Wojna Krwi – niby Gwint, a trochę jak Heroesi. Graliśmy w wiedźmińskie RPG - Strona 3
Twórcy Wiedźmina 3 przygotowali kolejną RPG-ową przygodę w świecie, wykreowanym przez Andrzeja Sapkowskiego. Wojna Krwi wyrosła na fundamencie Gwinta, ale jej twórcy zrobili wiele, żeby zadowolić także tych, którzy nie lubią karcianek.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Wojna Krwi – świetna opowieść, ale tylko dobra gra
Wojna Krwi to też gra RPG
Choć w nadchodzącym singlu nie otrzymamy możliwości rozdysponowywania punktów zwiększających statystyki czy odblokowywania nowych umiejętności, Wojna Krwi posiada masę cech pełnoprawnego RPG i domieszkę strategii. Część z nich już wymieniłem, ale to nie wszystko.
Po pierwsze, zbierane przez nas surowce faktycznie mają znaczenie i są potrzebne do rozwoju. W grze możemy rozbić obozowisko, w którym stworzymy nowe karty i dopasujemy talię do naszych potrzeb. Jest tu także kantyna, w której porozmawiamy z towarzyszącymi nam postaciami pobocznymi. Kolejne elementy obozowiska rozwiniemy w obecnym tam warsztacie i nie jest to tania sprawa, więc trochę trzeba się wysilić, by udoskonalić wszystkie dostępne budynki. W obozowisku nabędziemy również pewne udogodnienia, jak chociażby szybsze poruszanie się po mapie świata.
Rozwój powyższych elementów wymaga znacznych ilości wspomnianych już surowców, ale to nie jedyna sytuacja, w której okażą się one potrzebne. Przykładowo, kiedy natkniemy się na przewrócony w poprzek drogi pień drzewa, staniemy przed wyborem: wyposażyć nasze wojsko w siekiery i zyskać dzięki temu mniej drewna czy posłać po drwali, zyskać więcej drewna, ale stracić na to trochę złota. Takich dylematów w trakcie rozgrywki pojawia się sporo, a dodatkowo dochodzą do tego decyzje wpływające na morale naszych podwładnych.
No właśnie – morale. Jest to drobna mechanika, ale dokłada kolejną cegiełką do „erpegowatości” Wojny Krwi. Dzięki modłom w kapliczkach lub podejmowaniu „pozytywnych” decyzji morale wojska może wzrosnąć, w związku z czym bazowy poziom siły wszystkich kart w talii zostanie zwiększony o jeden punkt. Działa to również w drugą stronę: niskie morale, wynikające chociażby z wyborów, których nie aprobują nasi poddani, skutkuje obniżeniem mocy kart o 1. Całość resetuje się po potyczce do poziomu neutralnego, więc należy regularnie dbać o zadowolenie żołdaków.
Choć w grze nie ma typowego ekwipunku postaci, rozwijanie niektórych opcji w warsztacie umożliwia Meve jednoczesny dostęp do większej liczby kart specjalnych. Wśród nich wymienić można np. sztandar dający pozytywny modyfikator do wytrzymałości kart w rzędzie lub doskonale znaną fanom Wiedźmina jaskółkę, która w karciance zwiększa siłę jednostki o 10 punktów.
Czas wybierać
Produkcja „Redów” nie może się obyć bez wyborów i Wojna Krwi na szczęście nie zmienia nic w tym aspekcie. Gra informuje już w samouczku, że w trakcie rozgrywki staniemy w obliczu decyzji, których skutki zobaczymy natychmiast, ale także takich, których rezultaty objawią się znacznie później – zapewne odnosi się to do wspomnianych wcześniej stanów świata, które zobaczymy w trakcie rozgrywki. Jedną z poważniejszych sytuacji, na jakie natknąłem się podczas przemierzania Lyrii, był pogrom w miasteczku Zadar, który najpierw należało rozstrzygnąć w formie bitwy-zagadki, a następnie podjąć decyzję, co zrobić ze sprawcami, gdyż ich wina nie była zupełnie oczywista.
Mogłem puścić im to wszystko płazem, wychłostać ich lub powiesić. Zdecydowałem się na tę ostatnią opcję, co nie przysporzyło mi fanów w miasteczku. Choć otrzymałem nagrodę od tych, którzy przeżyli pogrom, miasteczko wcale mnie nie pokochało, a narrator poinformował, że w przyszłości stosunki ludzi i nieludzi nie ulegną poprawie.
DLA TYCH, CO NIE LUBIĄ KART
Thronebreaker oferuje dwa rodzaje rozgrywki: tryb fabularny oraz zwykły. Główna różnica polega na tym, że w tym pierwszym możemy pomijać walki, w których nam nie idzie. Wystarczy jedynie doczekać do końca potyczki, a następnie spośród opcji typu „spróbuj ponownie” czy „wczytaj grę” wybrać pominięcie bitwy. Osoby, które interesuje fabuła, a które nie są najlepsze w karciankowych zabawach, powinny być z tego rozwiązania zadowolone.
No to będzie hit czy nie?
Widać, że choć CD Projekt RED bazuje mocno na Gwincie dla wielu graczy, równocześnie stara się od niego jak najdalej odejść, by zachęcić do rozgrywki tych, którzy niekoniecznie są fanami karcianek, a chcieliby po prostu pograć w coś nowego w wiedźmińskim uniwersum.
Studio od dawna, co zrozumiałe, faworyzuje własną platformę dystrybucji cyfrowej. Dlatego Wojna Krwi zostanie wydana na komputerach osobistych wyłącznie na GOG-u (który swoją drogą w tym roku obchodzi 10 urodziny, uwierzycie?). Wersje konsolowe oczywiście pojawią się odpowiednio w sklepach PS Store i Microsoft Store.
Na koniec należy odpowiedzieć sobie na jedno bardzo ważne pytanie: dla kogo jest Wojna Krwi? Przede wszystkim dla tych, którym mało było historii przedstawionych w Wiedźminach i którzy pragną poznać kolejny rozdział opowieści pisanej przez CD Projekt RED. Nie musicie wcale być obeznani z karciankami, by móc się dobrze bawić – choć oczywiście należy pamiętać, że Thronebreaker to u podstaw wciąż pozycja opierająca się na kartach.
Jeśli lubicie brutalny świat Sapkowskiego i chcecie raz jeszcze wyruszyć w podróż po tym wyjątkowym uniwersum, warto dać tej produkcji szansę. Będziecie mieć niepowtarzalną okazję wziąć udział w drugiej wojnie z Nilfgaardem i przekonać się, że Lwica z Cintry nie była jedyną silną władczynią w Królestwach Północy.
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu na warszawski pokaz gry pokryliśmy we własnym zakresie.