Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 19 lipca 2017, 16:00

Upadek wersji demonstracyjnych gier – dlaczego twórcy przestali wypuszczać dema?

W ostatnich latach nasza branża przeszła liczne przemiany, które nie obyły się bez ofiar – jedna z owych negatywnych konsekwencji to zepchnięcie na daleki margines wersji demo gier. Kto za tym stoi? Czy jest nadzieja na poprawę sytuacji?

Spis treści

Pamiętacie czasy świetności papierowych pism o grach? To comiesięczne wyczekiwanie kolejnego numeru, wędrowanie do kiosku, a potem rozpakowywanie zdobyczy drżącymi rękoma i przewracanie z namaszczeniem stron wydzielających zniewalający zapach farby drukarskiej? A przecież jeszcze więcej emocji dostarczały płyty dołączane do gazetek. Pełne wersje gier, zwiastuny nowych tytułów, przydatne programy, mody i inne ciekawe znaleziska z internetu… No i dema. Czy był lepszy sposób na zaostrzanie sobie apetytu na nadchodzące gry niż sprawdzanie ich wersji demonstracyjnych, których nie mogło zabraknąć na krążku żadnego szanującego się wydawnictwa?

Dziś oczywiście wszystko to wygląda zupełnie inaczej. Zarówno prasa, jak i „demówki” stały się zagrożonymi gatunkami. Deweloperzy na ogół już nie kłopoczą się udostępnianiem grywalnych próbek swoich dzieł – stosują inne, prostsze środki, by przykuwać uwagę graczy i skłaniać ich do zakupów, a dema zostawiają sobie zwykle na końcu listy z rzeczami do zrobienia, jako swoiste koło ratunkowe. Jak do tego doszło? Na jak daleki margines zepchnięto wersje demonstracyjne? Co zastępuje je dziś na rynku? Jaka jest szansa, że jeszcze powrócą w chwale? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.

Niestety, taki widok jest coraz rzadszy. - 2017-07-20
Niestety, taki widok jest coraz rzadszy.

Demonstracja deficytu demonstracji

DEMA W CYFRACH:
  1. Steam – ok. 10% gier ma wersje demonstracyjne (1600 demówek);
  2. PSN – ok. 5% gier ma wersje demonstracyjne (200 demówek).

Zacznijmy od oglądu bieżącej sytuacji. Czy sprawy wyglądają bardzo źle? Na pewno nie jest z nimi dobrze – przytoczmy kilka liczb na poparcie tej tezy, porównując platformy Steam i PlayStation Store. Na pierwszej z nich na 16 085 produktów oznaczonych jako pełne wersje gier przypada raptem 1675 demówek – czyli raptem 10,4% pecetowych tytułów oferuje możliwość ich bezpłatnego wypróbowania przed zakupem. Jeszcze słabiej jest na konsolach firmy Sony – na platformie cyfrowej dystrybucji japońskiego giganta widnieje tylko 201 wersji demonstracyjnych w stosunku do ponad 4 tysięcy „pełniaków” (ok. 5%). Słowem, margines. Choć to nieco dziwna dysproporcja, zważywszy że deweloperzy wydają się chętniej udostępniać próbki właśnie na konsolach – a przynajmniej sugerują to przypadki takich gier jak Prey, Watch Dogs 2 czy NieR: Automata, których pecetowcy nie mogą bezpłatnie przetestować.

Co gorsza, przestało być regułą, że wersja demo ukazuje się przed premierą gry – coraz częściej pojawia się ona dopiero po rynkowym debiucie tytułu, ewentualnie bezpośrednio przed nim. Stoi za tym prosta przyczyna. Grywalna próbka już nie jest głównym motorem napędowym sprzedaży gier – dziś stanowi dla nich raczej ostatnią deskę ratunku. Gdy kopie nie znikają ze sklepowych półek tak szybko, jak życzyłby sobie wydawca, w odpowiedzi nierzadko pojawia się spóźnione demo, wywołując trochę medialnego szumu i wznawiając chociaż na chwilę akcję serca gry, która zaczęła umierać w samotności, zapomniana przez konsumentów. Takie praktyki są już udziałem zarówno największych producentów – ostatnio popremierowych próbek doczekały się chociażby Mass Effect: Andromeda i Hitman – jak i twórców „indyków” (np. polski Butcher i Stories Untold).

Nawet tytuł czerpiący tak wiele ze starej szkoły robienia gier jak Doom otrzymał wersję demonstracyjną dopiero miesiąc po premierze. Co gorsza, pierwotnie próbka miała być dostępna tylko przez tydzień. - 2017-07-20
Nawet tytuł czerpiący tak wiele ze starej szkoły robienia gier jak Doom otrzymał wersję demonstracyjną dopiero miesiąc po premierze. Co gorsza, pierwotnie próbka miała być dostępna tylko przez tydzień.

