Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 grudnia 2000, 19:28

Sea Dogs - recenzja gry

Zapewniam, że zarówno starzy wyjadacze pamiętający czasy gry Pirates, jak i młodsi gracze po uruchomieniu tej gry nie odejdą od komputera przed upływem 12 godzin. A gdy już to zrobią to tylko po to by założyć opaskę na oko i wywiesić za okno piracką flagę

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

„Jako mały chłopiec mieszkałem wraz z matką w jednym z nadmorskich miast w Wielkiej Brytanii. Od małego całe dnie spędzałem w porcie, godzinami oglądając przypływające i odpływające okręty, marzyłem o tym by w przyszłości zostać kapitanem jednego z nich, pływać po odległych wodach i odwiedzać dalekie egzotyczne lądy. Po latach marzeń i oczekiwań w końcu nadszedł ten dawno upragniony dzień. Przed samym wypłynięciem moja matka wręczyła mi medalion należący do mojego ojca, jedyną rzecz która po nim pozostała. Powiedziała mi że podobnie jak ja teraz, przed laty wypłynął on z tego portu i nigdy nie powrócił. Przed samym rozstaniem przysięgła mu iż nigdy nie przeszkodzi mi w moich marzeniach i wysiłkach by zostać marynarzem. Tak więc z błogosławieństwem matki odpłynąłem. Były to jednak ciężkie czasy dla Europy. Właśnie wybuchła wojna pomiędzy Hiszpanią i Anglią, admiralicja nakazała by wszystkie sprawne okręty wykorzystać do pomocy naszej flocie oraz naszym wojskom. Mnie to również nie ominęło, zgodziłem się pomóc memu państwu. Transportowałem ładunek amunicji kiedy dopadła mnie hiszpańska jednostka. Wszystko co miałem, statek, załoga, ładunek oraz moje marzenia przepadły w jednej chwili, sam zaś zostałem wysłany na zapomnianą przez boga hiszpańską wysepkę na morzu zachodnim, daleko od rodzimej Europy. Po pewnym okresie wraz z kilkunastoma innymi więźniami udało nam się porwać małą jednostkę i uciec z więzienia. Obraliśmy kurs na najbliższą angielską kolonię jaka była na mapie. Tak oto znalazłam się w Highrock”. Dalej moje losy zależą od ciebie graczu.........

Tak oto zaczyna się najnowszy produkt firmy Bethesda Softworks inc. Od razu na wstępie powiem iż jest to produkcja zasługująca na miano Hitu jakim w zamierzchłych czasach był PIRATES! Starzy wyjadacze na pewno pamiętają te czasy i ten tytuł, oraz noce, dni, a nawet miesiące spędzone przy nim. Od tego czasu kilka firm próbowało powtórzyć ten sukces z raczej miernym powodzeniem (np.:Corsairs). Wszystkie one starały się coś ulepszyć, dodać nowe elementy do rozgrywki, na siłę przewyższyć dzieło firmy Microprose. Po latach okazało się to rozumowaniem na wskroś błędnym ponieważ Pirates uosabiają sobą kwintesencję tego czym było życie pirata na przełomie XVI i XVII wieku, zawierają w sobie wszystkie niezbędne aspekty (potrzebne nam graczom) z życia pirata, a przede wszystkim niepowtarzalny klimat, który powodował że utożsamialiśmy się z tym życiem, sami stawaliśmy się piratami. Tego nie da się ulepszyć, ponieważ nie da się ulepszyć czystej doskonałości, ale! da się go skopiować do czego doszli również autorzy tej gry. Tak, dobrze czytacie, Sea Dogs to Pirates w nowej szacie graficznej i dźwiękowej, z nową tajemniczą fabułą oraz tym samym nieporównywalnym klimatem spotęgowanym jeszcze przez zdobycze techniki końca wieku. Wiem, wiem, zdaje sobie sprawę że czasy Pirates pamiętają tylko najstarsi gracze, więc niezwłocznie przechodzę do sedna sprawy.

