Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Triad Wars Publicystyka

Publicystyka 10 maja 2015, 13:00

autor: Luc

Testujemy Triad Wars – darmowe GTA Online w uniwersum Sleeping Dogs

Sleeping Dogs było jedną z najbardziej niedocenionych produkcji minionej generacji, a mimo to gracze ponownie otrzymują szansę wcielenia się w członka triady – w Triad Wars wracamy bowiem na ulice Hongkongu.

TRIAD WARS W SKRÓCIE:
  • gra MMO osadzona w uniwersum Sleeping Dogs;
  • sandboksowa struktura świata;
  • rozgrywka skupiająca się na atakowaniu i rozbudowywaniu specjalnych baz;
  • efektowna, brutalna, ale jednocześnie prosta walka;
  • produkcja oparta na modelu free-to-play z opcjonalnymi mikropłatnościami;
  • gra dostępna jedynie w wersji na PC.

Od premiery Sleeping Dogs minęło już naprawdę sporo czasu, a jednak za każdym razem, gdy ponownie siadam do tej gry, robi ona na mnie piorunujące wrażenie. Nietypowy klimat, efektowna oprawa, dynamiczna walka, świetna fabuła… Tytuł miał absolutnie wszystko, by stać się prawdziwym hitem, niestety, nie było mu to pisane. Produkcja oczywiście sprzedała się nieźle, ale zasługiwała na zdecydowanie więcej. Koniec końców, marka zaczęła przynosić zyski, jednak niewystarczająco duże, by zdecydowano się na sequel.

Szczęśliwie gracze, którym tęskno do mafijnych pojedynków na terenie Hongkongu, nie są skazani na wieczne czekanie – po licznych perturbacjach półtora roku temu zapowiedziano Triad Wars, które przenosi nas z powrotem do znanego ze Sleeping Dogs świata. Tym razem nie mamy jednak do czynienia z grą skupioną na kampanii, tylko z sandboksowym MMO. Mieliśmy okazję sprawdzić tytuł znajdujący się obecnie w fazie beta-testów i choć nie wszystko jeszcze udostępniono, już teraz można z całą pewnością stwierdzić, że z pierwowzorem ma to bardzo niewiele wspólnego.

„Lepiej nie zaczynać, niż zacząwszy, nie dokończyć”

Na początku warto podkreślić, że w odróżnieniu od Sleeping Dogs warstwa fabularna nie gra tu pierwszych skrzypiec. Twórcy zapewne historię jeszcze odrobinę rozbudują, ale nawet wówczas nie będzie ona szczególnie skomplikowana. Całość rozpoczyna się, kiedy jako młodzieniaszek przybywamy do Hongkongu na prośbę naszego wujka. Ten roztacza przed nami fascynującą wizję zostania tzw. Dragon Head, czyli liderem całego przestępczego półświatka w mieście – aby to osiągnąć, musimy jednak wyeliminować innych, którzy również aspirują do tego tytułu. I... cóż, na dobrą sprawę to by było na tyle. Po krótkim tutorialu trafiamy do centrum metropolii i z niemal pustymi rękoma (nie licząc podarowanej przez wujaszka gigantycznej, choć jeszcze pustej, posiadłości) rozpoczynamy marsz ku górze.

Kaaameeeehaaaameeeehaaaaaa!!!

Na początku musimy oczywiście stworzyć własnego bohatera oraz zadecydować o przynależności do jednej z trzech dostępnych frakcji – Sun On Ye, Shing Wo lub 18K. Wybór zdaje się mieć spore znaczenie, jako że poszczególne triady cechują ponoć własne specjalizacje, ale szybko okazuje się, że to kwestia typowo kosmetyczna, sprowadzająca się w zasadzie do innego wyglądu protagonisty oraz jego sługusów. Zakładając, że już zadecydowaliśmy, jak będzie prezentować się nasz przyszły król podziemia, ruszamy na pierwszy podbój, w kierunku konkurencyjnego mafioso. To, co już wtedy rzuca się w oczy, to fakt, że chodząc po świecie, nie widzimy innych graczy – miasto pełne jest sterowanych przez AI postaci i w gruncie rzeczy pod tym względem Triad Wars przypomina bardziej produkcję single player, tyle że wymagającą stałego połączenia z siecią. Jedynym „kontaktem”, jaki mamy obecnie z pozostałymi uczestnikami zabawy, jest możliwość najeżdżania ich siedzib – są one porozrzucane losowo po całej metropolii i zazwyczaj strzeżone przez dziarsko wymachujących pięściami strażników.

