Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 czerwca 2001, 10:56

autor: Jacek Hałas

Desperados: Wanted Dead or Alive - recenzja gry

Desperados, pomimo licznych zapożyczeń z Commandos wnosi wiele nowego do gatunku gier taktycznych. Dodatkowym atutem tej pozycji jest nietypowy klimat, który z pewnością ucieszy wielu graczy, spragnionych gier osadzonych w realiach Dzikiego Zachodu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Rok Pański 1998. Grupka programistów z mało znanej dotąd firmy Pyro Studios wydaje grę Commandos. Tony grywalności oraz, co nie zdarza się zbyt często, oryginalność produktu zjednują sobie serca milionów graczy na całym świecie. Identycznie dzieje się z wydanym kilka miesięcy później dodatkiem, który pomimo zabójczego poziomu trudności i niewielu nowych misji odnosi niemniejszy sukces niż jego poprzednik. W międzyczasie na rynku zaczynają się pojawiać niezliczone klony Commandosów, produkcji, która zapoczątkowała zupełnie nowy gatunek – gier taktycznych. Trzy lata po wydaniu tej wspaniałej gry Spellbound, jeden z kluczowych niemieckich wydawców (w Polsce znany przede wszystkim dzięki dość udanemu Airline Tycoon), ukazuje światu swój najświeższy produkt. Grę, która jak dotąd najbardziej zbliżyła się do zarysu oryginalnych Commandosów. Czy jest to tylko kolejny klon a może zupełnie innowacyjna produkcja zainspirowana tylko pomysłem sprzed kilku lat? O tym przekonacie się już za chwilkę!

Akcja gry rozgrywa się w 1881 roku w niewielkim, położonym tuż przy granicy z Meksykiem miasteczku El Paso. Właśnie zakończyła się wojna secesyjna. Nastały czasy pokoju i rozkwitu gospodarczego. Kompania kolejowa Twinnings & Co przeżywa niestety poważny kryzys. Kolejne dostawy złota i innych cennych towarów są przechwytywane w czasie drogi przez zbójów pod rządzą niejakiego El Diablo. Szefostwo Twinnings jest bezsilne, podobnie jak i lokalne władze, które rozkładają bezradnie ręce. Jedynym ratunkiem dla podupadającej firmy jest wyznaczenie nagrody w wysokości 15000$ dla tego, który pozbędzie się całego gangu a przede wszystkim jego przywódcy – niezwykle tajemniczego i przebiegłego El Diablo.

Wcielamy się w rolę Johna Coopera, typowego westernowego rewolwerowca. John to najlepszy z najlepszych, łowca głów i nie tylko a 15000$ to przecież niemała kwota (na ówczesne czasy oczywiście :)). Nasz cel to rozgromienie gangu El Diablo. Nie będzie jednak tak łatwo jak mogłoby się wydawać! Nie wpadniemy przecież już w pierwszej misji do kryjówki El Diablo! O nie! Gra się tak szybko nie skończy co akurat w tym przypadku powinno Was bardzo ucieszyć :) Droga do ostatecznego zwycięstwa nie będzie usłana różami. El Diablo to sprytny człowieczek i dotarcie do niego będzie wymagało wykonania wielu karkołomnych zadań. A wszystko to w 25 sprytnie skonstruowanych misjach.

Jeszcze przed wyruszeniem na polowanie na El Diablo John musi skompletować resztę swojej drużyny. W sumie już pod sam koniec gry będziemy sterować grupką aż sześciu najemników. Każda z postaci prezentuje zupełnie odmienny styl gry i bez ich współpracy nie ukończymy większości misji. Wiele etapów będzie wymagało koordynacji między ruchami poszczególnych jej członków ale to znamy już z Commandosów i w zasadzie osobom, które grały w produkcję Pyro Desperados nie sprawi większych problemów (pomijam tu zawyżony poziom trudności w niektórych misjach ale o tym dalej).

Zanim przedstawię Wam bliższe szczegóły przyjrzyjmy się na razie członkom naszej drużyny albowiem każdy z nich ma coś cennego do zaoferowania. A więc jedziemy! John Cooper to jak już wcześniej wspomniałem główny bohater gry. Jego cenne atuty to oczywiście sześciostrzałowy rewolwer oraz specjalny nożyk do usuwania przeciwników na odległość. Do cichego eliminowania kolejnych kowbojów przydaje się również pozytywka, która pomaga w odwracaniu uwagi niektórych z przeciwników. Sam to zawodowy piromaniak, który usunie wszystko i wszędzie przy pomocy dynamitu bądź też skrzyneczki TNT. Poza tym nasz murzynek może pochwalić się grzechotnikiem, którego nosi w kieszeni (!), shotgunem, którego zawsze ma przy sobie oraz specjalną możliwością kneblowania tych przeciwników, których nie możemy zabić (np. cywilów).