Pochód fałszywych bóstw

Na szczęście sama idea udostępniania graczom gier do wypróbowania przed premierą nie umarła całkowicie – uległa jednak przeobrażeniu w nowe formy. Na popularności zyskały zwłaszcza beta-testy. Wprawdzie dotyczy to niemal wyłącznie tytułów wyposażonych w funkcje sieciowe, ale że te ostatnie również mocno się rozpowszechniły w ciągu minionych lat, mamy już do czynienia z codziennym zjawiskiem. Szkoda tylko, że nierzadko udział w pierwszych fazach testów (jeśli nie we wszystkich) jest zarezerwowany dla osób, które kupiły daną pozycję w pre-orderze. Innymi słowy, trzeba zapłacić pełną cenę gry, aby móc upewnić się – zwykle w trakcie zaledwie jednego weekendu – że faktycznie jest to produkcja, którą chciałoby się kupić. Niech każdy sam oceni, jak bardzo kuriozalnie to brzmi. Niby przedpremierowe zamówienie od biedy da się anulować… Ale to i tak nie jest fajna praktyka.

Dobrze przynajmniej, że coraz częściej pre-order staje się tylko jednym ze sposobów na zaproszenie do testowania gry – choć jako jedyny daje gwarantowany udział w zabawie. Równie dobrze można wysyłać zgłoszenia i liczyć na łut szczęścia przy losowaniu uczestników albo polować na rozdawanie kluczy do wersji beta. Ale i tak najbardziej godna pochwały jest idea zupełnie bezpłatnych, otwartych beta-testów, w których może wziąć udział każdy zainteresowany, nie martwiąc się o limit miejsc.

Call of Duty: WWII to jeden z ostatnich przypadków gry oferującej beta-testy tylko „pre-orderowiczom” (Activision jak dotąd nie zająknęło się na temat otwartej bety). - 2017-07-20
Call of Duty: WWII to jeden z ostatnich przypadków gry oferującej beta-testy tylko „pre-orderowiczom” (Activision jak dotąd nie zająknęło się na temat otwartej bety).

Druga wiodąca forma udostępniania próbek gier przed premierą, która upowszechnia się dzisiaj kosztem tradycyjnych dem, to wersje trial. Na tym polu przoduje zwłaszcza firma Electronic Arts ze swoimi programami abonamenckimi EA Access (na XOne) i Origin Access (na PC). Wprawdzie tu również trzeba zapłacić za szansę na pełniejsze wyrobienie sobie zdania o grze przed jej nabyciem, ale warunki są zupełnie inne. Raz, że koszt wynosi raptem 15 zł za miesiąc dostępu, dwa, że trial oferuje zwykle 10 godzin obcowania z pełną wersją produkcji (bez żadnych blokad), a trzy, że w podaną cenę wlicza się dodatkowo dostęp do innych trialów oraz dziesiątków pełniaków. Nadal nie jest to tak elegancka forma udostępniania gier do wypróbowania jak klasyczne darmowe dema, ale trudno zaprzeczyć, że EA/Origin Access też ma swoje zalety.

Ponadto zjawiskiem nieco podobnym do beta-testów i już równie spopularyzowanym, tyle że występującym po premierach gier, są tzw. darmowe weekendy, które rozkręcił Steam. Na platformie firmy Valve Software różni deweloperzy regularnie umożliwiają bezpłatne pobieranie swoich gier i bawienie się nimi przez pełne trzy dni. I choć w tym przypadku zdarzają się ograniczenia (np. w odsłonach serii Call of Duty nigdy nie można przejść kampanii podczas darmowego weekendu), jest to zdecydowanie łatwiejsza forma promocji niż szykowanie odrębnej, „samobieżnej” wersji demonstracyjnej danego tytułu z własną kartą na Steamie etc.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

„Nie mam w co grać!” – dlaczego w lipcu nie wychodzą gry?
„Nie mam w co grać!” – dlaczego w lipcu nie wychodzą gry?

Remastery, DLC, „indyki”… tegoroczny lipiec tradycyjnie zawodzi pod względem premier gier komputerowych. Dlaczego wydawcy tak bardzo nie lubią tego wakacyjnego miesiąca i podczas ustalania harmonogramu premier unikają go jak ognia?

Ciemna strona dystrybucji cyfrowej – dlaczego Mafia nie jest dostępna w sprzedaży?
Ciemna strona dystrybucji cyfrowej – dlaczego Mafia nie jest dostępna w sprzedaży?

Dystrybucja cyfrowa sporo nam dała, ale sporo nam też zabrała – a jedną z najbardziej nieodżałowanych jej „ofiar” jest Mafia: The City of Lost Heaven. Szukamy odpowiedzi na pytania, dlaczego gry nie ma już w sprzedaży i jakie są szanse na jej powrót.

Koniec MMORPG? Analizujemy stan i przyszłość sieciowych gier RPG
Koniec MMORPG? Analizujemy stan i przyszłość sieciowych gier RPG

12-letnie rządy World of Warcraft budzą podziw, ale w ich cieniu kryje się ponura refleksja na temat kondycji gatunku MMORPG. Czy jedyną szansą na ratunek przed zepchnięciem w otchłań są dla niego azjatyckie i/lub mobilne gry free-to-play?