Widzieliśmy Deus Ex: Mankind Divided – nadchodzi cyberpunkowy RPG o jakim marzyliśmy - Strona 2
Deus Ex: Mankind Divided zapowiada się rewelacyjnie. Eidos Montreal wsłucha się w głos społeczności i nie dość, że naprawi niedoróbki poprzednika, to w gatunku cyberpunkowych gier RPG wyznaczy nowe standardy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Deus Ex: Rozłam ludzkości - gorszy bliźniak Buntu ludzkości
Na uwagę zasługuje także typowa dla Buntu ludzkości budowa lokacji. Do celu zawsze prowadzą przynajmniej dwie drogi, a często nawet trzy lub cztery – możemy więc zdrowo kombinować podczas prób ominięcia strażników. Tak jak poprzednio odnajdywanie ukrytych przejść i kanałów wentylacyjnych premiowane jest dodatkowym doświadczeniem, rekompensującym brak punktów kontaktu z rywalami. W unikaniu tych ostatnich pomogą również gadżety, jak choćby urządzenie potrafiące hakować przedmioty na odległość czy doskonale znana już niewidzialność – jak podkreśliła de Marle – bardzo często wykorzystywana we wcześniejszej części cyklu.
Zwolennicy agresywnego stylu gry w Deus Ex również nie powinni narzekać na brak wrażeń. Oprócz nowych typów broni pojawiła się możliwość ekspresowej zmiany amunicji: od standardowych kul począwszy, poprzez pociski przeciwpancerne (przydatne do eliminowania wrogich wieżyczek), na nabojach zakłócających działanie sprzętu elektronicznego kończąc. Mocno przebudowano też wszczepy. Jensen jest w stanie wystrzeliwać z rąk ostrza zabijające przeciwnika w mgnieniu oka lub ładunki wybuchowe, potrafiące położyć nawet kilku wrogów jednocześnie. W walce da się także wykorzystać wspomnianą już Ścieżkę Ikara. Gdy po wyborze tej umiejętności nakierujemy celownik na rywala i ujrzymy ikonę pięści, bohater pozbawi ofiarę życia potężnym uderzeniem natychmiast zwalającym z nóg.
Większe urozmaicenie rozgrywki i wprowadzenie dodatkowych opcji pozbywania się nieprzyjaciół wyszło grze na dobre. Choć oglądaliśmy naprawdę krótką prezentację, miałem wrażenie, że Mankind Divided jest znacznie bardziej dynamiczne i jednocześnie urozmaicone w stosunku do Buntu ludzkości, przynajmniej w kwestii walki. Nowe opcje uśmiercania okazują się tak różnorodne, że gracz może po prostu bawić się z wyznaczonymi do odstrzału przeciwnikami jak kot z myszą. Deus Ex robi pod tym względem ogromne wrażenie i naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł wypróbować te wszystkie atrakcje w akcji – choć oczywiście nadal moim priorytetem jest ukończenie gry bez brudzenia sobie rąk.
Warto nadmienić, że w Mankind Divided znacznie zmieniła się oprawa graficzna, nie tylko pod względem technologicznym. Przede wszystkim autorzy nie uszczęśliwiają nas na siłę wszechobecnym złotym filtrem, jak to było w Buncie ludzkości – tak pomalowanych elementów wystroju nadal jest sporo, ale nie odnosimy już wrażenia, że Jensen widzi świat wyłącznie w żółtawych barwach. Wybornie zrealizowany został HUD, który w najprostszy możliwy i zarazem czytelny sposób podaje wszystkie niezbędne informacje o otoczeniu, jak również o używanej aktualnie amunicji. Kanadyjczycy mocno popracowali też nad środowiskiem gry. Na ulicach miast pojawia się więcej ludzi wykonujących zwykłe codzienne czynności, a wspomniany już praski dworzec w dużym stopniu przypomina budynek, który naprawdę możemy podziwiać w stolicy Czech. Przywiązanie do detali jest ogromne, co jak zwykle w takich przypadkach wywołuje uśmiech na twarzy.
Bawię się grami już trzydzieści lat i choć widziałem ich tysiące, nadal potrafię cieszyć się nimi w takim samym stopniu jak w wieku dziecięcym. Udowodnił to właśnie pokaz Mankind Divided, który po prostu zwalił mnie z nóg. Można psioczyć odrobinę na Bunt ludzkości, ale powiedzmy sobie szczerze – chyba każda seria zasługuje na co najmniej tak dobry restart jak w tym przypadku. Studio Eidos Montreal nie tylko przekonało mnie do swojego najnowszego dzieła, ale przede wszystkim pokazało, że w cyberpunkowej stylistyce czuje się jak ryba w wodzie. Czapki z głów, panie i panowie, bo jeśli efekt końcowy okaże się tak dobry jak fragment zaprezentowany w Los Angeles, to szykuje nam się jeden z kandydatów do tytułu gry roku. Miejmy nadzieję, że tym razem nie w kategorii „najlepsza gra, w którą nikt nie grał”.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl