Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 sierpnia 2008, 09:59

autor: Jacek Hałas

Space Siege - recenzja gry

Dungeon Siege w kosmosie. Ładnie brzmi. Niestety, najnowsza produkcja Chrisa Taylora raczej nie powtórzy sukcesu swoich ideowych poprzedników.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Powiadają, że nadzieja umiera ostatnia. Fani gatunku hack & slash, których jest w bród, z pewnością liczyli, że najnowszy projekt Chrisa Taylora zatytułowany Space Siege powtórzy sukces gier z serii Dungeon Siege. Przyznam, że również miałem wobec tej gry spore oczekiwania, choć mój początkowy zapał skutecznie ostudziła wersja beta, którą jakiś czas temu miałem okazję sprawdzić w akcji. Teraz, po dokładnym zapoznaniu się z finalną wersją gry, mogę stwierdzić, że coś zdecydowanie nie wypaliło. Kto ponosi za to odpowiedzialność i czy problemy, o których poniżej, stanowią poważną przeszkodę dla sympatyków siekania i rąbania?

Wsłuchując się w ostatnie wypowiedzi Taylora, można odnieść wrażenie, że facet troszeczkę pogubił się w swojej wizji wymarzonej gry, skupiając się jedynie na zachwalaniu fabuły. Już przy okazji testowania bety, pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na szereg kontrowersyjnych kwestii. Po kilkakrotnym skończeniu gry, mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jest gorzej, niż można by się spodziewać. Jeżeli kogoś fascynuje tematyka science-fiction, to ogólny pomysł na fabułę gry może się podobać. Ładnie wykonane intro informuje, że źli Kerakowie przybyli na Ziemię w celu unicestwienia gatunku ludzkiego. Jedynym ziemskim okrętem, któremu udaje się uciec, jest USS Armstrong i na jego na pokładzie toczy się akcja całej gry. Wcielając się w postać inżyniera Setha Walkera, musimy pozbyć się obcych, którzy zdołali wedrzeć się na pokład jednostki, a także przyczynić się do odnalezienia nowego domu dla garstki ocalałych.

Miłośników gatunku nie zdziwi to, że główny bohater w pojedynkę rozprawia się z przeważającymi siłami wroga.

Początkowy zapał do eliminacji Keraków maleje w tempie nieproporcjonalnym do długości gry. Już po kilku ukończonych etapach przyłapałem się na tym, że zaczynam wykazywać coraz mniejsze zainteresowanie tłem prowadzonych przeze mnie działań. Niewiele pomogły dość ciekawe zwroty akcji, które z powodzeniem można by zaadoptować choćby do Mass Effect. Zbliżając się do wielkiego finału, byłem zupełnie zobojętniały na to, czy głównemu bohaterowi uda się zlikwidować agresorów, czy może przypieczętuje ogólną klęskę rodzaju ludzkiego. Taki stan rzeczy wynika poniekąd ze źle zaprojektowanego systemu questów, na których opiera się przecież cały wątek fabularny. Zdaję sobie sprawę, że jest to hack & slash i nie oczekuję skomplikowania zadań na poziomie Neverwinter Nights. Questy są jednak banalnie proste, powtarzalne i zazwyczaj zalicza się je w sposób automatyczny, przy okazji zwiedzania kolejnych map. Nie można też nie zauważyć, że rozgrywka ma charakter liniowy, a dwa możliwe zakończenia przygotowywane zostały chyba naprędce, bo poza outrem różnią się między sobą jedynie drobnymi szczególikami.

Ustaliliśmy już, że fabuła nie przyczyni się do zwiększenia zainteresowania tym produktem. A co z resztą? Jest jeszcze gorzej. Nie jestem w stanie pojąć, jaki cel przyświecał producentom przy obmyślaniu mechaniki Space Siege, albowiem produkcja ta zadowoli jedynie najmniej wymagających graczy. A zatem: nie ma ekwipunku, nie ma kolekcjonowania przedmiotów (poza kilkoma ściśle ustalonymi giwerami), nie ma przeglądania szczegółowych statystyk postaci, nie ma zdobywania punktów doświadczenia i nie ma wskakiwania na wyższe poziomy.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]