autor: Luc
Graliśmy w Call of Duty: Advanced Warfare - jakie zmiany niesie przyszłość? - Strona 2
Do premiery kolejnej odsłony najlepiej sprzedającej się w historii serii strzelanek już zaledwie kilka tygodni. Na pokazie w Monachium mieliśmy okazję przetestować, jak zaawansowana stała się wojna od czasów niezbyt innowacyjnego Ghosts.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Call of Duty: Advanced Warfare - CoD wkracza w przyszłość

Trzon rozgrywanej w Advanced Warfare historii jest już chyba wszystkim znany. W obliczu synchronizowanych ataków terrorystycznych w połowie XXI wieku, światowe bezpieczeństwo wymyka się państwowym władzom spod kontroli, a jedyną instytucją, która może przywrócić porządek jest prywatna militarna korporacja ATLAS. Główny bohater – niejaki Mitchell – jest jednym z młodych, obiecujących żołdaków, którzy wstąpili w jej szeregi, aby walczyć o lepsze jutro. To jak radzi sobie w osiąganiu tego szczytnego celu, widziałem na dwóch, mocno zróżnicowanych misjach. Pierwsza z nich rozgrywała się w nigeryjskim Lagos – jednym z największych i najprężniej rozrastających się miast na świecie. Nasz wojak wraz z towarzyszami nie trafia tam jednak przypadkowo; wszystko bowiem wskazuje na to, iż terroryści właśnie porwali tutejszego premiera. Doskonale wyszkoleni żołnierze przyszłości, wyposażeni dodatkowo w potężne egzoszkielety błyskawicznie wzięli się do akcji podchodzenia do budynku, w którym przetrzymywani są zakładnicy. Wspinaczka po ścianach, efektowne przeskoki i cała reszta przebiegły wyjątkowo sprawnie i płynnie, nie to jednak najbardziej przykuło moją uwagę. Tym, co już od samego początku rzucało się wyraźnie w oczy, były spore zmiany jakich doczekał się HUD. Zdecydowana większość tradycyjnych informacji wyświetlanych na ekranie została ograniczona do absolutnego minimum, a część liczników oraz danych umieszczono po prostu jako wyświetlacze, będące integralną częścią naszego ekwipunku. Dzięki temu wszystko wygląda niezmiernie estetycznie i zyskuje mocno futurystyczną stylistykę.

Jedną z części nowego HUD jest także ekran komunikatora, przez który to zresztą John Irons, czyli prezes ATLAS, wydaje nam kolejne polecenia podczas trwającej misji. Podążając za jego wytycznymi trafiam ostatecznie na dach wieżowca, w którym zamknięto porwanych. Kilka chwil przygotowań pozwala oddziałowi rozłożyć w odpowiednich miejscach specjalne urządzenia, które momentalnie tworzą w suficie ogromną wyrwę, przez którą zespół wtargnie do środka. Uruchamia się charakterystyczne dla Call of Duty spowolnienie czasu, żołnierze spokojnie oczyszczają pomieszczenie, a następnie ruszają na dalszą infiltrację budynku. Przemierzając kolejne korytarze oddział trafia nareszcie na miejsce z zakładnikami. Korzystając ponownie z zaawansowanej technologii, rozkłada wspólnie specjalistyczną płachtę pozwalającą widzieć przez ściany, oznacza cele i w błyskawicznej akcji eliminuje wszystkie zagrożenia. Premier Nigerii szczęśliwie jest cały i zdrowy, oznajmia jednak, iż jego porwanie miało dla terrorystów być jedynie przykrywką. W rzeczywistości zależało im na konkretnych danych, które zresztą chwilę temu zdobyli. Protagonista wraz z resztą oddziału oczywiście rzuca się w szalony pościg przez miejską dżunglę, który szybko przemienia się w totalny chaos. Ostatecznie udaje się im jednak przedrzeć przez tabuny przeciwników i rozpocząć gonitwę za uciekającą ciężarówką. Cała sekwencja wygląda szalenie imponująco – przeskoki z jednego auta na drugi, dramatyczne upadki i desperackie chwyty ratujące życie, czyli hollywoodzka klasyka filmów akcji przeniesiona na grunt gier wideo. Od tej strony Call of Duty nigdy nie zawodziło i wygląda na to, że i w Advanced Warfare trend się utrzyma.

Nieco mniej spektakularnie, choć równie ciekawie, prezentowała się druga misja, jaką przyszło mi zobaczyć. Tym razem Mitchell wraz z partnerem znaleźli się w Bułgarii z zadaniem dostania się do wnętrza ośrodka badawczego ukrytego pośrodku gęstego lasu. Dosyć szybko okazuje się, że dzielna dwójka nie działa już pod auspicjami ATLAS, a co więcej, są przez swoich byłych towarzyszy aktywnie poszukiwani. Jak nietrudno się domyślić, miałem więc w tym przypadku do czynienia z misją typowo skradankową. Metody, po które sięgano, aby przedostać się do wyznaczonego punktu, do typowych dla serii już jednak nie należały. Zamiast tradycyjnego czołgania się w krzakach protegowany miał do dyspozycji egzoszkielet z wbudowanym modułem niewidzialności, a to dosyć mocno wpływało na dostępne możliwości omijania lub eliminowania patroli.