Graliśmy w Anthem – walka jest super! A fabuła? No nie wiem... - Strona 2
Anthem według graczy to coś jedynie dla fanów Destiny. Według twórców z BioWare z kolei to coś zupełnie innego niż Destiny. A my troszkę już pograliśmy i wiemy, jak jest naprawdę.
Przeczytaj recenzję Recenzja Anthem - gry, którą kocham i nienawidzę
Czy to jest Destiny TPP?
Rozbieżności w skuteczności odmiennych stylów walki zdecydowanie odróżniają Anthem od Destiny, ale to nie oznacza, że gry te nie są do siebie podobne. Pewne elementy wydają się przekopiowane niemal 1:1. Mamy kolorowe engramy z łupem, które zbieramy z pokonanych wrogów, oznaczenie „strefy bez możliwości respawnu”, kiedy pojawia się boss lub miniboss, a ataki ostrzami śmigacza do złudzenia przypominają superzdolność Blade Dancera u łowcy z Destiny.
Nie jest to jednak wada Anthem – gatunek loot-shooterów dopiero się rozwija, toteż znajdziemy tu również wiele elementów podobnych do tych z Warframe’a, The Division czy produkcji w stylu Diablo. Gra siłą rzeczy korzysta z mechanik i rozwiązań typowych dla swojej niszy. W wielu aspektach Anthem bliżej do The Division i Diablo, jak chociażby pod względem złożoności ekwipunku przy tworzeniu buildów czy opcji wyboru poziomu trudności.
To looter-shooter z trybem współpracy, więc oczywiste, że ma wiele elementów wspólnych lub podobnych do tego, co znamy z innych gier z tego gatunku. Anthem to jednak gra inna na swój sposób. Stworzyliśmy odrębny gameplay z ciekawymi mechanikami, własny świat, lore, fabułę i bohaterów. Istniejemy w tej samej przestrzeni z innymi tytułami [jako gatunek – przyp. tłum.], ale oferujemy zupełnie inne doświadczenia.
Zac Beaudoin, Associate Producer II
Aż szkoda, że w Anthem jest tak mało Destiny
Dzięki naciskowi na latanie oraz ataki środowiskowe zamiast strzelania zupełnie nie odczułem w Anthem powtórki z rozrywki z Destiny. Trochę nawet żałuję, że gra nie zapożyczyła z dzieła Bungie więcej elementów. Dowiedziałem się bowiem, że w Anthem zabraknie rajdów z naprawdę skomplikowanymi zagadkami do przejścia tylko w kooperacji. Poziom trudności śrubuje głównie ilość zdrowia przeciwników, o czym przekonałem się podczas jednej z aktywności endgame’u – oczyszczania twierdzy.
Autorzy przyrównują to do trybu lochów z innych gier, ja natomiast widziałem w tym głównie misję typu „szturm” z Destiny, w której po kilku etapach walk z mobkami dochodzimy do potężnego bossa. Nie trzeba dużo myśleć, kilkanaście minut strzelania i wzajemnego podnoszenia się w cztery osoby załatwia sprawę. BioWare wyraźnie chce zadowolić zarówno graczy początkujących, jak i tych bardziej hardcore’owych, nie blokując żadnych aktywności zbyt skomplikowanymi mechanikami.

ŚMIERTELNA WYLICZANKA
Walka w Anthem odbywa się według zasad z gier RPG, a więc przy trafieniach widzimy cyferki z ilością zadawanych obrażeń, a nad każdym wrogiem unosi się topniejący pasek zdrowia lub pancerza. Przy słabym wyposażeniu i na wyższym poziomie trudności musimy liczyć się więc z tym, że nawet najsłabsi wrogowie będą sprawiać wrażenie gąbek na pociski. Przy większych i mocniejszych przeciwnikach długie i mozolne zbijanie paska zdrowia to już norma.
Zastanawiam się jednak, czy taki rodzaj endgame’u będzie wystarczająco satysfakcjonujący na dłuższy czas? Czy powtarzanie prostych aktywności, w których nie trzeba się doskonalić, oraz banalnych wyzwań dziennych, tygodniowych i miesięcznych da motywację do regularnego grania? Moje obawy pogłębia fakt, że wizualizacja zdobytych łupów oraz awansowania na wyższy poziom następuje dopiero po zakończeniu misji i wygląda jakoś tak nijako. Nie wzbudziło to we mnie żadnych emocji czy poczucia otrzymania nagrody za wykonanie zadania. Zupełnie jakby twórcy przesadnie dmuchali na zimne, byle nic nie kojarzyło się z hazardem i lootboksami, a jedynie z fachowymi statystykami RPG.