Tasak > przewaga liczebna. Prosty rachunek, ale nie wszyscy znają się na matematyce.

Ukryty smok w natarciu

Zanim rozpoczniemy szturm na którąś z baz, mamy możliwość wypełnienia misji pobocznych, które wydłużają czas przeznaczony na zdobycie wrogiej twierdzy. Wśród zadań występuje m.in. unieszkodliwienie jakiejś grupki, złapanie wskazanego celu czy skradzenie konkurencji samochodu. W trakcie gry trafiłem na kilka różnych przydziałów, ale niestety prawda jest taka, że szybko zaczynają się one powtarzać i po chwili powszednieją. Dodatkowy czasowy bonus oczywiście się przydaje, ale gdyby nie to, najchętniej trzymałbym się od tych aktywności z daleka. Odrobinę więcej emocji gwarantują same szturmy – wpadając do cudzej siedziby, eliminujemy kolejnych opryszków, spośród których część może dysponować np. bronią białą lub palną, dodatkowo utrudniając nam zadanie.

Dwa z trzech gangów, które możemy wybrać w Triad Wars widzieliśmy już w Sleeping Dogs. Zarówno Sun On Ye (oparte o prawdziwe Sun Yee On), jak i 18K (wzorowane na 14K) odgrywały kluczową rolę w fabularnych przygodach Wei Shena i nic dziwnego, że zdecydowano się je umieścić także i tutaj. Do obu frakcji należało wiele pamiętnych postaci takich jak Dogeyes Lin czy Two Chin Tsao, niestety nie wiadomo, czy któregokolwiek z nich spotkamy podczas fabularnej części Triad Wars.

Każda z baz jest podzielona na kilka sektorów, których „zajęcie” wymaga wybicia wszystkich obecnych tam twardzieli. Wisienkę na torcie stanowi oczywiście zmierzenie się z awatarem drugiego gracza, którym steruje jednak AI. Całość dzięki systemowi walki (o którym szerzej za chwilę) prezentuje się początkowo nieźle, ale tylko za pierwszym razem. Wszystkie kolejne rajdy wyglądają bowiem identycznie – układ pomieszczeń jest taki sam, zadania podczas szturmu również okazują się podobne. Sprawia to, że przy becie Triad Wars można po godzinie zabawy śmiało uznać, iż widzieliśmy już wszystko, co gra ma do zaoferowania.

Strzelaniny, pościgi, rozróby – chleb powszedni każdego przestępcy.

Jeżeli uda nam się zrealizować założone cele, otrzymujemy nagrody – pieniądze, specjalne przedmioty oraz punkty doświadczenia. Wykorzystujemy je do rozbudowy własnej bazy – wzmacniania obrońców, otwierania nowych „lokali” na jej terenie (np. drukarni pieniędzy, małego kasyna) czy choćby rozwoju naszej postaci. W każdym z tych przypadków drzewko progresji nie jest szczególnie rozbudowane, ale twórcy dali nam pewną swobodę i możliwość wyboru własnej ścieżki. Aby móc nią podążać, sięgamy oczywiście po przemoc.

Dzień dobry, poproszę miskę ryżu odnawiającego punkty zdrowia.

Triad Wars skupia się przede wszystkim na walce i już od pierwszej sceny nie pozostawia żadnych złudzeń – z każdym starciem robi się coraz bardziej brutalnie. Sama mechanika wyprowadzania ciosów nie jest, niestety, zbyt skomplikowana – ot, naciskamy pojedyncze przyciski, sporadycznie kontrując ataki. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że to swoisty miks tego, co widzieliśmy w Sleeping Dogs i w serii o Batmanie autorstwa studia Rocksteady, ale szybko okazuje się, że całość jest znacznie bardziej uproszczona. Niemniej walka prezentuje się dość efektownie, choć jednocześnie szalenie niedokładne sterowanie i praca kamery potrafią odebrać niemal całą przyjemność z zabawy.

