Graliśmy w Mount & Blade 2: Bannerlord – na ten sandbox warto czekać - Strona 2
W dalekiej Turcji szykuje się nam po cichu średniowieczna piaskownica totalna. Drugi Mount & Blade to gra całkowicie niszowa i wyraźnie nieoszlifowana, ale przy tym powalająca swoją skalą. Nic dziwnego, że powstaje tak długo!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Bannerlord - lepsza piaskownica niż RPG
Ja i moja armia
Potyczki na mniejszą skalę dają jednak przedsmak zarządzania wojskami – ustawiania ich na pozycjach, szarżowania na wroga czy zasypywania go strzałami z oddali. Dowodzenie jest nieco bardziej rozbudowane niż w poprzednich odsłonach, ale to nadal proste komendy, które nie wymagają taktycznego geniuszu. Z drugiej strony – dobre zapoznanie się z nimi może stanowić o zwycięstwie.
Warto więc poświęcić na to parę chwil, bo na polu bitwy spędzimy tu masę czasu. Wszystkie zadania, jakie mi zlecono, wymagały chwycenia za miecz – jako samotny bohater lub ze wsparciem całej armii. Od potyczek zależała też moja ekonomia, gdyż przez długi czas kluczowym źródłem dochodu byli oddawani za okup jeńcy. Nie oznacza to jednak, że w Mount & Blade 2 nie ma spokojniejszych momentów. Wręcz przeciwnie – każda wizyta w mieście to chwila oddechu, a że osady są zazwyczaj niemałych rozmiarów, ich eksploracja zajmuje sporo czasu.
Sam ja postawiłem ten domek!
Tureckim deweloperom należą się zresztą wyrazy uznania, bo choć miejscowości jest mnóstwo i nie są to zazwyczaj lokacje złożone z dwóch domków, sklepu i drogi, twórcy zapewniają, że wszystko zostało zaprojektowane oddzielnie. Inne studio zapewne postawiłoby na przynajmniej częściowo proceduralnie generowane osady, tu jednak tego sposobu użyto tylko w przypadku postaci niezależnych. W efekcie miasta trzymają się kupy i choć nie są jakoś nadmiernie bogate w zawartość, zawsze można tu coś nabyć, wypić, stanąć do walki na arenie czy poszukać nowych zleceń.
Ogromna skala całego projektu ma naturalnie swoją cenę. W przypadku Mount & Blade 2: Bannerlord jest to toporność. Podobne jak pierwsza odsłona cyklu pełnoprawna kontynuacja pomimo przesiadki na nowy silnik już teraz wygląda na graficznie przestarzałą. Animacje są koślawe, ataki prezentują się mało naturalnie, tekstury i projekty lokacji bywają momentami szkaradne. I obawiam się, że wiele osób może się przez to – a także przez złożoność całej produkcji – ostatecznie od niej odbić.
A byłoby szkoda, bo tytuł ten jawi się jako pozycja, z której można wydobyć masę rozgrywkowej głębi. Pół godziny na gamescomie to oczywiście zdecydowanie za mało, by ferować tu jakieś ostateczne wyroki – tak naprawdę mam wrażenie, że aby powiedzieć o Bannerlordzie coś bardziej konkretnego, musiałbym zostać przy stanowisku TaleWorlds Entertainment do końca targów. Tureckie studio tworzy autentycznie intrygujące dzieło, choć prawdopodobnie (tak jak i poprzednia część) skierowane wyłącznie do pewnej niszy. I myślę, że nisza ta wybaczy deweloperom, iż na ich grę jeszcze trochę poczekamy. Wygląda na to, że będzie warto.
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu autora tekstu na targi gamescom 2018 pokryliśmy we własnym zakresie.
Jakub Mirowski | GRYOnline.pl