Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Przed premierą 30 października 2016, 14:06

Graliśmy w betę Gwinta – karcianka od twórców Wiedźmina ma potencjał - Strona 3

Każdy chce mieć dzisiaj swoją grę karcianą. W ten trend próbuje wpisać CD Projekt RED ze swoim Gwintem, który właśnie wszedł w okres zamkniętych beta-testów.

Troll ze straganem

Karty do naszej kolekcji możemy zdobywać na dwa sposoby: tworząc je lub kupując. To nic nowego, bo tak samo działa to w większości karcianek na rynku. Wytwarzanie poszczególnych kart wygląda podobnie jak w Hearthstonie. Po wygranym pojedynku otrzymujemy złoto lub specjalne fragmenty, z których możemy złożyć interesują nas kartę. Oczywiście im lepsza, tym więcej kosztuje. Po osiągnięciu trzeciego poziomu dostajemy możliwość niszczenia zbędnych kart i odzyskiwania w ten sposób niewielkiej liczby fragmentów, potrzebnych do tworzenia nowych. Istnieje też kolejny sposób: pozdrowienie przeciwnika po zakończonym pojedynku. Dzięki temu również pozyskamy cenny surowiec. Z tą metodą mam jednak pewien problem. Połączenie jej z nagrodą sprawia, że większość graczy gratuluje przeciwnikowi, by osiągnąć własną korzyść, a nie dlatego, że czuje taką potrzebę.

Uzyskiwanie kart z fragmentów jest oczywiście bardzo żmudne i wymaga sporych nakładów środków i czasu. Dlatego, tak jak w każdej grze karcianej, możemy zakupić pakiety, które w Gwincie występują pod postacią beczułek. Sprzedaje je sympatyczny troll, przyjmujący dwie waluty: złoto zdobywane w grze oraz prawdziwe pieniądze.

Za sto sztuk złota nabędziemy jedną beczułkę, w której znajduje się pięć kart. Co ważne, wydaje mi się, że pozyskiwanie złota w Gwincie idzie nieco szybciej niż w Hearthstonie. Nie miałem większego problemu z zarobieniem na dwie beczułki w ciągu dnia, a czasem nawet na trzecią. Oznacza to jeden pakiet na pięć lub sześć wygranych rozgrywek, bo trzeba wspomnieć, że doświadczenie i nagrody dostajemy tylko wtedy, kiedy wygramy. Tak czy inaczej, jeżeli ktoś postanowi wydawać na nowe pakiety tylko złoto zdobyte w grze, to nie powinien mieć z tym problemu. Gromadzi się je stosunkowo szybo, ale pamiętać trzeba, że to ciągle tylko beta i wiele jeszcze może się zmienić.

Problemu nie będzie mieć również ten, kto zdecyduje się wydać prawdziwe pieniądze. Rozpiętość cenowa jest tu bardzo duża – od 12 zł za dwie beczułki do 260 zł za sześćdziesiąt. System „zapłać-aby-wygrać” (ang. pay-to-win) jest zasadniczo wpisany w ideę kolekcjonerskiej gry karcianej (każdej, nawet „analogowej” jak Magic: The Gathering), tak więc akurat w tego typu produkcjach mnie on nie przeszkadza. Nie łudźmy się jednak – im więcej kasy przeznaczymy na beczułki, tym większą zapewnimy sobie szansę zdobycia lepszych kart.

Zaraza

Beta Gwinta ujawnia również pewne słabości polskiej karcianki. Pierwsza, a zarazem najważniejsza sprawa to balans. Talia potworów jest w tej chwili chyba najmocniejszą z dostępnych. Można szybko zdominować nimi przeciwnika, a w efekcie łatwo zwyciężyć. Nie dziwi więc, że Potwory to najczęstszy wybór graczy. Na drugim miejscu są Królestwa Północy, które również stanowią bardzo silną frakcję – z wieloma kartami o wysokich nominałach oraz takimi, które je dodatkowo wzmacniają.