Rzeczą która zasługuje na najwyższe wyróżnienie jest fabuła. Wszystko zaczyna się od przypadkowego spotkania w jednym z angielskich portów. A mianowicie pewien przechodzień zauważa nasz odziedziczony po ojcu medalion, dowiadujemy się od niego iż jest on jubilerem i wykonał ten medalion 25 lat temu dla pirata o imieniu Malcolm Sharp. Po dłuższej rozmowie okazuje się, że był to nasz ojciec, a człowiekiem mogącym nam udzielić o nim jakichkolwiek informacji jest jego były pierwszy oficer o charakterystycznej okropnej bliźnie na policzku. Od jego znalezienia zaczynają się nasze dalsze poszukiwania prawdy o ojcu. Prowadzą nas one do różnych dziwnych i niebezpiecznych miejsc, z których pierwszym jest sekretna piracka wyspa. Dalej już nic nie zdradzę, reszta należy już do was. Ze swej strony zapewniam, że wszystko jest utrzymane we wspaniałym pełnym intryg i niedomówień tajemniczym klimacie, który powoduje że odejście od komputera przed rozwiązaniem kolejnej z zagadek graniczy z cudem. W główną linię fabuły wplecione są oczywiście różne misje i zadania, które wykonujemy na zlecania napotkanych w trakcie gry postaci jak np.: gubernatorowie poszczególnych portów oraz kupcy. Zlecenia są różne, raz mamy dostarczyć określony ładunek do danego portu, innym razem eskortować kilka okrętów kupieckich, niekiedy zatopić jakiegoś uciążliwego pirata, w sumie nie będziemy się nudzić i narzekać na brak zajęć. Dzięki wykonywaniu tych zleceń, zatapianiu wrogich jednostek oraz dokonywaniu mądrych wyborów w rozmowach z napotkanymi postaciami nasze doświadczenie będzie rosło pozwalając dowodzić nam coraz większymi i lepszymi jednostkami. Ponadto będą rosły nasze umiejętności na które składają się: żegluga, dokonywanie napraw okrętu, handel, szybsze przeładowywanie dział, większa celność salw, szermierka, doskonalsza koordynacja załogi, obrona oraz umiejętność rzucania kotwiczek mających przyciągnąć wrogą jednostkę (abordaż). Im wyższe współczynniki przy danych umiejętnościach tym mamy lepszy wpływ na załogę, przez co lepiej wywiązuje się ona ze swoich zadań, co w połączeniu posiadaniem coraz lepszych, większych okrętów powoduje, że stajemy się coraz bardziej niebezpieczni dla potencjalnych wrogów. Do tego aby jeszcze zwiększyć naszą śmiercionośność możemy zaokrętować (zatrudnić) do pomocy oficerów, zwiększają oni jeszcze odpowiednie dla ich profesji umiejętności. I tak możemy przyjąć pierwszego oficera od teraz będącego naszą prawą ręką w sprawach żeglugi i sterowania okrętem, bosmana, który lepiej wyszkoli naszą załogę w walce wręcz i abordażu, mistrza kanoniera dzięki któremu znacznie wzrośnie nasza celność i szybkość załadunku armat, mistrza handlu dbającego o stan naszej ładowni, medyka utrzymującego naszych ludzi w jak najlepszej kondycji oraz stolarza niezmiennie łatającego dziury w naszym kadłubie. Wracając do jednostek to ich ilość i różnorodność powinna zadowolić każdego, nawet najbardziej zapalonego fana XVII wiecznych zmagań morskich, mamy tu do czynienia z całą ich gamą, poczynając od małych okrętów o przeznaczeniu rozpoznawczym typu Sloop i Pink poprzez większe handlowe jak Pinnace kończąc na prawdziwych tytanach wojennych o słynnych, każdemu znanych nazwach - Galleon, Fregata i Corvetta. Poszczególne rodzaje różnią się między sobą wypornością, zwrotnością, ilością załogi, szybkością, wielkością ładowni oraz tym co tygryski lubią najbardziej tzn. ilością dział. Naszą artylerię okrętową możemy załadować czterema typami pocisków, każdy o odmiennym przeznaczeniu. Odpowiednio są to: kule pełne, najbardziej uniwersalne pod względem zniszczeń zadawanych wrogowi o największym ze wszystkich typów zasięgu, kartacze o najmniejszym zasięgu lecz skutecznie likwidujące nadmiar załogi przeciwnika, pociski z łańcuchem do niszczenia żagli oraz bomby zapalające powodujące największe zniszczenia, których używanie zalecam tylko wówczas gdy bardzo zależy nam na czyimś zatonięciu. Sama rozgrywka została podzielona na dwie części, pierwsza dotyczy naszego pobytu na lądzie, druga samej podróży morskiej. W miastach występują cztery główne, najbardziej nas interesujące lokacje, są to kolejno: tawerna w której rekrutujemy załogę i oficerów, stocznia gdzie możemy dokonać niezbędnych napraw naszego okrętu, bądź też jego zamiany na inny, sklep, a raczej skład handlowy, oraz siedziba gubernatora. Ponadto mamy tu możliwość rozmowy ze wszystkimi napotkanymi osobami, od których dowiadujemy się o najnowszych wydarzeniach, o panującej obecnie sytuacji oraz o faktach dotyczących przeszłości naszego ojca. Ogólnie rzecz biorąc to tutaj cała akcja posuwa się dalej.