Kolejny z herosów to Doc. Jego ksywka mówi chyba wszystko. Oprócz umiejętności leczniczych nasz Doc potrafi obsługiwać snajperkę oraz bardzo cenne buteleczki z gazem usypiającym (można je również załączać do specjalnych baloników). Kate O’Hara, która dołącza do nas w szóstej misji ma wiele „atutów” pozwalających odwracać uwagę przeciwników od reszty grupy. Oprócz swych naturalnych wdzięków (podwiązki w ruch!) Kate potrafi sprytnie rozłożyć talię kart oraz oślepiać stojących w słońcu oponentów (tyczy się to oczywiście tylko i wyłącznie misji rozgrywanych za dnia!). I wreszcie ostatnia dwójka, która przyłącza się do nas pod koniec rozgrywki. Osiemnastoletnia Mia to bardzo sympatyczna osóbka. Podobnie jak jej koleżanka Mia posiada wiele umiejętności pozwalających na odwracanie uwagi naszych przeciwników. Co powiecie na przecudowną (i inteligentną!) małpkę Mr. Leone, zatrute strzałki albo specjalne fajerwerki? Miodzio! I wreszcie ostatni z bohaterów. Sanchez to typowy mięśniak, którego w czasie gry nawrócimy na właściwą drogę. Jego umiejętności okażą się naprawdę nieocenione. Oprócz potężnej dwururki, która zmiata wszystkich z powierzchni ziemi Sanchez potrafi „wykurzać” przeciwników z budynków (o ile jest ich nie więcej niż trzech naraz) oraz obsługiwać specjalne działo maszynowe, które równie szybko pożera naboje jak i eliminuje kolejnych gringos. Oprócz tego Sanchez celnie rzuca zbieranymi po drodze kamyczkami (nigdy nie pudłuje!) a także potrafi zwabiać przeciwników wystawiając niezwykle nęcącą buteleczkę pełną odżywczej tequili ;) Uff! Musicie przyznać, że różnorodność naszych bohaterów w porównaniu z takimi Commandosami jest naprawdę porażająca. Każda z postaci wiele wnosi do gry i niejednokrotnie użyczy nam swoich talentów.

A jak wygląda cała rozgrywka? Od pierwszych chwil spędzonych przy Desperados zauważamy niezliczone zapożyczenia ale i wiele świeżych elementów. Akcję obserwujemy w widoku izometrycznym. Nie mamy niestety możliwości obracania aktualną planszą, nawet skokowego. Jest tu natomiast pomocna w niektórych misjach opcja przybliżania pola walki (zoom). Jest to szczególnie przydatne w etapach nocnych kiedy to niejednokrotnie trzeba będzie wypatrzeć ważny dla dalszej gry element. Zupełną nowością są natomiast tzw. Quick Time Events czyli zapamiętywane „z góry” czynności, które możemy wywołać w dowolnej chwili jednym naciśnięciem klawisza. Każda z postaci może zapamiętać „na raz” jedną czynność, tylko tytułowy John trzy.

Pora na kilka słów o grywalności. Zacznijmy od ważnej sprawy a mianowicie interaktywności. W czasie misji napotykamy dość dużo obiektów, z których możemy skorzystać. Mam tu na myśli przede wszystkim konie, które mogą skrócić podróż między jednym krańcem planszy a drugim oraz niezliczone „dopałki” dla naszych bohaterów, które tylko czekają na zebranie. Niestety dość poważnym minusem gry jest bardzo niska interaktywność ze szwędającymi się po planszy NPC-ami. Pamiętam, że w zapowiedziach autorzy obiecywali niebywałą interaktywność, możliwość porozmawiania z każdą osobą na planszy. W rzeczywistości jest niestety inaczej. Napotykani cywile mogą najwyżej ostrzec wrogów o naszej obecności (lub o wykonanej przez nas czynności). Bardzo dobrze rozwiązano natomiast kwestię sterowania. Jest ono intuicyjne, ponadto mamy do dyspozycji wiele przydatnych skrótów klawiszowych. Pochwały należą się również osobom, które zaprojektowały SI naszych przeciwników. Większość z nich nie stoi i czeka aż zostaną „usunięci” tylko próbują złapać nas w pułapkę bądź też (bardzo często) wezwać posiłki. Oczywiście każdy z nich będzie zachowywał się zupełnie normalnie, aż do momentu kiedy nas zobaczy (albo usłyszy ;)). Autorzy zachwalają sobie indywidualne SI dla każdego oponenta i w rzeczywistości tak jest! Nie każdy przeciwnik zareaguje na pozytywkę, niektórzy mają większe pole widzenia bądź też zupełnie odmiennie zachowują się w zbliżonych sytuacjach (np. wystrzał z daleka). Taki obrót spraw wymaga od nas naprawdę szczegółowego opracowania planu misji ponieważ nie zawsze sprawy mogą się potoczyć tak jak tego byśmy sobie życzyli.