Moim zdaniem talie te przewyższają pozostałe pod względem mocy. Szczególnie dobrze radzą sobie z frakcją Scoia’tael, która obecnie wydaje się być tą najsłabszą. Oczywiście, jeżeli ktoś sprawnie kombinuje, to potrafi wygrać w każdej sytuacji. Po prostu niektórymi deckami nie dość, że gra się prościej, to jeszcze są silniejsze od innych. Rzecz jasna po to jest beta, żeby popracować nad balansem, mam więc nadzieję, że „RED-zi” przyjrzą się tej kwestii i z czasem poprawią co trzeba.

Druga sprawa to oprawa wizualna. Gwint nie wygląda zbyt dobrze. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest brzydki, ale pewne jego elementy – na przykład plansza do gry albo wizerunki na niektórych kartach– prezentują się po prostu przeciętnie. Miejscami zalatuje nawet rosyjską grą przeglądarkową. Wszelkie efekty specjalne towarzyszące zdolnościom również niczym się nie wyróżniają. Na szczęście nie jest to najważniejszy element gry. Złego słowa nie mogę za to powiedzieć o udźwiękowieniu, które przygotowane zostało tak, jak nas do tego ci deweloperzy przyzwyczaili – czyli świetnie. Mam tylko nadzieję, że w pełnej wersji gry pojawi się więcej niż jeden zapętlony utwór.

Jasny gwint

Godziny spędzone przy stole do gwinta utwierdziły mnie w przekonaniu, że może stać się on ciekawą alternatywą dla dzieła Blizzarda. Dlaczego? Kiedy Bethesda ze swoim The Elder Scrolls: Legends tworzy kopię Hearthstone’a z kilkoma zmianami, CD Projekt RED robi coś odwrotnego. Gwint czerpie inspiracje z innych gier, ale nie traci przy tym własnej tożsamości. Choć przed polskim studiem jeszcze długa droga, w jego dziele widać spory potencjał. Ci, którym podobał się oryginał, nowego Gwinta pokochają. Ci z kolei, którzy się od niego odbili, mogą spokojnie spróbować ponownie. To zupełnie nowa gra.

Mateusz Araszkiewicz | GRYOnline.pl

Mateusz Araszkiewicz

Mateusz Araszkiewicz

Pierwsze materiały wideo oraz tekstowe o grach tworzy od ponad dziesięciu lat – najpierw były to materiały typu let’s play, potem recenzje oraz publicystyka dla serwisów Gametoon oraz MiastoGier.pl. Politolog z wykształcenia. Od 2014 roku współpracownik tvgry. Od 2015 stały członek ekipy. Tworzy materiały wideo oparte o szeroko pojęty gaming. Prowadzi również streamy na kanale tvgryplus. Gra od 30 lat. W szczególności upodobał sobie strzelanki pierwszoosobowe, cRPGi, gry typu rouge-lite oraz strategie czasu rzeczywistego. Nie przepada za wyścigami oraz grami sportowymi. Ulubiona gra? Oczywiście, że Star Wars: Dark Forces. Poza graniem uwielbia czytać, składać klocki LEGO, chodzić po górach oraz jeść cieszyńskie kanapki ze śledziem.

więcej

Path of Exile 2 będzie wielkim zagrożeniem dla Diablo 4
Path of Exile 2 będzie wielkim zagrożeniem dla Diablo 4

Przed premierą

Największy rywal Diablo obrał kurs kolizyjny i planuje pokrzyżować plany Blizzarda. Path of Exile 2 to w zasadzie całkiem nowa gra i wygląda na to, że na rynku gier hack’n’slash dojdzie do pojedynku samców alfa o przewodnictwo w stadzie.

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?
The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?

Przed premierą

Bethesda Softworks nie pozostawia nam złudzeń – upłynie jeszcze dużo czasu, zanim The Elder Scrolls VI trafi do naszych rąk. Jednak od premiery Skyrima minęło już prawie pięć lat, więc to pytanie samo ciśnie się na usta: czego oczekujemy od jego następcy?