Recenzja gry Dead State - noc żywych bugów
Motyw apokalipsy i panoszących się na około zombie widzieliśmy już setki razy, a mimo to w grach wciąż chętnie do niego wracamy. Kolejna okazja, aby zmierzyć się z nieumarłymi, pojawiła się wraz z premierą Dead State. Tym razem w formie survivalowego RPG.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.

- Mnóstwo zróżnicowanych postaci do zwerbowania;
- Przynajmniej kilka zakończeń;
- Parę ciekawie wykonanych lokacji;
- Zarządzanie schronem oraz dbanie o potrzeby mieszkańców stanowi spore wyzwanie.
- Zastraszająca ilość błędów często zmuszających do wczytywania poprzednich zapisów;
- Ograniczone interakcje z kompanami;
- Prawdopodobnie najgorszy interfejs ostatniej dekady;
- Zbyt „losowy” i spłycony system walki;
- Słabo prezentująca się oprawa graficzna;
- Kiepska muzyka oraz odgłosy;
- Sztuczna inteligencja praktycznie nie istnieje.
Choć sama tematyka, na której postanowiono oprzeć Dead State, wydawać może się oklepana, kampania zorganizowana na Kickstarterze prawie trzy lata temu pokazała, że dziesiątki tysięcy graczy wciąż mają ochotę mierzyć się z nieumarłymi. Faktycznie, wizja połączenia najlepszych cech serii X-COM, Jagged Alliance oraz Falloutów wydawała się szalenie interesująca, a to, że przy okazji musimy walczyć o przetrwanie w bezlitosnym świecie było jedynie wisienką na torcie. Pierwszą okazję, aby zweryfikować jak studio DoubleBear Productions radzi sobie z tym niezwykle ambitnym celem, miałem już podczas testów wersji beta i choć wtedy wiele rzeczy kulało, czas spędzony z tytułem pozwalał wierzyć, iż twórcy doszlifują wszystkie niedociągnięcia do premiery. Kiedy ta w końcu nastąpiła, okazało się, że podczas kilku godzin z wczesną edycję ujrzałem dopiero czubek góry lodowej złożonej z mnóstwa poważnych błędów. Cała reszta niestety zalała mnie w przeciągu ostatnich kilku dni, podczas których starałem się walczyć w Dead State nie z zombiakami, lecz głównie z niekończącą się frustracją.
Zombie raz jeszcze
Początek historii w Dead State wygląda dosyć standardowo – tajemniczy wirus zaczyna błyskawicznie rozprzestrzeniać się po świecie, a ludzie wpadają w kompletną panikę. W przeciągu zaledwie kilku godzin rozpętuje się totalny chaos, który mimo wszystko zdaje się nie dotyczyć naszego bohatera – ten bowiem, wraz z kilkudziesięcioma innymi pasażerami, znajduje się właśnie na pokładzie samolotu. To, co zapowiadało się na kolejny, wzorowy lot w połowie drogi przemienia się jednak w istny koszmar, który oczywiście skutkuje lotniczą katastrofą. Cudem ocalały protagonista zostaje przetransportowany do pobliskiej szkoły, gdzie dowiaduje się, że ludzkość stoi właśnie w obliczu najgorszej z możliwych wizji przyszłości – apokalipsy z udziałem zombie. Pałętający się na zewnątrz nieumarli nie są jednak jedynym zmartwieniem kilkuosobowej społeczności, która postanowiła ukryć się w gmachu. Zapasy wody, paliwa oraz innych przedmiotów pierwszej potrzeby są na wyczerpaniu i to do nas należy odnalezienie kolejnych racji.
Zarządzanie schronem to nie tylko zdobywanie pożywienia i dbanie o nastrój mieszkańców. Każdy z kompanów jest w stanie wykonywać zlecone mu zadania, których realizacja zajmie od kilku do kilkuset godzin. Przykładowo możemy wyznaczyć jedną osobę do stałego gotowania posiłków, aby zwiększyć morale grupy, a kogoś innego oddelegować do wybudowania studni lub odremontowania garażu.
We wczesnej fazie gry, wycieczki poza główną bazę są więc dyktowane przede wszystkim przez chęć przetrwania, lecz im dłużej przebywamy w tym okrutnym świecie, tym bardziej oczywiste staje się, że musimy zatroszczyć się także i o inne aspekty. Większość opiera się na sugestiach i potrzebach postaci, razem z którymi przebywamy w szkole – początkowo jest ich zaledwie kilka, jednak już po paru wyprawach ich grono znacznie się poszerza. Kiedy kończyłem swoją przygodę z Dead State, schron zamieszkiwało ponad dwadzieścia, mocno zróżnicowanych osób, o które – jako lider całej bandy – musiałem się odpowiednio zatroszczyć. Zarządzanie tym wiecznie narzekającym towarzystwem do prostych zresztą nie należy. Nie chodzi tu jedynie o konieczność ich wykarmienia, ale także dbanie o odpowiedni poziom morale, które jeśli spadnie zbyt nisko, może się dla głównego bohatera skończyć niezwykle tragicznie. Jeśli dodamy do tego nieustanne kłótnie wynikające z różnych osobowości, personale wątki i konieczność chronienia poszczególnych jednostek przed „starymi znajomymi”, otrzymujemy naprawdę szalenie zróżnicowaną grupę, nad którą nie łatwo jest zapanować.