„Prawdziwym błędem jest błąd popełnić i nie naprawić go”

Elementy te szwankują, niestety, także podczas przemierzania miasta w samochodzie. Początkowo wydawało mi się, że steruje mi się tak okropnie z uwagi na konieczność jeżdżenia lewą stroną drogi, jednak chwilę później dotarło do mnie, że twórcy po prostu się nie popisali. Choć w przypadku samej jazdy to akurat najmniejszy problem – znacznie bardziej irytująca jest fizyka pojazdów, a właściwie jej całkowity brak. Samochody odbijają się od siebie niczym gumowe kulki, potrafią skręcać w miejscu niemal o 90 stopni, a model zniszczeń nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Niektóre wozy wyglądają nieźle, ale to niestety jedyna dobra rzecz, jaką można o nich powiedzieć – te najbardziej efektowne są zapewne zarezerwowane dla istniejącego w obrębie gry sklepu, a będąc przy tym temacie, nie sposób nie wspomnieć o mikrotransakcjach.

Synu, to wszystko kiedyś będzie twoje

Triad Wars jest produkcją free-to-play, a to oczywiście oznacza, że twórcy muszą zarabiać na nim w inny sposób. Tematyka sprzyja sprzedaży przedmiotów kosmetycznych: nowych tatuaży, aut i całej reszty. Deweloperzy niestety poszli tu jednak o krok dalej, sprzedając także specjalne paczki kart, z których możemy wylosować potężną broń czy też bonusy do statystyk. Każdy z takich elementów ma ograniczoną czasowo przydatność (np. złotego tasaka zadającego spore obrażenia da się używać jedynie przez godzinę), co nie zmienia faktu, że są to elementy ze sfery pay-to-win, a to rzadko kiedy jest ciepło przyjmowane przez graczy.

Gra najładniej wygląda nocą podczas szybkiej jazdy – najmniej wówczas widać.

Pieniądze zarobione do tej pory dzięki mikropłatnościom twórcy z pewnością przeznaczają na dalszy rozwój gry, jednak o jednym jej elemencie zdaje się całkowicie zapomnieli – mianowicie o grafice. Triad Wars potrafi chwilami wyglądać olśniewająco, ale to raczej zasługa zaprojektowania samych lokacji, a nie tekstur. Zmieniająca się pogoda oraz pory dnia zostały dobrze zrealizowane, jednak mimo wszystko najprzyjemniej Hongkong prezentuje się nocą – wówczas widać po prostu najmniej szczegółów. Gdy wschodzi słońce, naszym oczom ukazują się brzydkie, kanciaste modele, sprawiające wrażenie, jakby wykonano je z myślą o konsolach szóstej generacji. Niemniej wpisuje się to w pewien trend, jaki można w przypadku Triad Wars zauważyć – na pierwszy rzut oka wszystko wypada świetnie, jednak gdy tylko zaczniemy zagłębiać się w szczegóły, szybko zaczyna razić płytkość oraz nadmierne uproszczenia.

Czyż nie wspominaliśmy, że jest brutalnie?

O ile na poziomie technicznym można to jeszcze „podkręcić”, o tyle w kwestii głębi rozgrywki obawiam się, że twórcy znaleźli się w miejscu, z którego nie da się już wybrnąć. Aby gra miała szanse na jakikolwiek sukces, trzeba by w niej porządnie rozbudować praktycznie wszystko – począwszy od historii, przez walkę, a na liczbie i zróżnicowaniu aktywności kończąc. Jestem wielkim fanem Sleeping Dogs i naprawdę mocno kibicuję Triad Wars, ale autorów czeka jeszcze ogrom pracy, jeśli faktycznie chcą, by ich kolejne dzieło uchodziło za duchowego następcę przygód Wei Shena. A jak na razie to ostatnia rzecz, jaką jestem w stanie o tej grze powiedzieć – specyficzny klimat to niestety zdecydowanie zbyt mało.

Triad Wars

Triad Wars