Desperados to aż 25 długich i zróżnicowanych misji. Każda z plansz jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Tyczy się to zarówno wystroju i szczegółowości danej planszy jak i celów jakie mamy osiągnąć. W zasadzie każda misja jest zupełnie inna i wymaga odmiennej taktyki działania. I tak na przykład, misje rozgrywane w nocy wymagają od nas bezszelestnego poruszania się i jak najczęstszego chowania w cieniu. Dzięki rozbudowanej i pełnej zwrotów fabule z chęcią odkrywamy kolejne elementy gry. W czasie naszej podróży odwiedzimy między innymi stare kopalnie, opustoszałe wioski, jaskinie pełne bandytów a przede wszystkim typowe miasteczka, które znamy z wielu westernów. Nie zabraknie więc licznych saloonów i odpowiedniej architektury. Ogromnym plusem gry jest wiele możliwości ukończenia danej misji. Możemy spróbować metody siłowej zabijając wszystko co stanie nam na drodze bądź też wybrać wariant a’la Thief skrywając się w cieniu kiedy tylko jest to możliwe.

Oprawa audiowizualna produkcji Spellbound zasługuje z pewnością na gromkie brawa. Grafika przewyższa o kilka epok sławetnych Commandos. Lokacje są dopracowane w najmniejszych szczegółach. Jedyną wadą, chociaż dla mnie jest to akurat nieistotne, jest dwuwymiarowość otoczenia. Niestety poza zoomem, który tylko pogarsza wygląd gry ujawniając nieprzyjemną pikselozę, nie mamy żadnej możliwości oglądnięcia poziomu z innej perspektywy. Na szczęście zarówno animacja wszystkich obiektów na planszy (a w szczególności naszych bohaterów) usuwa tę niedogodność i z pewnością w czasie gry nie będziecie na to zwracać szczególnej uwagi. Oprawa dźwiękowa Desperatów była z pewnością wzorowana na licznych westernach. Każdy etap ma do zaoferowania zupełnie odmienny podkład muzyczny, który idealnie wtapia się w całą resztę. Równie dobrze odwzorowano wszelakie efekty dźwiękowe. Tyczy się to zarówno perfekcyjnych dialogów jak i okrzyków naszych oponentów czy wystrzałów z różnych rodzajów broni.

Jeżeli doczytałeś do tego momentu to z pewnością zastanawiasz się co to za gra, która w zasadzie nie ma żadnych wad :) Tak niestety nie będzie. Największym minusem Desperados jest nierównomierny poziom trudności. Niektóre z początkowych etapów (np. Like a Thief in the Night) są trudniejsze nawet od tych z Commandos:BtCoD! Jeden błąd kończy wtedy rozgrywkę a do totalnej frustracji jest już niedaleko. Paradoksalnie, ostatnie etapy gry są bardzo proste a finał wręcz banalny. Myślę, że producenci powinni więcej czasu spędzić nad odpowiednim rozłożeniem poziomu trudności gdyż przeciętny gracz porzuci grę po siódmej, ósmej misji... Szkoda również, że nie zaoferowano nam możliwości przeszukiwania ciał przeciwników (dlaczego nie można np. zabrać im broni?) oraz nie udostępniono większej interakcji z otoczeniem.

Podsumujmy. Desperados to niezwykle udany debiut Spellbound na arenie gier taktycznych (polskim wydawcą jest firma PlayIt!). Pomimo licznych zapożyczeń z Commandos produkcja ta wnosi wiele nowego do gatunku gier taktycznych. Dodatkowym atutem tej produkcji jest nietypowy klimat, który z pewnością ucieszy wielu graczy, spragnionych wręcz gier osadzonych w realiach Dzikiego Zachodu. I wreszcie kwestia sprzętowa. Desperados nie jest grą, która wymaga najnowszego akceleratora albo superszybkiego procesora. Gra wystartuje na każdym przeciętnym komputerze. Gdyby nie kilka drobnych błędów (a przede wszystkim sprawy poziomu trudności) gra mogłaby stać się jeszcze większym hiciorem niż sławetni Komandosi. A tak jest to TYLKO bardzo dobra produkcja. W oczekiwaniu na Commandos 2 warto zakosztować Desperatów. Dobra zabawa gwarantowana! UWAGA! Gra tylko dla cierpliwych ;)

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Cayack Ekspert 13 września 2012

(PC) Zanim studio Spellbound wzięło się za rzeczy, których nie potrafi robić (przeciętna „Arcania”), zasłużyło się wypuszczeniem na świat dwóch udanych produkcji z gatunku gier taktycznych. O ile wydany później „Robin Hood: Legenda Sherwood” był prostszy i bardziej tolerancyjny na pomyłki gracza, tak „Desperados: Wanted Dead or Alive” przenosiło ideę słynnych „Commandosów” w realia Dzikiego Zachodu.

8.5
Desperados: Wanted Dead or Alive - recenzja gry
Desperados: Wanted Dead or Alive - recenzja gry

Recenzja gry

Desperados, pomimo licznych zapożyczeń z Commandos wnosi wiele nowego do gatunku gier taktycznych. Dodatkowym atutem tej pozycji jest nietypowy klimat, który z pewnością ucieszy wielu graczy, spragnionych gier osadzonych w realiach Dzikiego Zachodu.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.