Polska superprodukcja powraca – Dying Light 2 ma wielkie ambicje - Strona 2
Pokaz Dying Light 2 na gamescomie wyglądał zupełnie jak ten na E3. Wyszliśmy z niego utwierdzeni w przekonaniu, że to szalenie ambitna gra, utrzymana w duchu oryginału, ale zrealizowana z jeszcze większym rozmachem.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light 2 - nowy polski hit!
Powrót w mroki średniowiecza
Rękę Avellone’a widać zresztą także w kreacji przedstawionego świata, który sami twórcy nazywają „współczesnymi ciemnymi wiekami”. W ciągu piętnastu lat od katastrofalnej w skutkach epidemii resztki społeczeństwa rzeczywiście cofnęły się do czasów średniowiecza. Walczą bronią białą oraz łukami, wysyłają do siebie emisariuszy, stosują drakońskie kary, swoje kryjówki stylizują na drewniano-murowane twierdze, a terytoria znakują flagami w kolorach swego stronnictwa. Ten kontrast pomiędzy wszechobecnymi reliktami nowoczesnej technologii a prawdziwie zacofaną mentalnością ma potencjał, by przerodzić się w coś wyjątkowego.
Poza tym w Kolonii Techland zdradził też kilka pomniejszych szczegółów. Przede wszystkim gra, podobnie jak pierwsza część, będzie wspierana długo po premierze, a Smektała wyznał, że studio już główkuje nad tym, jak rozszerzyć Dying Light 2 w ciągu dwóch, trzech lat od debiutu. Nie martwcie się jednak – plany rozwoju są podobne jak w przypadku „jedynki”, więc zdecydowana większość nowości trafi do nas za darmo. Potwierdzono także, że zabawa w kooperacji będzie możliwa tylko przez internet.
Ciekawe jest to, że nadchodzące dzieło Techlandu w strefie samej mechaniki rozgrywki nie oferuje niczego rewolucyjnego, a mimo to zapowiada się na kompletnie inne doświadczenie niż część pierwsza. I choć wolałbym zobaczyć w Kolonii jakieś prawdziwe nowości, nie mogę zaprzeczyć, że prezentacja na gamescomie potwierdziła to, co wiedzieliśmy już od zapowiedzi na E3: szykuje się gra zdecydowanie dojrzalsza fabularnie i świadoma tego, jaką wizję świata chce zbudować. Deweloperzy muszą uważać, by nie potknąć się o własne nogi przy tworzeniu narracyjnej głębi, ale jeśli im się to uda – a na razie nie dali powodu, by sądzić, że będzie inaczej – Dying Light 2 może się okazać jedną z najambitniejszych produkcji z zombie w tle w historii.
DYING LIGHT SPOTYKA BATTLE ROYALE – GRALIŚMY RÓWNIEŻ W BAD BLOOD

Choć daniem głównym podczas wizyty w stoisku Techlandu było Dying Light 2, miałem też okazję przetestować moduł battle royale do oryginalnej gry, który ma trafić do wczesnego dostępu już we wrześniu. Bad Blood – bo taki tytuł nosi ta produkcja – znacząco różni się jednak od innych przedstawicieli gatunku. Zamiast setki graczy na mapę w tym trybie trafia zaledwie dwanaście osób. Ich zadaniem nie jest natomiast wybicie się nawzajem, a uzbieranie odpowiedniej ilości próbek krwi z pilnowanych przez zainfekowanych siedlisk i ucieczka helikopterem (tak się składa, że jest w nim tylko jedno wolne miejsce). Oczywiście mocny aspekt rywalizacji też jest tu obecny, bo prędzej czy później zaczynamy konkurować bezpośrednio z innymi uczestnikami zabawy.
Miałem okazję rozegrać dwie sesje – każda zajęła około dziesięciu minut – i ogólne wrażenia są całkiem przyzwoite. Bad Blood w pełni wykorzystuje specyficzny system walki oraz poruszania się, więc potyczki i ucieczki pompują sporo adrenaliny. Wybór broni (przede wszystkim białej, ale niekiedy można trafić też chociażby na łuk) jest spory, a sama mapa – na tyle duża, że nie wpada się na innych w pierwszych momentach rozgrywki. Jednocześnie trudno mi się pozbyć wrażenia, że tytuł nieco zbyt mocno premiuje te osoby, które mniej aktywnie angażują się w samodzielne eliminowanie zainfekowanych i po prostu dobijają zmęczonych starciami graczy. Deweloperzy twierdzą, że trzeba mieć oczy dookoła głowy, ale nie wiem, czy przekonuje mnie to tłumaczenie.
Bad Blood po opuszczeniu wczesnego dostępu stanie się darmowe – zapłacić będą musieli tylko ci, którzy koniecznie zechcą przetestować moduł battle royale wcześniej. Do gry nie jest potrzebne posiadanie samego Dying Light.
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu autora tekstu na targi gamescom 2018 pokryliśmy we własnym zakresie.