Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Grand Theft Auto V Publicystyka

Publicystyka 24 maja 2013, 10:00

Widzieliśmy GTA V w akcji - nowe Grand Theft Auto największym sandboksem w historii

Prezentacja GTA V w akcji zrobiła na nas kolosalne wrażenie. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że możemy doczekać się najlepszej gry wszech czasów. Bajka!

Śmigłowiec leniwie unosi się nad otaczającymi Los Santos terenami hrabstwa Blaine, a czarnoskóry młodzieniec imieniem Franklin podziwia zapierające dech w piersiach widoki, stojąc w drzwiach niewielkiej maszyny. Po chwili mężczyzna rzuca się w przestrzeń i z olbrzymią prędkością zaczyna pikować głową w dół. Przybliżająca się w szybkim tempie ziemia nie stanowi jednak zagrożenia, bo Franklin otwiera przytwierdzony do pleców spadochron, w kilka sekund uspokajając lot. Dalsza część podniebnej podróży ma tylko jeden cel – zrobić na widzach, oglądających ten spektakularny pokaz w jednym z warszawskich klubów, odpowiednie wrażenie. Pracownikom Rockstara udaje się to z nawiązką. Po ujrzeniu, jak ogromny obszar przyjdzie nam zwiedzać w Grand Theft Auto V, zebranym ciśnie się na usta tylko jedno: wow!

Jeśli myślicie, że San Andreas z trzema dużymi miastami i rozciągającymi się pomiędzy nimi obszarami wiejskimi to wszystko, na co stać studio Rockstar North, jesteście w błędzie. „Piątka” jest większa. Większa niż San Andreas, GTA IV i Red Dead Redemption razem wzięte! Rozmach autentycznie miażdży. Gdzieś daleko w dole wiją się kręte drogi, nieopodal, tuż przy brzegu oceanu, widać międzynarodowe lotnisko, a na jednym z jego pasów startowych – wzbijający się w powietrze samolot pasażerki. Kiedy podróż Franklina nieubłaganie zbliża się do końca, obserwujemy przemykające przez polanę jelenie i polującego na nie lwa górskiego, a tuż obok punktu, gdzie mężczyzna wreszcie osiada na ziemi, parę doświadczonych rybaków łowiących w górskiej rzece. Pytanie – ile czasu zajmie pokonanie tego odcinka samochodem – nasuwa się samo.

Tylko niektóre łódki będą wyposażone automatycznie w akwalung. - 2013-05-24
Tylko niektóre łódki będą wyposażone automatycznie w akwalung.

Rockstar nie daje wytchnąć i idzie za ciosem. W prawym dolnym rogu ekranu pojawia się kółko z sylwetkami pozostałych bohaterów, z którego prowadzący wybiera Trevora. Kamera energicznymi skokami wzbija się w niebo, a następnie powolutku przesuwa dalej, w kierunku bliżej niezidentyfikowanej wyspy. Cała operacja trwa kilkanaście długich sekund – konsola musi mieć czas, żeby doczytać nowy teren. Później przeskoki pomiędzy poszczególnymi postaciami okazują się szybsze – długość tego sprytnie zakamuflowanego loadingu uzależniona jest od tego, jak daleko od naszej aktualnej pozycji znajduje się interesujący nas jegomość.

Trevora witamy na plaży. Przekrwione oczy i liczne rany na rękach sugerują, że noc należała do tych ostrych. Kamera oddala się od zapijaczonego psychopaty i naszym oczom ukazuje się kilka trupów leżących nieopodal. Co tu się wydarzyło? Nie mamy zielonego pojęcia, ale obrazki nie pozostawiają wątpliwości – drugi z bohaterów najpierw się zdrowo urżnął, a później najwyraźniej wpadł w szał. Pracownik Rockstara tłumaczy: „Kiedy nie wykonujemy misji, nagła zmiana postaci pozwala zastać protagonistów w przeróżnych, całkowicie losowych sytuacjach. Trevora równie dobrze mogliśmy spotkać za kierownicą samochodu lub w łazience w jego mieszkaniu”.

Widzieliśmy GTA V w akcji - nowe Grand Theft Auto największym sandboksem w historii - ilustracja #3
W GTA V ważne jest to, co widzi policja. Dlatego w pierwszej kolejności warto niszczyć śmigłowce.

Zrozumienie działania tego systemu to klucz do opanowania całości. Informacja o wprowadzeniu trzech bohaterów do gry wielu z Was niespecjalnie przypadła do gustu, ale faktem jest, że GTA V przez większość czasu nie wymusza korzystania z usług wszystkich trzech panów. Na dobrą sprawę możemy kierować tylko jednym, ulubionym bandytą, nim eksplorować olbrzymi teren i sporadycznie teleportować się do kolejnego podopiecznego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sytuacja zmienia się dopiero wtedy, gdy wykonujemy konkretną misję. W tym wypadku program pośrednio wymusza przełączanie się pomiędzy Michaelem, Trevorem i Franklinem, a od czasu do czasu odbywa się to automatycznie – tak dzieje się, gdy podział ról jest ściśle rozpisany w scenariuszu zadania.

