Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 grudnia 2000, 22:22

autor: Krzysztof Fijałkowski

Fallout 2 - recenzja gry

Jeśli są jeszcze ludzie, którzy nie widzieli tej gry, muszą koniecznie przeczytać jej recenzję. Zrozumieją wtedy, co tracą...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Starsi gracze pamiętają zapewne furorę, jaką swego czasu (a dokładniej w lipcu roku 1997) zrobił Fallout. O grze tej mówiło się, że wnosi niezbędny powiew świeżości do skostniałego wówczas gatunku RPG, że ratuje go wręcz od zapaści (można było bowiem znaleźć i takich, którzy przewidywali rychły koniec komputerowych RPG). Swój sukces Fallout zawdzięczał przede wszystkim klimatowi – osadzony w wiernie oddanym świecie postnuklearnym, ze zdumiewającą precyzją ukazywał wszystkie niemal aspekty życia społeczeństwa ludzkiego po zagładzie atomowej. Przy tak dużym powodzeniu gry tajemnicą poliszynela było, że prędzej czy później panowie z Black Isle (twórcy Fallouta) wypuszczą „dwójkę”. Rzeczywiście, po ponad roku ujrzała ona światło dzienne i choć oprócz jeszcze większego i wierniejszego świata gry nie wniosła do gatunku praktycznie nic nowego, z miejsca przyćmiła blask części pierwszej.

Fabuła Fallouta 2 stanowi logiczną kontynuację „jedynki”. Po uratowaniu świata od Mastera (co pamiętają zapewne wszyscy fani pierwszej części), nasz bohater zostaje wyklęty ze swojego Vaulta. Wędruje na północ przez Wielkie Kaniony, by osiąść w jakiejś małej, nieznanej bliżej wiosce. Ty, jako gracz, wcielasz się w postać potomka ów legendarnego Vault Dwellera. Twoje plemię znajduje się w bardzo trudnej sytuacji – panują głód i zaraza. Wioska dogorywa i tylko ty możesz ją uratować. Starsza plemienia wysyła Cię z trudną misją odnalezienia urządzenia o nazwie Garden of Eden Creation Kit, jedynego ratunku dla wioski. Trop prowadzi do Vault 13 - macierzystego, na pół legendarnego schronu Twego przodka. Lokalizacja schronu pozostaje tajemnicą; twoje jedyne wskazówki, a właściwie pamiątki po Vault Dwellerze to „firmowy”, niebieski kombinezon z napisem „Vault 13” (w wiosce uważany za relikwię) i manierki z tymże logo Schronu 13-tego, które o dziwo były ostatnio sprzedawane w wiosce przez wędrownego handlarza, Vica. To właśnie jego musisz odnaleźć, co nie jest jednak takie łatwe, bo handlarz przepadł jak kamień w wodę. Oczywiście odnalezienie Vica jest tylko jednym z etapów dotarcia do celu, fabuła bowiem rozwija się w grze niczym w dobrym kryminale – jak po kłębku.

Zanim zaczniemy rozgrywkę należy stworzyć swoje komputerowe alter ego. Leniwym autorzy dali do dyspozycji trzy predefiniowane postacie – zręcznego złodziejaszka Mingana, osiłka Narga oraz uroczą, charyzmatyczną Chitsę. Niezadowoleni z ich domyślnych ustawień będą mogli je modyfikować. Osobiście polecam jednak stworzenie swojego własnego bohatera od zera. W ten sposób dostajemy dokładnie to, czego chcemy. A możliwości jest naprawdę wiele. Oprócz takich „drobiazgów” jak imię, płeć i wiek, naszego bohatera opisuje siedem podstawowych charakterystyk (siła, percepcja, wytrzymałość, charyzma, inteligencja, zręczność i szczęście) oraz osiemnaście różnorodnych umiejętności (od biegłości w posługiwaniu się wszelakimi typami broni, poprzez umiejętności lekarskie do hazardowych). Z tych osiemnastu umiejętności wybieramy sobie trzy sztandarowe, które rozwijać się nam będą dwa razy szybciej od pozostałych. Dodatkowo możemy sobie wybrać dwie spośród szesnastu cech. Każda z nich ma jednak plusy jak i minusy. I tak np. finesse powiększa o 10% szansę na trafienie krytyczne, ale zmniejsza ilość obrażenia zadawanego przy użyciu broni, a sex appeal sprawia, że nasz bohater pociąga osobniki płci przeciwnej, ale zarazem wzbudza zazdrość wśród członków swojej płci.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]