autor: Borys Zajączkowski
GOL Adventure 2004: Rafting
21 sierpnia odbyła się trzecia impreza z tegorocznej edycji GOL Adventure – spływ pontonem Przełomem Dunajca. Przygoda łącząca w sobie przeżycia na górskiej rzece z wystawną kolacją w pienińskiej bacówce.
21 sierpnia odbyła się trzecia impreza z tegorocznej edycji GOL Adventure – spływ pontonem Przełomem Dunajca. Przygoda, moim skromnym zdaniem, najatrakcyjniejsza ze wszystkich, łącząca w sobie przeżycia na górskiej rzece z wystawną kolacją w pienińskiej bacówce, a ciesząca się stosunkowo najmniejszym zainteresowaniem czytelników. Spośród chętnych wylosowanych zostało sześć osób – EG2004_42261522, Slonik 1, Smig77, Coalao, MarinePL oraz L.Ola – i o ich przeżyciach opowiadać będzie niniejsze sprawozdanie. Spotkanie uczestników odbyło się w tradycyjnym miejscu – pod Skarbonką na Rynku w Krakowie, w samo południe. Prócz osób wylosowanych spośród klubowiczów na miejsce przybyli jeszcze czterej redaktorzy Gier-OnLine wraz z osobami im towarzyszącymi. W ten sposób uzbierało się ponad dziesięć osób i w takim składzie wyruszyliśmy, w trzy samochody, w góry. Przez niemal całą drogę pogoda trzymała nas w niepewności, czy aby spływu nie przyjdzie nam odbywać w strugach wody lejących się z nieba. Obawy okazały się płonne – na miejscu rozpogodziło się. „Gdy kajak się przewróci, a wy się jakimś cudem nie potopicie, przyjmijcie relaksującą pozycję i odprężcie się.”
Nad Dunajec przybyliśmy po godzinie trzeciej po południu. Jednak zanim dane nam było zasiąść do pontonu (uczestnicy) oraz do kajaka (ja z redakcyjnym kolegą), zmuszeni byliśmy poubierać się w kamizelki ratunkowe i odbyć przyspieszony kurs wodowania, pływania oraz ratowania-się-jakoś w sytuacji krytycznej. Potem jeszcze rozgrzewka i na wodę! „Bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce...!”
Dunajec był dla nas łaskawy i przez cały czas trwania spływu nie wydarzyło się nic bardziej dramatycznego ponad bliskie spotkanie kajaka z przybrzeżnymi kamieniami – w wydaniu moim oraz towarzyszącego mi Miszy. Prawdopodobnie zbyt ostro weszliśmy w zakręt. :-) Miłych wrażeń wynikających z poruszania się po górskiej rzece dostarczyło kilka nieco bystrzejszych fragmentów jej nurtu, na którym tworzyły się półmetrowe fale. Od biedy dałoby się na nich wywrócić, ale odrobina zastanowienia i skupienia przy machaniu wiosłami wystarczyła, by obyło się bez niechcianych niespodzianek. Płynęliśmy przez godzinę i był to dobrze obliczony czas na to, aby ręce – przywykłe raczej do stukania w klawiaturę niźli trzymania wiosła – nie zdążyły nam poodpadać. |