autor: Łukasz Gajewski
Europa Universalis III - recenzja gry
EU3 jest znakomitą propozycją dla osób szukających poważniejszego wyzwania dla ich szarych komórek i nie odczuwających na widok atlasu historycznego potrzeby ucieczki.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Pisanie własnej historii daje sporo satysfakcji. Na tej bazie powstało wiele gier – z Cywilizacją (i jej klonami) na czele. Wolność, jaką seria stworzona przez Sid Meiera dawała graczom, powodowała jednak, iż nasza historia z tą realną nie miała poza nazwami cywilizacji wiele wspólnego.
Szwedzki Paradox poszedł zupełnie inną ścieżką. Seria Europa Universalis bezpośrednio odwoływała się do prawdziwej historii, łącząc w dość udany sposób wierność realiom ze swobodą rozgrywki. Mechanika gry oddawała znacznie lepiej niż większość konkurencyjnych produkcji specyfikę czasów, jakich gra dotyczyła, zapewniając unikalny klimat rozgrywki.
Mimo swoich niedociągnięć, dzięki epickiej skali rozgrywki i stworzeniu udanej symulacji historii, dzieła szwedzkiego developera nie miały praktycznie realnego konkurenta. Ogromny sukces, jaki odniosła Europa Universalis II, zaowocował kolejnymi, opierającymi się na tym samym silniku grami, z których każda wprowadzała pewne poprawki i modyfikacje do podstawowej mechaniki, ale utrzymywała te same założenia.
Oczekiwana od dłuższego już czasu Europa Universalis III miała przynieść w końcu zmianę mocno już wiekowego engine’u gry i poprawioną grafikę. Oczekiwać więc należało raczej ewolucji niż rewolucji.
Ogólne założenia gry pozostały oczywiście bez zmian. Europa Universalis stawia nas na czele jednego z 200 państw z całego świata na przestrzeni 340 lat. Będziemy mieli wpływ na jego rozwój technologiczny, przemiany społeczne, politykę zagraniczną, kampanie wojenne – jednym słowem na wszystko, co wpływało na losy realnie istniejących nacji.
Różnorodność krajów, jakie mamy do wyboru, robi wrażenie. Możemy wybrać potężną Francję czy Anglię i od razu rozpocząć grę w I lidzie, albo zdecydować się na start z samego dołu i rozpocząć rozgrywkę dwudziestokrotnie mniejszą Grenadą czy też (ale to już wyzwanie ekstremalne) jedną z północno-amerykańskich konfederacji plemiennych.
Gdy dokonamy tego niełatwego wyboru, naszym oczom ukaże się mapa świata podzielona na prowincje – ekran, na którym w zasadzie będziemy podejmować wszystkie decyzje. Mimo wyraźnie poprawionej szaty graficznej całość nie robi jakiegoś oszołamiającego wrażenia. Wszystkie drzewka, górki i inne przeszkadzajki na mapie znacząco odbiegają od tego, co widzimy na mapie w takim Medivalu II. Co gorsza mapa „fizyczna” – domyślny widok rozgrywki – jest zupełnie nieczytelna. Sytuacja znacznie się poprawia po przełączeniu na mapę polityczną – która co prawda nie wygląda imponująco, ale jest przynajmniej funkcjonalna. Z tego powodu do domyślnego widoku mapy wracałem tylko sporadycznie. Z drugiej strony mimo pierwszego, raczej niekorzystnego wrażenia, trzeba przyznać, że całość jest estetyczna i co najważniejsze (poza wspomnianym powyżej domyślnym widokiem mapy) czytelna.