Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 10 sierpnia 2012, 11:56

autor: Maciej Kozłowski

Do kina z padem, czyli jak gry przeniknęły do filmu

Filmy na podstawie gier? Nie tym razem - dzisiaj przyglądamy się innemy procesowi, czyli jak elementy gier przeniknęły do światowego kina. W przeglądzie produkcje zarówno z lat 80. jak i te, których wiek można zliczyć na palcach jednej ręki.

Spis treści

ReBoot

Jedyny serial w tym zestawieniu był równocześnie pierwszą animacją, która opierała się wyłącznie na grafice komputerowej (dwa lata przed Toy Story!). Kolejne odcinki opowiadały o przygodach uczłowieczonego programu ochronnego, który zamieszkiwał twardy dysk. Wraz z innymi aplikacjami żył w szczęściu i harmonii, dopóki nie pojawiły się wirusy zagrażające całemu systemowi. Sytuację dodatkowo skomplikował fakt, że maszyna należała do gracza – za każdym razem, gdy uruchamiał on którąś z ulubionych produkcji, wszyscy bohaterowie przenosili się do nowego uniwersum. Owocowało to wieloma niezapomnianymi przygodami w najróżniejszych stylizacjach – obok przygodówek trafiały się strzelanki, skradanki, gry wyścigowe i wiele innych. Cyfrowi herosi przemierzali mroczne zaułki metropolii w stylu noir, by zaraz potem trafić do świata zamieszkałego przez dinozaury. Ciągła zmiana konwencji była jedną z największych zalet tego tytułu.

Serial odniósł całkiem spory sukces – na tyle duży, że zaczęto emitować go w Polsce (co w 1994 roku wcale nie było takie oczywiste). Zaraz za nim pojawiło się kilka innych animacji utrzymanych w podobnej stylistyce graficznej – najsłynniejsza to Beast Wars osadzona w uniwersum Transformerów. Żadna z nich nie była jednak aż takim krokiem milowym jak właśnie ReBoot.

Doom

Adaptacja słynnej gry nie spotkała się ze zbyt ciepłym przyjęciem publiczności – i trudno się temu dziwić. Idiotyczny scenariusz, nieciekawe postacie, mało efektowne strzelaniny, zupełny brak klimatu – to tylko część jej wad. Nawet najbardziej zagorzali fani id Software musieli przyznać, że Doom nie prezentuje się zbyt dobrze na kinowych ekranach. Dzieło Andrzeja Bartkowiaka pozostałoby zapewne zapomnianym gniotem, gdyby nie jedna, jedyna scena…

Końcówka filmu spowodowała, że film nie przepadł w pomroce dziejów. Specyficzna stylizacja sprawiła, że walkę żołnierza z hordami potworów trudno było odróżnić od fragmentu rozgrywki w Dooma 3. Pierwszoosobowa perspektywa pozwoliła widzowi poczuć się zupełnie tak, jakby siedział przed komputerem. Broń w prawym dolnym rogu ekranu, charakterystyczne przeładowywanie magazynków, potwory znane z oryginału oraz muzyka wyciągnięta z samej gry – czego chcieć więcej?