filmomaniak.pl Newsroom Filmy Seriale Obsada Netflix HBO Amazon Disney+ TvFilmy

Filmy i seriale

Filmy i seriale 12 lutego 2020, 14:58

autor: Nina Wum

Uważajcie, 365 dni to zły film na walentynki

Zarówno 365 dni Blanki Lipińskiej jak i 50 twarzy Greya to szkodniki. Jeśli chcieliście sobie nimi urozmaicić okolice walentynek, to zaraz dowiecie się, dlaczego to zły pomysł.

Spis treści

Z edukacją seksualną jest w naszym kraju kiepsko. Wręcz tragicznie źle. Tymczasem psychologowie dają znać, że znakomita większość młodzieży męskiej wyobrażenie o tym, jak wygląda seksualność człowieka, czerpie z hardcore’owego porno. Co ma mniej więcej tyle sensu, ile pozyskiwanie wiedzy o tym, jak wygląda życie komandosa, z filmu Predator.

Efekty tego stanu rzeczy byłyby śmieszne, gdyby nie były tak przygnębiające. Oddycham z ulgą, że dojrzewałam w czasach, gdy nie każdy ciamkacz posiadał komórkę, a co dopiero podpięty do niej internet. Skąd czerpią wiedzę o seksie polskie dziewczęta? Z fanfików zapewne, i to jest teza optymistyczna. Pesymizm zawiedzie nas w rejony czarnej jak polski węgiel rozpaczy. Imię jej: mainstreamowa erotyka.

Kilka lat temu na ustach wszystkich był monochromatyczny pan Grey. Od kilku sezonów mamy w Polsce rodzimą mutację tej historii, czyli 365 dni Blanki Lipińskiej. Ekranizacja powieści weszła właśnie do kin, w związku z czym najodważniejsi z moich znajomych zwymiotowali.

W pamięci utkwiła mi zwięzła, acz dobitna recenzja filmu, wrzucona na Facebooka przez Michała Witkowskiego, innego rodzaju autora skandalistę: „Jak na tyle ru***nia, to za mało jej nakupował”.

No i teraz już mniej więcej wiecie, o czym to jest.

O czym to jest?

Wszyscy jakoś tam kojarzymy tę historię (nawet jeśli nie chcemy jej kojarzyć): pan Grey był milionerem, a Anastazja naiwną studentką, która przyszła zrobić z nim wywiad. On lubił chłostać, ona jakimś cudem dożyła dwudziestki, ani razu się nie masturbując. Nie ma co – dobrana z nich para. Przygody uwstecznionego emocjonalnie buca z wieloma zerami na koncie oraz kochającej go na zabój potulnej sierotki ciągnęły się przez trzy tomy, pełne malowniczych scen przemocy emocjonalnej, zakupów – no i oczywiście seksu.

Od pierwszych momentów (nomen omen) jest jasne, że nasza bohaterka kompletnie nie interesuje się pikantnymi praktykami łóżkowymi; ot, spodobał jej się facet, postanowiła zatem jakoś przecierpieć jego dziwne hobby. Niestety, Anastazja nie ma przy sobie nikogo przytomnego, kto by jej wyjaśnił, jak zły jest to pomysł. Na szczęście przyszła na świat wyposażona w talenty, które zapewniłyby jej karierę w branży kina dla dorosłych. Nasza bohaterka szczytuje zasadniczo od wiaterka, który mocniej zawiał, oraz pozbawiona jest odruchu wymiotnego.

Co się dobrze składa, bo pan Grey ma w dupie jej cielesny komfort, a stopniowe oswajanie dziewicy z praktykami seksualnymi nie jest w jego stylu. Pytanie jej o zdanie również nie.

W przerwach od chędożenia swej wybranki milioner kupuje jej drogie ciuchy i inne manele (mimo że prosiła, żeby nie), agresywnie zmusza do jedzenia, kiedy dziewczyna nie ma apetytu, względnie śledzi i zjawia się u niej nieproszony, gdy odważyła się spędzić czas z kimś innym (np. z rodziną). Pod koniec tej sagi biorą ślub.

365 dni Blanki Lipińskiej to – jako się rzekło – rodzima mutacja tej historyjki. Trzeba przyznać, że autorka nie ograniczyła się do niewolniczego kopiowania sprawdzonych, brzęczących złotem wzorców. Tchnęła w tę jakże seksowną relację „bogaty tyran i jego ubezwłasnowolniona ofiara” coś esencjonalnie polskiego. Naszego, przaśnego. W tej wersji baśni dla dorosłego Kopciuszka bohaterka nie jest dziewicą. Ma nawet chłopaka, no ale kiedy zostaje porwana przez wszechwładnego mafiosa Massima, ten każe jej się go szybciutko pozbyć.

Sam Massimo ma dwa metry wzrostu oraz nominalnie jest Włochem, ale mimo frymuśnych garniaków, butów, zegarków itp. zachowuje się jak apodyktyczny, typowo słowiański Seba. Tylko taki o sile rażenia spotęgowanej pieniędzmi.

Zgarnia swoją ofiarę z ulicy, więzi ją w zamknięciu i każe jej wszczepić chip, taki jak dla psa. Praktyczne. Żeby było śmieszniej, sama Laura (nasza bohaterka) dowiaduje się o tym, gdy jest już solidnie po ptakach. Zagraniczny kochanek skłamał, że kazał je zainstalować implant antykoncepcyjny, dzięki któremu będą mogli się gzić bez tych paskudnych gumek. W efekcie – bohaterka zachodzi w ciążę.

Czy wspominałam już, że wszystko, co ten typ uczynił, zrobił z powodu wielkiej, wyśnionej – całkiem dosłownie – miłości?

W przerwach od chędożenia porywacz kupuje swej ofierze drogie ciuchy i inne manele. Owym manelom poświęcono znacznie więcej miejsca niż w przypadku przygody Anastazji i pana Greya. Autorka opisuje je z detalami. Kosztowne kreacje Laury zajmują w książce poczesne miejsce. Widać, że relacjonowanie, w co się danego dnia ubrała, sprawia autorce sporo frajdy. Ślubu nie biorą. Zapewne dlatego, że to dopiero pierwszy tom.

No i tak.

TWOIM ZDANIEM

Kto jest bardziej toksyczny?

7,2%
Christian Grey
92,8%
Massimo
Zobacz inne ankiety