Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 1 października 2009, 15:23

W to się grało - Little Big Adventure

Po raz trzeci powracamy do przeszłości, by przyjrzeć się grom, które niegdyś cieszyły się dużą popularnością wśród użytkowników pecetów. Tym razem wybraliśmy produkt o nazwie Little Big Adventure – dzieło Fredericka Raynala, twórcy serii Alone in the Dark

Długo zastanawialiśmy się, jaki tytuł zaprezentować Wam w kolejnym, trzecim już odcinku naszego cyklu, w którym odkurzamy kilkunastoletnie, często już zapomniane hity. Wybór do łatwych nie należał bo kandydatów jest naprawdę sporo, o czym możecie przekonać się sami, przeglądając naszą Encyklopedię. Lista „staroci” jest tak zacna, że jednym tchem jestem w stanie wymienić godne uwagi tytuły, którymi mogliśmy zapełnić ten dział przez kilka najbliższych lat. Na coś jednak trzeba było się zdecydować, więc po długim namyśle postanowiliśmy, że tym razem przybliżymy grę Little Big Adventure z 1994 roku – dzieło francuskiej firmy Adeline Software International, założonej przez Frédéricka Raynala.

Producent: Adeline Software International

Wydawca: Electronic Arts

Data wydania: 1994

Platformy: PC, PlayStation

Little Big Adventure (Relentless: Twinsen’s Adventure w USA) przenosi nas na planetę Twinsun, która swoją nazwę zawdzięcza dwóm znajdującym się w jej pobliżu słońcom. Dzięki specyficznemu położeniu obu gwiazd, glob ten znacząco różni się od Ziemi w kwestii klimatu. Lodowce nie występują tutaj na biegunach, ale na równiku, tworząc jednocześnie ogromną barierę, skutecznie odcinającą obie półkule od siebie. Ten fantastyczny świat zamieszkany jest przez cztery rodzaje istot: nasuwających skojarzenia z ludźmi Quetchów, przypominających słonie Grobosów, przerośnięte króliki Rabbibunnies oraz okrągłe i karłowate stworki Spheros.

Frédérick Raynal swoją przygodę z elektroniczną rozrywką rozpoczął w 1988 roku od produkcji o nazwie Popcorn , która była klonem legendarnego Arkanoida . Najbardziej znaną grą zaprojektowaną przez Francuza jest pierwsza odsłona cyklu Alone in the Dark – protoplasta survival horrorów. Po odejściu z firmy Infogrames i założeniu studia Adeline Software International, Raynal nie chciał tworzyć już równie brutalnych historii, co przygody Edwarda Carnby’ego. Widać to zresztą w grze Little Big Adventure – choć Twinsen nie stroni od walki, na ekranie nie zobaczymy ani jednej kropli krwi.

Życie na Twinsunie z pewnością należałoby do przyjemnych, gdyby nie władający światem doktor Funfrock. Ów wybitny, ale też wyjątkowo nikczemny naukowiec zniewolił mieszkańców planety, wykorzystując do tego celu opracowane przez siebie techniki klonowania i teleportacji. W chwili gdy rozpoczynamy przygodę, niemal cały glob opanowany jest przez żołnierzy doktora, a on sam przebywa w niedostępnej dla śmiertelników twierdzy, gdzie z powodzeniem realizuje swoje chore wizje.

W takiej oto rzeczywistości poznajemy Twinsena, głównego bohatera gry. Ów sympatyczny Quetch wiódł do niedawna spokojny i szczęśliwy żywot u boku swojej dziewczyny Zoe, ale aktualnie siedzi w więzieniu, gdyż żołnierzy zaniepokoiły jego prorocze sny. Cóż było w nich takiego strasznego? Twinsen miał wizję, że zostaje wybrany przez boginię Sendell i z jej pomocą przynosi wybawienie, uwalniając mieszkańców planety od tyranii Funfrocka. Zanim jednak ów młodzieniec na dobre weźmie się za ratowanie świata, będzie musiał wydostać się z więzienia, umknąć ścigającym go klonom i uratować swoją ukochaną, która niedługo po brawurowej ucieczce narzeczonego, zostaje aresztowana przez sługusów Funfrocka.

Produkt firmy Adeline Softwarew udany sposób łączy cechy gry zręcznościowej i przygodowej. Tych pierwszych jest co prawda zdecydowanie więcej, ale od czasu do czasu przyjdzie też wytężyć mózgownicę, by rozwiązać napotkany problem lub znaleźć prawidłowe zastosowanie dla przechowywanego w ekwipunku przedmiotu. Istotną rolę w grze pełnią również rozmowy z bohaterami niezależnymi, którzy na ogół dysponują cennymi informacjami na temat tego, co aktualnie dzieje się w najbliższej okolicy. W Little Big Adventure stosunkowo łatwo jest się zaciąć, dlatego wszelkiej maści wskazówki dotyczące dalszych poczynań są bardzo pomocne.

