Graliśmy w Dropzone – grę MOBA dla… jednego gracza - Strona 3
Dropzone to RTS z elementami MOB-y, a zarazem MOBA w mocno RTS-owym sosie. To także pozycja oferująca nietypowy format rozgrywek – jeden na jednego. Przyglądamy się nadchodzącej produkcji złożonego z weteranów studia Sparkypants.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Prawdziwe emocje

Za sukcesem najpopularniejszych gier sieciowych stoi nie tylko dobra mechanika, uczciwy model free-to-play czy efektowna oprawa. Ogromnie ważną rolę pełnią również turnieje e-sportowe. Dzięki nim tysiące fanów dopingują swoich faworytów, poznają najlepsze sposoby grania, a czasem wręcz oglądają finały w salach kinowych czy knajpach. Nie bez znaczenia jest też fakt, że rynek e-sportowy w 2019 roku ma przynieść ponad miliard dolarów przychodu. Ludzie odpowiedzialni za Dropzone nie zapomnieli o tym aspekcie – pierwszy turniej współorganizowany przez ESL, czyli najpopularniejszą ligę gier komputerowych, odbył się już w lipcu – było to Clash in Cologne. Zawody przygotowano na wysokim poziomie, co daje nadzieję, że Dropzone czeka większa popularność od wielu mniej znanych gier MOBA. Przemawia za tym również fakt, że potyczki jeden na jednego są prostsze do zrozumienia, a więc nietrudno się w nie wciągnąć. Łatwiej też wypromować się poszczególnym zawodnikom, którzy nie są tylko trybikami w swojej drużynie (w takim World of Tanks graczy jest aż siedmiu). StarCraft jest dowodem na to, jak ogromną popularność zdobywali najlepsi gracze – fani e-sporu z łatwości wymienią co najmniej kilku z nich. W League of Legends, gdzie drużyny często zmieniają skład, tak łatwo już nie ma.
Warto dodać, że o e-sportowym charakterze gry świadczy też spora liczba różnych statystyk, które możemy przejrzeć po każdym meczu.
Los sprzyja śmiałym
Dropzone robi intrygujące pierwsze wrażenie. Oprawa graficzna jest efektowna i dopracowana – szczególnie dobrze wyglądają wybuchy. Także udźwiękowienie czy projekt menu są w porządku, a całość chodzi płynnie. Ważną, choć poboczną rolę pełni także uniwersum, w jakim osadzono grę. Lekki klimat science fiction nadaje produkcji odpowiednie tło, które jednak nie przesłania tego, co najważniejsze – a więc sieciowej rozgrywki. Bardzo jestem ciekawy, jak niebanalny projekt, łączący w sobie cechy RTS-a i gier MOBA, poradzi sobie na zatłoczonym rynku produkcji free-to-play. Postawienie na mecze jeden na jednego, a więc rezygnacja ze współpracy z innymi graczami, na pewno wyróżni Dropzone na tle konkurencji. A czy przyniesie również sukces? Stare rzymskie porzekadło mówi, że los sprzyja śmiałym. Oby tak było.