Wolfenstein - pierwsze spojrzenie
Legendarna FPS-owa marka powraca. Czy nowy Wolfenstein sprosta wysokim oczekiwaniom graczy? Przyjrzeliśmy się tej produkcji na prezentacji, zorganizowanej w San Francisco.
Marcin Łukański
84B.J. Blazkowicz ponownie przypomina o sobie. Będziemy zabijać nazistów, mordować biegające radośnie szkielety i czołgające się zombie oraz korzystać z mrocznych, nadprzyrodzonych mocy. A wszystko po to, aby uratować świat. Znowu.
Za najnowszą grę z serii Wolfenstein odpowiada firma Raven Software. Oczywiście nad całą produkcją czuwa ekipa z id Software, dzięki czemu – teoretycznie – możemy być pewni, że otrzymamy grę pierwszej klasy. Podczas tegorocznych targów GDC mieliśmy okazję sprawdzić, jak Blazkowicz radzi sobie ze sługusami Hitlera.
Historia przenosi nas w czasy II wojny światowej. Niemcy znajdują tajemniczy artefakt o nazwie Czarne Słońce (Black Sun) i postanawiają ujarzmić drzemiącą w nim moc. Zadaniem Blazkowicza jest oczywiście przeszkodzenie hitlerowcom w tym ambitnym planie i zaprowadzenie porządku w miejscowości Isenstadt. Ratować ludzkość będziemy zarówno za pomocą metod tradycyjnych (czyli prochem i ogniem), jak i korzystając z efektownych mocy samego artefaktu. Cel, rzecz jasna, uświęca środki, a na naszej drodze staną nie tylko zwykli ludzie, ale również mroczne istoty i inne typki spod ciemnej gwiazdy, a konkretniej spod Czarnego Słońca.

Nowy Wolfenstein tworzony jest na znacznie ulepszonym enginie id Tech 4, który był zastosowany między innymi w Doomie 3 i w Quake’u 4. Otoczenie w grze jest raczej mroczne, pełne cieni i stonowanych barw. Kolorystyka zmienia się dopiero, gdy korzystamy z nadprzyrodzonych mocy i przechodzimy do innego wymiaru – świat staje się jaśniejszy, z dominującymi niebiesko-zielonymi barwami. Całość prezentuje się bez większych zarzutów, ale pokazuje też, że silnik graficzny ma już trochę lat na karku i nawet solidny lifting niektórych rzeczy nie ukryje.
Sama rozgrywka koncentruje się na wędrowaniu między dwoma wymiarami: rzeczywistym oraz równoległym - tak zwanym Veil. W każdym momencie możemy przechodzić z jednego wymiaru do drugiego, naciskając odpowiedni klawisz. Do przekraczania bariery pomiędzy światami używamy specjalnej energii, którą bez problemów uzupełnimy, wchodząc do czegoś w rodzaju studni wypełnionych niebieską wodą.

Odpowiednie używanie Veil w wielu miejscach uchroni nas od niechybnej śmierci. Będąc w równoległym wymiarze, nasz bohater widzi więcej (jest po prostu jaśniej i nie ma tylu cieni), przeciwnicy są solidnie podświetleni, co ułatwia celowanie i zaznaczone są kluczowe obiekty, które pomogą w wydostaniu się z różnych pomieszczeń. Oczywiście to nie wszystko: będąc w Veil, zobaczymy niezwykłe, latające istoty, przypominające trochę ryby. Na razie poznaliśmy ich jedną funkcję... wybuchową . Możemy zwabić przeciwników w miłe, latające stadko i strzelić w jedną z istot. Efektem będzie solidnych rozmiarów eksplozja. Nie obyło się jednak bez drobnego haczyka. Jeśli będziemy często w biedne ryby strzelali, to istoty te nas po prostu zaatakują i naziści nie okażą się jedynym, poważnym problemem.
Veil przydaje się również w innych sytuacjach. Gdy naszym zadaniem jest zlikwidowanie Niemców, którzy prują do Blazkowicza z ciężkich karabinów maszynowych, musimy znaleźć jakąś drogę okrężną, pozwalającą na atak z flanki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to niemożliwe – wszędzie dookoła lita ściana. Nic bardziej mylnego – wystarczy przejść do drugiego wymiaru, a zobaczymy, że w murze znajduje się dość duży otwór pozwalający na dogodny atak.

To jeszcze nie koniec zastosowań równoległego wymiaru. W pewnym momencie zostałem zaatakowany przez potężnego człowieka (acz kwestia jego człowieczeństwa jest problematyczna) w wielkiej masce przeciwgazowej. Aby go pokonać, musiałem przejść do alternatywnego wymiaru, dzięki czemu zobaczyłem kilka czułych punktów umieszczonych na pancerzu przyjemniaczka.
Warto zaznaczyć, że przechodzenie z wymiaru do wymiaru to nie jedyna z ekstrawaganckich umiejętności Blazkowicza. Posiada on również moce specjalne. Równocześnie będziemy mogli używać trzech z nich. Niestety w czasie testowania gry udostępniono nam tylko jedną, czyli tak zwane Mire. Jakkolwiek tajemniczo nie brzmiałaby nazwa Mire, zdolność okazała się zwykłym, znanym i lubianym spowolnieniem czasu. Sposób działania tej mocy nie obiega niczym od typowego bullet-time’u i wielokrotnie uratuje nam skórę.
Etap, w który mieliśmy okazję zagrać, opierał się w głównej mierze na odpowiednim stosowaniu nadprzyrodzonych mocy i częstym przechodzeniu do drugiego wymiaru. Zobaczyliśmy też w akcji kilka podstawowych rodzajów broni, jak pistolety, karabin maszynowy czy granaty. W nasze ręce wpadła również dość futurystyczna maszynka, wypuszczająca elektryczne promienie i powodująca, że przeciwnicy po prostu wyparowywali.
Na końcu każdej misji pojawia się podsumowanie naszych osiągnięć oraz lista ukrytych rzeczy, które udało się nam znaleźć. Za niektóre z tych ostatnich możemy wykupywać na czarnym rynku różne ulepszenia do broni (zwiększymy pojemność magazynków, zamontujemy tłumik lub usprawnimy celność) oraz dodatkowe, nadnaturalne moce. Ponadto w nowym Wolfensteinie znajdziemy oczywiście tryb multiplayer, ale jeszcze nie znamy szczegółów dotyczących rozgrywki dla wielu graczy.
Blazkowicz powraca i czyni to w dość barwnym, dwuwymiarowym stylu. Jedno jest pewne: nazistów nie zabraknie. Gra powstaje na PC, Xboksa 360 i PlayStation 3. Więcej informacji poznamy zapewne w czasie tegorocznych targów E3.
Marcin „Del” Łukański
NADZIEJE:
- ciekawe zastosowanie podróży do drugiego wymiaru;
- magiczne moce;
- Blazkowicz znowu w akcji.
OBAWY:
- troszkę przestarzały engine graficzny.