Twinsen zwiedza ogromny świat, wykorzystując do tego celu cztery rodzaje zachowania – co ważne, gracz może zmieniać je w dowolnym momencie rozgrywki. W trybie normalnym nasz podopieczny porusza się typowym dla Quetchów tempem, przetrząsa rozmaite obiekty (np. śmietniki, donice z kwiatami) w poszukiwaniu przedmiotów, czyta zawieszone na ścianach plakaty i tablice, a także rozmawia z innymi mieszkańcami planety. Standardowe zachowanie pozwala również walczyć z użyciem broni, ale akurat w tym przypadku lepiej z tej umiejętności zrezygnować – nasz podopieczny jest po prostu zbyt powolny, by dotrzymać tempa swoim przeciwnikom.

Zachowanie Twinsena można zmieniać w dowolnym momencie.

Potyczki ze sługusami doktora Funfrocka stają się zdecydowanie łatwiejsze po przełączeniu zachowania na tryb sportowy, który pozwala biegać i skakać. Z szybszym Twinsenem gracz ma większe pole manewru podczas starcia, wygodniej jest mu zadawać ciosy i unikać uderzeń wyprowadzanych przez wrogów. Oczywiście umiejętności atletyczne przydają się również podczas tradycyjnej eksploracji terenu. Bohater jest w stanie szybciej przemierzać poszczególne plansze, uciekać oponentom, a także skokiem dostać się do miejsc normalnie niedostępnych.

Trzeci tryb zachowania – agresywny – służy do walki w zwarciu. Twinsen całkiem nieźle radzi sobie w tradycyjnych bójkach z użyciem pięści, potrafiąc kilkoma szybkimi ciosami wyeliminować rywala. Wadą takiego rozwiązania jest konieczność zbliżenia się do przeciwnika, a także utrudniona kontrola nad postacią w trakcie potyczki. Agresywny bohater porusza się bardzo niedbale, wręcz zatacza się, dlatego wyprowadzanie ciosów często okazuje się kłopotliwe. W Little Big Adventure zdecydowanie efektywniejsza jest walka na odległość.

Repertuar zachowań naszego podopiecznego zamyka tryb dyskretny. Po jego uaktywnieniu Twinsen porusza się niezwykle wolno, ale za to bardzo cicho, dlatego jest w stanie niepostrzeżenie przemknąć obok odwróconego plecami przeciwnika. W trybie tym można również chować za przeszkodami. Co prawda opcji ukrycia używa się w trakcie zabawy rzadko, ale gdy już zajdzie taka potrzeba, okazuje się ona bardzo pomocne.

Odpowiednie korzystanie z wymienionych wyżej zachowań jest kluczem do sukcesu w grze. Cały czas trzeba kontrolować sytuację i dostosować możliwości do Twinsena do tego, co aktualnie dzieje się wokół niego. Jeśli na drodze bohatera stanie nieporadny żołnierz, można go szybko wyeliminować kilkoma szybkimi ciosami, ale jeśli w tym samym miejscu pojawi się pojazd opancerzony, lepiej jest wziąć nogi za pas. Gracz jest po prostu zmuszony do płynnego przeskakiwania pomiędzy dostępnymi trybami, za każdym razem, gdy napotka jakiś problem.

W początkowej fazie rozgrywki Twinsen nie ma zbyt dużego pola manewru, gdyż akcja toczy się według dokładnie zaplanowanego schematu – najpierw trzeba wydostać się z więzienia, potem odwiedzić rodzinny dom, by wreszcie uciec z Wyspy Cytadeli przed wysłanymi w pościg klonami. Kiedy jednak uporamy się z początkowymi zadaniami, Little Big Adventure zaczyna oferować niewielką dozę swobody. Pomiędzy wyspami można bowiem kursować za pośrednictwem kilku środków lokomocji (najpierw jest to prom, potem katamaran, dostępne są również samochody, a pod koniec zmagań przyjazny dinozaur) kiedy ma się na to ochotę. Częste podróże mają zresztą swoje uzasadnienie, bo ważni dla przebiegu rozgrywki bohaterowie mieszkają w różnych częściach świata.

