autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy grę Darkest Dungeon - wyzwanie na miarę Dark Souls - Strona 3
Rogaliki, dungeon crawlery, komnatówki… Jak zwał tak zwał. Oto Darkest Dungeon, staroszkolna gra, w której poziom trudności odmierza się „darksoulsami”.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Darkest Dungeon – wciągającego jak diabli RPG nie dla mięczaków
W trakcie przerw pomiędzy wyprawami zwerbowani przez nas bohaterowie stacjonują w zniszczonym miasteczku oferującym przy okazji różne aktywności. W świątyni czy gospodzie podreperujemy psychikę herosów. Mogą się oni modlić, umartwiać, odpoczywać czy oddać się hazardowi – często skuteczność w jednej z tych sytuacji dyktowana jest zaletami i wadami postaci, o których wspominałem wyżej. W kuźni zwiększymy skuteczność broni, w gildii nauczymy naszych podopiecznych nowych umiejętności. Każdy z tych przybytków w trakcie gry rozbudowujemy poprzez zwiększanie skuteczności w oddziaływaniu na status bohaterów. Wymaga to oczywiście odpowiednich surowców, które własnymi siłami wytaszczymy z tuneli.
Darkest Dungeon od początku niemiłosiernie wciąga. Gra urzeka mrocznym klimatem, który równoważony jest czasem dosyć zabawnymi i kolorowymi projektami stworów zamieszkujących podziemia. Na razie mamy jeszcze do czynienia wersją beta, wobec czego nużyć mogą przeplatające się przez cały czas dwie melodyjki. Nieco frustruje także wysoki poziom trudności, przez co po kilku misjach trudno jest zebrać choćby tych czterech członków drużyny, którzy jeszcze nie postradali wszystkich zmysłów. Autorzy prawdopodobnie cały czas pracują nad zbalansowaniem zabawy; przynajmniej mam taką nadzieję. Rzeczą, która nie przypadła mi do gustu jest zakup ekwipunku przed każdą z misji. Każdy przedmiot kosztuje, a my nie wiemy co akurat w danej misji będzie przydatne. Z początku za każdym razem kupowałem łopatę, która miała pomagać w wykopywaniu skarbów. Przez kilka misji sprzęt okazał się nieprzydatny, bowiem w żadnych z podziemi nie natrafiłem na możliwość jego wykorzystania. Oczywiście w trakcie kolejnej wyprawy, kiedy łopata by się przydała, nie miałem jej ze sobą. Nie byłoby kłopotu, gdyby zakupiony ekwipunek pozostawał u nas w jakieś skrzyni. Twórcy doszli jednak do wniosku, że wszystkie nabyte przedmioty po wyjściu z tuneli przepadają. Wobec tego każde zakupy to zabawa na chybił trafił. Wiadomo jedynie, że z całą pewnością należy zaopatrzyć się w pochodnie i porcje żywnościowe. Ale po ile sztuk? Musimy zgadywać. Oczywiście jest to dość realistyczne rozwiązanie, wszak schodząc do podziemi nie mamy pojęcia jak bardzo są obszerne.
Podsumowując, warto się Darkest Dungeon zainteresować, choć trzeba mieć na uwadze, że gra wciąż jest mocno rozwijana i sporo wody upłynie w Wiśle, zanim zostanie odpowiednio doszlifowana. Nie zmienia to faktu, że intrygująco prezentujący się „rogal” już teraz jest w stanie zachwycić, co w przypadku produktów dostępnych w ramach usługi early access wcale nie zdarza się tak często.
Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl