Graliśmy w State of Decay 2 – nowy silnik i coop na razie nie porywają - Strona 2
Podczas pokazu w Londynie mieliśmy okazję przetestować grę State of Decay 2. Poza kooperacją i nowym silnikiem dzieło Undead Labs nie przeszło drastycznych zmian – szkoda tylko, że nowe elementy wymagają jeszcze doszlifowania.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry State of Decay 2 – apokalipsa zombie w jakości Gothica
Czwórkami przeciw setkom
Jedną z pierwszych zmian w oprawie, którą zauważyłem, była nie większa szczegółowość otoczenia czy ładniejsze modele, a rezygnacja z czcionki i interfejsu użytkownika jakby żywcem wyjętych z kreskówki. Według mnie to doskonały ruch – poprzedni styl menusów i różnorodnych ekranów wydawał się mało poważny. W State of Decay 2 wygląda to zdecydowanie lepiej.
Kooperacja też zrobiła na mnie średnie wrażenie, choć niekoniecznie jest to winą twórców. Deweloperzy wyraźnie zaznaczają, że rozgrywka wieloosobowa (dostępna także pomiędzy posiadaczami Xboksa One i PC) ma polegać tylko na współpracy. Da się oczywiście uprzykrzyć życie znajomym, ale jest to bardzo utrudnione. Nie możemy więc zranić swoich partnerów, okraść ich bazy, ba, nawet podczas wspólnej eksploracji gra przydziela poszczególnym uczestnikom skrytki do przeszukania tak, by każdy miał mniej więcej po równo zasobów... I dopóki grupa trzyma się razem, system ten działa całkiem nieźle.
Problem w tym, że ja akurat trafiłem na ekipę, w której każdy chciał robić coś innego, a próby wspólnych akcji często kończyły się tak, że ktoś zostawał z tyłu, bo zainteresowała go jakaś lokacja. Poza tym, gdy bawimy się w grupie, trudno o większe wyzwanie – nie zauważyłem, by w kooperacji zombie do zabicia było jakoś zdecydowanie więcej niż podczas samotnej eksploracji. To z kolei powoduje, że jeżeli ma się w zespole graczy na co najmniej niezłym poziomie, eksterminacja nieumarłych nie sprawia już frajdy – bo zwyczajnie nie stanowią oni zagrożenia. W rezultacie rozgrywka szybko staje się nieco bezcelowa.
Tak jak w pierwszej części, w State of Decay 2 nie brakuje sprawniejszych i groźniejszych odmian żywych trupów.
Obawiam się też, że jeśli zadania z głównego wątku fabularnego nie wprowadzą trochę świeżości, State of Decay 2 stanie się monotonne. W produkcji Undead Labs non stop jest co robić – nasze radio, tak jak w „jedynce”, praktycznie nie cichnie i co chwilę otrzymujemy prośby o pomoc od rozmaitych postaci – ale większość działań ogranicza się do pójścia w konkretne miejsce i oczyszczenia lokacji z paru zombie ewentualnie uratowania pobocznego bohatera przed krwiożerczą hordą trupów. Przy takiej formule wymyślenie czegoś oryginalniejszego nie będzie prostym zadaniem, niemniej deweloperzy powinni chociaż spróbować.
Jak działa, to działa!
Do tej pory z pewnością doszliście do wniosku, że czas spędzony ze State of Decay 2 niemiłosiernie mi się dłużył, ale zapewniam Was – to nieprawda. Po prostu te elementy, które miały być nowe, a więc silnik i kooperacja, na razie nie wzbudziły we mnie zachwytu. Niemniej wszystkie mechaniki, które sprawdziły się w poprzedniej odsłonie, ciągle tutaj są i działają równie dobrze. Zarządzanie schronieniem i społecznością, gromadzenie zasobów, ustanawianie posterunków – wszystko to nadal jest obecne i tworzy przekonującą wizję świata, w którym pracujemy nie tylko na przetrwanie własne, ale i swojej grupy.
Po czterech godzinach mogę powiedzieć z całą pewnością: najlepszą bronią podczas apokalipsy zombie jest nie karabin, granatnik czy siekiera, a porządny samochód z pełnym bakiem.
Na plus należy zaliczyć też to, że jeśli bawimy się w pojedynkę, wałęsające się po świecie chmary zombie nadal potrafią sprawiać problemy i często najrozsądniejszym wyjściem z gorącej sytuacji jest ucieczka, a nie walka za wszelką cenę. Deweloperzy postanowili jeszcze urozmaicić starcia z nimi i dodać na mapie tzw. „serca plagi”. Za ich destrukcję otrzymujemy materiały niezbędne do wyleczenia ewentualnej infekcji (uwierzcie mi, przydają się!), jednak to wcale nie jest takie proste zadanie. Jeśli nie mamy przyjaciół, którzy by nas wspomogli, samotna próba zniszczenia takiego serca to misja niemalże samobójcza – wokół nich zawsze kręcą się różnorodne typy jeszcze bardziej agresywnych żywych trupów.
Myśleliście, że zwyczajne zombie są paskudne? Trupy w pobliżu Serc Plagi zamieniają się w takie piękności…
Z pokazu State of Decay 2 wróciłem z przeświadczeniem, iż to produkcja skierowana przede wszystkim do miłośników poprzedniej części. Kooperacja mogłaby sprawić, że tytułem tym zainteresowałaby się szersza publika, ale na razie trudno stwierdzić, czy rygorystyczny nacisk na ścisłą współpracę między graczami to aby na pewno dobry krok. Ale nawet jeśli jesteście fanami poprzedniego dzieła Undead Labs – wstrzymałbym się z nabywaniem kontynuacji, bo taka ilość błędów na kilka tygodni przed premierą budzi moje najgorsze przeczucia. Gdy natomiast deweloperzy doszlifują swoje dzieło, możecie kupować w ciemno. Bo State of Decay 2 zapewnia sporo niezobowiązującej zabawy, nawet jeśli nie ma ambicji, by być kandydatem do tytułu gry roku.
O AUTORZE
Z drugim State of Decay w wersji na PC spędziłem w Londynie niemal cztery godziny i choć powyższy tekst może sugerować inaczej – przez większość tego czasu bawiłem się naprawdę przyzwoicie. Osoby, które zakochały się w „jedynce”, pewnie wyniosłyby z gry jeszcze więcej. Ja z poprzednią częścią cyklu Undead Labs zaliczyłem trzy lub cztery sesje, ale ostatecznie nie przekonała mnie ona na tyle, bym poświęcił jej kilkanaście godzin. Z „dwójką” zapewne będzie podobnie...
ZASTRZEŻENIE
Koszty wyjazdu autora na londyński pokaz gry State of Decay 2 pokryła firma Microsoft.
Jakub Mirowski | GRYOnline.pl