Jak już wspomniałem wcześniej, w grze duży nacisk położono na elementy zręcznościowe. Choć nasz podopieczny lepiej wychodzi na unikaniu przeciwników niż na bezpośrednich starciach z nimi, walka jest istotnym punktem rozgrywki. W licznych potyczkach z pomocą przychodzą bohaterowi użyteczne gadżety, jak np. mechaniczne pingwiny, które przyciągają uwagę wrogów i po kilku sekundach wylatują wraz z nimi w powietrze. Najważniejszą bronią Twinsena jest jednak magiczna kulka, potrafiąca odbijać się od ścian. Siła tej broni rośnie w trakcie zabawy, gdy Twinsenowi uda się zdobyć kolejne artefakty.

Oprócz czystej akcji, gra oferuje także elementy charakterystyczne dla przygodówek, np. rozmowy z innymi bohaterami gry.

W Little Big Adventure śmierć czyha na każdym kroku. Wrogowie nie patyczkują się i otwierają ogień do Twinsena bez ostrzeżenia. Nasz podopieczny traci również cenną energię, kiedy uderzy z rozpędu w ścianę (z tego irytującego pomysłu zrezygnowano w drugiej części) oraz gdy wpadnie do jakiegokolwiek zbiornika wodnego – w tym ostatnim przypadku kąpiel od razu kończy się zgonem. Na szczęście do dyspozycji gracza oddano kilka zapasowych „żyć”, symbolizowanych przez koniczynki, które pozwalają kontynuować zabawę po popełnieniu rażącego błędu.

Piętnaście lat to w elektronicznej rozrywce szmat czasu, ale mimo zaawansowanego wieku, produkt firmy Adeline Software nie odpycha tak mocno od monitora, jak wiele innych gier z tamtego okresu. Podwyższona rozdzielczość w trybie SVGA (640x480 pikseli), brak kłujących w oczy pikseli oraz całkiem niezłe animacje niezbyt rozbudowanych, ale za to w pełni trójwymiarowych modeli – to wszystko sprawia, że Little Big Adventure nawet w obecnych czasach prezentuje się wyjątkowo przyzwoicie. Tak naprawdę przyczepić można się jedynie do statycznych teł, które wyglądają bardzo sterylnie, ale mimo wszystko jest to szczegół – jeśli zasiada się do takich produkcji, trzeba przygotować się na to, że ich oprawa wizualna mocno odbiega od dzisiejszych standardów.

Zdecydowanie wiele większym mankamentem jest system zapisu stanu gry. Jego działanie woła o pomstę do nieba i trzeba naprawdę mieć sporo cierpliwości, by nie oszaleć w trakcie zabawy. Little Big Adventure zapamiętuje dokonania po wejściu do jakiejkolwiek planszy i zachowuje je automatycznie w jednym slocie. Jeśli zależy nam na stworzeniu bezpiecznego zapisu, np. przed trudną potyczką, musimy ręcznie skopiować save za pośrednictwem specjalnej opcji dostępnej w menu, a następnie kontynuować zmagania na nowym slocie. Do tego rozwiązania można się oczywiście przyzwyczaić, ale nie zmienia to faktu, że z wygodą nie ma ono nic wspólnego. Kilkanaście lat temu człowiek był jednak w stanie dużo więcej wybaczyć.

Na szczęście w najważniejszej kwestii – rozgrywce – francuski produkt nie zestarzał się w ogóle. Młodszych stażem graczy może nawet zachwycić swoją odmiennością, bo dziś takich produkcji po prostu się nie robi. Świetnie rozwiązane zmiany zachowania, odpowiednio duży i pełny interesujących lokacji świat, pewna doza swobody, wyzwania zręcznościowe oraz intelektualne, a także wysoki stopień trudności. W Little Big Adventure zabawa jest nadal znakomita.

Seria Little Big Adventure ma nieliczne choć wierne grono zwolenników. Od kilku lat w Internecie działa kilka fanowskich serwisów poświęconych przygodom Twinsena – ba, nie tak dawno, bo na początku września zaprezentowano demo darmowej modyfikacji do „jedynki”, która oferuje zupełnie nowy scenariusz. Nie zmienia to jednak faktu, że produkt firmy Adeline Software nie cieszy się dziś tak wielkim uznaniem ze strony miłośników elektronicznej rozrywki. Poniekąd trudno się temu dziwić, wszak trudno określić Little Big Adventure mianem kamienia milowego w rozwoju gier. Z drugiej jednak strony, było to swego czasu spore wydarzenie, a produkt doczekał się konwersji na konsolę PlayStation oraz oficjalnej – zdaniem wielu dużo lepszej od pierwowzoru – kontynuacji.

Potyczki z żołnierzami Funfrocka są na porządku dziennym.

