Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 9 grudnia 2003, 11:24

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

S.W.A.T. - recenzja filmu

Nazywając rzeczy po imieniu – SWAT to synonim zmarnowanego potencjału. Nie oznacza to jednak, że film jest zły. Wręcz przeciwnie, ogląda się go miło, łatwo i przyjemnie...

Spis treści

Nazywając rzeczy po imieniu – SWAT to synonim zmarnowanego potencjału. Nie oznacza to jednak, że film jest zły. Wręcz przeciwnie, ogląda się go miło, łatwo i przyjemnie. Nie zobaczymy w nim jednak niczego, czego nie było we wcześniejszych amerykańskich produkcjach. W tym wysokobudżetowym kinie akcji zebrano najpopularniejszych i najładniejszych aktorów: Samuel L. Jackson, Colin Farrel, Michelle Rodriguez, czy Olivier Martinez. Oprócz tego zobaczymy parę znajomych twarzy, które debiutowały w głośnych produkcjach, ale później słuch po nich zaginął. Taka obsada miała być gwarantem sukcesu tego filmu... okazało się jednak, że jej dobór jest pierwszym negatywnym aspektem SWAT: Jednostka Specjalna. Od razu ostrzegam, że fabuła filmu jest przewidywalna i każdy, kto oglądał choć jeden zwiastun SWATa, wie już o czym z grubsza będzie film. Poniższe wprowadzenie do historii opowiedzianej w filmie może dla niektórych zdradzać zbyt wiele elementów scenariusza. Problem w tym jednak, że obraz ten należy do takiego gatunku, w którym widz od początku wie co się wydarzy, kto jest krystalicznie dobry, kto zły do szpiku kości, a kto okaże się zdrajcą. Zadaniem widza na seansie nie jest fascynować się fabułą, lecz tym, jak została ona pokazana. To kino czystej i przewidywalnej formy, więc jeśli oczekujesz od filmów jakichkolwiek zwrotów akcji, to SWAT z cała pewnością cię zawiedzie. Tutaj wszystko idzie jak po sznurku i jeśli przymknąć na to oko, wówczas można w kinie spędzić przyjemne dwie godziny.