĘ SPOCISZ!
Sporo czasu w Anthem spędzimy w ogromnym mieście Fort Tarsis, które jest naszą bazą wypadową. Sęk w tym, że poruszać się po nim można wyłącznie w żółwim tempie, funkcja biegania jest wyłączona. Podczas pierwszej wizyty nie ma to jeszcze znaczenia, ale z każdą kolejną spacery stają się coraz bardziej frustrujące.
Pamiętacie słynne powolne chodzenie po schodach i korytarzu pomiędzy sekcjami bazy w Tom Clancy’s The Division? Tam jednak był to tylko krótki odcinek, a tutaj chodzi o poruszanie się po naprawdę sporej lokacji. Mam nadzieję, że w wersji premierowej zostanie to naprawione, bo inaczej jestem przekonany, że doczekamy się ogromnej fali narzekań ze strony graczy i szybkiego patcha od „Elektroników”.
Do hymnu!
Niektóre gry oferują wybór poziomu trudności, zestawiając ze sobą walkę i fabułę – chcesz się cieszyć historią, weź opcję z prostszą walką. Szukasz wyzwania – skup się na akcji wymagającej skupienia i refleksu. W takich sytuacjach zawsze wybieram większy nacisk na fabułę, chcąc chłonąć klimat gry i wsiąknąć kompletnie w jej świat – nawet kosztem braku jakiegokolwiek wyzwania zręcznościowego.
Z Anthem miałem zupełnie odwrotne odczucia. Już po paru pierwszych minutach chciałem grać tylko na „hardzie”, najchętniej pomijając wszelkie przerywniki filmowe i rozmowy – choć oczywiście z poczucia zawodowego obowiązku nie mogłem. Anthem okazało się grą z rewelacyjną walką i mechaniką latania. Ciągle mam też cichą nadzieję, że może i fabuła jako całość czymś się na koniec obroni. Może BioWare ukrywa przed nami jakiś fabularny twist, który każe zakrzyknąć: „Wow, jak oni na to wpadli!?”. Może.
Największą zagadką pozostaje jeszcze endgame i to, czy autorzy znaleźli ten magiczny sposób motywowania do regularnego grania. W gatunku loot-shooterów to ważne, dużo ważniejsze niż fabuła. Czy Anthem będzie codziennym, obowiązkowym hymnem, czy szybko okaże się pieśnią przeszłości?
O AUTORZE
Z Anthem spędziłem na pokazie prasowym niecałe 5 godzin. Z miejsca spodobały mi się mechaniki rozgrywki, walka, warstwa audio i wideo, natomiast zupełnie nie przekonał mnie wątek fabularny i lore gry. Spróbowałem zabawy solo oraz w kooperacji na różnych poziomach trudności.
Gatunek loot-shooterów nie jest mi obcy. Obydwu częściom Destiny oraz Tom Clancy’s The Division poświęciłem łącznie kilka tysięcy godzin, tak podczas samotnej rozgrywki, jak i z klanem. Grałem też w Warframe’a i Borderlands. Po pierwszym kontakcie z Anthem uważam, że tytuł ten stanowi uzupełnienie kolekcji z tego gatunku, a nie próbę zwykłego skopiowania którejś z wymienionych produkcji.
ZASTRZEŻENIE
Koszty przelotu i zakwaterowania podczas pokazu gry pokrył jej wydawca, firma Electronic Arts.