Werdykt

Little Big Adventure to gra, do której mam ogromny sentyment, dlatego trudno mi jest dziś obiektywnie ją ocenić. Na pewno dzieło Frédéricka Raynala zasługuje na uwagę, gdyż jest wspaniałą grą akcji, oferującą wciągającą fabułę oraz przekonujący świat. Niby mamy tu klasyczny i oklepany do bólu scenariusz, w którym dobry bohater musi pokonać tego złego, ale sposób w jaki został on zrealizowany, zasługuje na najwyższe uznanie. Grając w Little Big Adventure cały czas czujemy, że Twinsen jest wrogiem systemu, a trwające na niego polowanie utrudnia wykonanie zadania. Żeby przeżyć w niegościnnym świecie, trzeba działać w ukryciu, unikać otwartej walki z żołnierzami, a także korzystać z pomocy innych mieszkańców planety, skupionych w ruchu oporu przeciwko tyranii Funfrocka. Gracz bardzo szybko odczuwa niesamowitą więź z sympatycznymi stworkami, które zmuszone są funkcjonować w tej jakże złowrogiej i przygnębiającej rzeczywistości.

Na pewno każdy z Was, bez względu na swój wiek i upodobania, ma w pamięci jedną bądź kilka gier, które będzie darzyć wielkim szacunkiem do końca swoich dni. Dla niektórych będzie to Tetris, dla innych Crysis – nieważne. Istotne jest to, że nawet po kilkunastu latach przerwy jesteśmy w stanie sięgnąć ponownie po produkt z zakurzonej półki, zapomnieć o jego wadach i znów cieszyć się jak dziecko każdą chwilą spędzoną przed ekranem komputera. Dla mnie takim tytułem jest właśnie Little Big Adventure i dlatego ogromnie cieszę się, że mogłem Wam dziś o nim opowiedzieć.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

Little Big Adventure 2: Twinsen’s Odyssey

Kontynuacja przygód Twinsena ujrzała światło dzienne w 1997 roku, ponownie dzięki staraniom firmy Adeline Software. Twórcy gry wzięli sobie do serca wszystkie uwagi krytyczne wysuwane pod adresem ich poprzedniego dzieła i wprowadzili odpowiednie modyfikacje – poprawiono m.in. system zapisu stanu gry i mechanikę rozgrywki (główny bohater nie tracił już energii po wbiegnięciu na przeszkodę). Zmiany dotknęły również oprawy wizualnej. W Little Big Adventure 2 wszystkie lokacje zewnętrzne były już w pełni trójwymiarowe, a gracz mógł obracać zawieszoną nad Twinsenem kamerę.

Fabuła gry koncentrowała się wokół przybyszów z kosmosu, którzy odwiedzili Twinsun z pokojowymi zamiarami, a po krótkim pobycie pokazali swoje prawdziwe ja, porywając wszystkie dzieci. Jak nietrudno się domyślić, do walki z obcymi ponownie staje nasz nieustraszony pogromca doktora Funfrocka. Wykorzystując doskonale znane zabawki ,a także kilka nowych gadżetów, Twinsen rozpoczyna wielką przygodę, która zakończy się wizytą w kosmosie.

Little Big Adventure 2 jest produktem bardziej dopracowanym od swojego poprzednika, ale też zdecydowanie mniej wymagającym i radośniejszym w kwestii klimatu. Gra cieszyła się dużą popularnością i zdaniem wielu, w tym niżej podpisanego, była znacznie lepsza od pierwowzoru.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Little Big Adventure

Little Big Adventure

W to się grało - Guild Wars. Wydanie z konkursem
W to się grało - Guild Wars. Wydanie z konkursem

Guild Wars wyszło w 2005 roku i pokazało, że warto stawiać na oryginalność. Produkcja MMO studia ArenaNet nie miała abonamentu i wyznaczała standardy tego, jak powinny wyglądać i działać gry sieciowe. W tym wydaniu cyklu konkurs z atrakcyjnymi nagrodami.

W to się grało - Wolfenstein 3D kończy dziś 20 lat!
W to się grało - Wolfenstein 3D kończy dziś 20 lat!

Pierwszy FPS z prawdziwego zdarzenia zadebiutował 5 maja 1992 roku, czyli dokładnie dwadzieścia lat temu. Przyglądamy się co miał do zaoferowania przebój firmy id Software, dzieło późniejszych twórców Dooma i Quake'a.

W to się grało - Diablo
W to się grało - Diablo

Na miesiąc przed premierą trzeciej gry z serii Diablo przypominamy jej pamiętny pierwowzór. Jak prezentowała się osada Tristram, gdy po raz pierwszy odwiedzaliśmy ją szesnaście lat temu?