Drugą częścią jak już wcześniej wspomniałem jest podróż morska. Możemy tu wyróżnić ekran mapy, na którą naniesione są wszystkie znane nam lądy, to na nim wyznaczamy miejsce docelowe naszej podróży i obserwujemy nasz rejs (poruszającą się ikonkę reprezentującą nasz okręt). W ten sposób spokojnie przebiega nasza podróż aż do momentu gdy zapragniemy lub co gorsza ktoś zapragnie nas zaatakować. W takim przypadku przechodzimy do ekranu na którym przy pomocy swobodnej kamery widzimy nasz oraz inne sojusznicze i wrogie okręty. Przez cały czas walki mamy pełną kontrolę nad naszym statkiem, możemy opuścić i podnieść żagle, oddawać salwy z naszych dział oraz dowolnie manewrować, robiąc wszystko aby nie dać się zatopić. Mówiąc o walce nie można oczywiście zapomnieć o abordażu, który został przez autorów rozwiązany w sposób identyczny jak to miało miejsce w Pirates. Widzimy tu siebie oraz kapitana wrogiej jednostki i pojedynkujemy się, a każdy trafny cios odbiera nam lub wrogowi daną, zależną od umiejętności szermierki i liczebności załogi liczbę podkomendnych. Wszystko to o czym pisałem powyżej zostało zaopatrzone w bardzo porządny silnik graficzny, któremu dorównają bardzo sugestywne i realnie brzmiące odgłosy. Naprawdę nie ma się do czego przyczepić, zarówno modele statków, wygląd miast, ludzie oraz cała reszta szczegółów, których jest całkiem sporo (widzimy uszkodzenia takielunku, zanurzone części kadłuba, a przy lądach dno morza), jest przyzwoicie wykonana i powinna zadowolić każdego. Co prawda są zauważalne pewne błędy jak przenikanie się postaci czy nakładanie fal morskich na okręt, ale występują rzadko i nie utrudniają rozgrywki. Nawet pewne uproszczenia na jakie zdecydowali się programiści jak np.: brak załogi na statkach oraz brak mimiki twarzy postaci, są zrozumiałe, nie wpływają na miodność rozgrywki, a gdyby je wszystkie zaimplementowano do gry to nasze kompy wyparowały by próbując przeliczyć i wyświetlić je wszystkie, a to zabiło by grę.

Na zakończenie powiem, że szczerze ubolewam nad tym, że przestano wzorować się na starych sprawdzonych patentach, ta gra jest jedną z niewielu nowych która na takowym bazuje, dzięki czemu jest świetna. Przyznam, że czekałem na coś takiego, mam już dość dziwacznych projektów nowych gier, prób scalenia kilku różnych gatunków gier w jednym tytule, który okazuje się totalnym dnem. Staje się to już codziennością, a gdzie się podziały stare dobre patenty, pomysły, które stanowiły o dawnej potędze takich świetnych niegdyś firm jak Microprose, Sierra, LucasArts. Jeszcze 6 lat temu każda ich gra była pozycją obowiązkową, a teraz sami wiecie - jest bardzo różnie. W związku z tym oceniam tę grę na 98 na 100 pkt, nawet pomimo niewielkich błędów w grafice.

Przemysław Bartula

Przemysław Bartula

W 2000 roku dołączył do ekipy tworzącej serwis GRYOnline.pl i realizuje się w nim po dziś dzień. Zaczął od napisania kilku recenzji, a potem płynnie poszły newsy, wpisy encyklopedyczne i cała masa innych aktywności. Na przestrzeni 20 lat uczestniczył w tworzeniu niemal wszystkich działów i projektów firmy; przez lata piastował stanowisko szefa encyklopedii gier i szefa newsroomu, a ostatecznie trafił do zarządu firmy GRY-OnLine S.A. Obecnie jest dużo bardziej zaangażowany w aktywności zarządcze aniżeli redaktorskie. Posiada dyplom technika elektrotechnika i inżyniera budownictwa wodnego.

więcej

Sea Dogs - recenzja gry
Sea Dogs - recenzja gry

Recenzja gry

Zapewniam, że zarówno starzy wyjadacze pamiętający czasy gry Pirates, jak i młodsi gracze po uruchomieniu tej gry nie odejdą od komputera przed upływem 12 godzin. A gdy już to zrobią to tylko po to by założyć opaskę na oko i wywiesić za okno piracką flagę

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach
Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach

Recenzja gry

Duchowy spadkobierca serii Suikoden robi wszystko, by ożywić wspomnienia sprzed kilku dekad. Jest przy tym tak konsekwentny, że kontakt z nim wymaga zaakceptowania wielu archaizmów i rozwiązań rozwiniętych później przez licznych konkurentów.

No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę
No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę

Recenzja gry

Dla Diablo i Dark Souls można znaleźć jakiś wspólny mianownik. Twórcy No Rest for the Wicked nie podjęli tej próby pierwsi, ale robią to najzgrabniej. Jeśli podczas trwania wczesnego dostępu poprawią grę, czeka nas znakomite action RPG.