Trevorowi nie przeszkadza, że wygląda jak zombie i paraduje po plaży w samych gaciach. Łysiejący mężczyzna udaje się na stojącą przy brzegu łódź i zaczyna przemierzać obszerny akwen okalający ląd. Od razu rzuca się w oczy dopracowana fizyka cieczy. Wzmagane wiatrem fale obijają się o kadłub, a gdy prowadzący prezentację wykonuje nagły skręt, motorówka wyskakuje w powietrze. O chorobie morskiej nie ma mowy, ale podróż i tak robi na nas duże wrażenie. Chwilę później socjopata zakłada dostępny na łajbie akwalung i zanurza się w morskich odmętach. To kolejna pokazówka mająca udowodnić, jak bardzo szczegółowo dopracowany jest wirtualny świat. Podwodny ekosystem wygląda jak żywy, wszędzie widać płynące ławice mniejszych ryb, śmiertelnie niebezpieczne rekiny, a także innych nurków, którzy postanowili zbadać zmurszały wrak leżący od lat na dnie oceanu. Zaczynam się poważnie zastanawiać – ile czasu będziemy potrzebować, żeby dokładnie spenetrować każdy wycinek tego terenu. Kilkaset godzin?

Pod wodą będzie również sporo do roboty. - 2013-05-24
Pod wodą będzie również sporo do roboty.

Akcja przenosi się do Los Santos, gdzie poznajemy ostatniego z bohaterów – Michaela. Słynny kasiarz, który dzięki programowi ochrony świadków wiedzie dostatnie – choć pod względem osobistym zupełnie nieudane – życie, spaceruje wieczorową porą po Vinewood Boulevard. Na chodniku widać robiących zdjęcia turystów i obowiązkowych w prawdziwym Hollywood przebierańców. Mężczyzna przecina ruchliwą ulicę, po której gnają fury z najdroższych salonów. Michael kieruje się prosto do zaułka, gdzie czeka na niego szybkie zadanie.

Młoda dziewczyna ukrywająca się za furgonetką potrzebuje pomocy, bo jak się okazuje, ściga ją banda bezwzględnych typów. Michael kradnie zaparkowany przy chodniku sportowy samochód, a następnie rozpoczyna szaleńczą ucieczkę ulicami miasta, oczywiście z nowo poznaną towarzyszką na fotelu pasażera. W trakcie jazdy daje się zauważyć mała zmiana w interfejsie użytkownika – minimapa zostaje nachylona pod ostrym kątem, dzięki czemu lepiej widać roztaczającą się przed bohaterem siatkę ulic. Szczególik, ale bardzo pomocny. Opisywana misja oczywiście nie ma nic wspólnego z główną fabułą gry – to po prostu luźne wydarzenie odpalone z „pytajnika”, jakich wielu byliśmy świadkami w Grand Theft Auto IV i w Red Dead Redemption. Szalony rajd kończy się w malowniczo położonej posiadłości kobiety na wzgórzach Vinewood. Michael odstawia niedoszłą ofiarę gangsterów do domu i spacerkiem kieruje się w stronę rozświetlonego miasta.

Michael pomysły na skoki czerpie ze znanych filmów. Kojarzycie te maski? - 2013-05-24
Michael pomysły na skoki czerpie ze znanych filmów. Kojarzycie te maski?

Czas na ostatni fragment pokazu – przykładowy skok, wokół których kręcić ma się akcja całego tytułu. Prawdziwe napady zaczynają się od szczegółowych przygotowań: gracz musi skompletować wyposażenie (broń, przebranie, gadżety), zwinąć i podstawić do bazy wypadowej odpowiednie pojazdy, a czasem nawet zwerbować dodatkowych pomagierów, gdy nasza trójka okaże się niewystarczająca do przeprowadzenia uderzenia. Na warszawskim pokazie etap planowania został pominięty – zobaczyliśmy jedynie samą realizację. Mózgiem operacji był Michael, który naprędce wyjaśnił jej przebieg i rozdzielił role. Dwóch bandytów udało się do ciężarówek, a Trevor został wyznaczony na obserwatora, który miał powiadomić resztę ekipy o zbliżającym się konwoju z pieniędzmi. W tym też momencie zobaczyliśmy, w jaki sposób GTA V odbiera na moment swobodę działania. Panowie wykonywali kolejne punkty planu, a gdy mniejsze zadanie zostało zaliczone, gra automatycznie przełączyła się na kolejną postać. Trzeba przyznać, że tej sekwencji nie powstydziłby się dobry film sensacyjny. Michael stanął w poprzek drogi śmieciarką i zablokował wóz opancerzony, a rozpędzony Franklin staranował go holownikiem. Po obowiązkowym przerywniku „piątka” znów oddała lejce w ręce gracza. Rabunek wywołał zainteresowanie policji, która kilkanaście sekund później pojawiła się na miejscu i rozpoczęła ostrzał przestępców.

Sterowany przez prowadzącego Franklin schronił się przed pociskami za betonowym murkiem, pozostali automatycznie się rozpierzchli i również zajęli bezpieczne pozycje. W tym momencie dało się już dowolnie przełączać między postaciami i prowadzić ogień z różnych miejsc. Momentami okazywało się to nawet niezbędne – w końcu Trevorowi łatwiej było strącić z dachu śmigłowiec za pomocą wyrzutni rakiet niż uzbrojonemu w karabin maszynowy Michaelowi z ziemi. Przedstawiciel Rockstara oznajmił, że w trakcie akcji niekontrolowani przez użytkownika śmiałkowie mogą zginąć, dlatego dobrze jest zmieniać kierowaną postać co jakiś czas i sprawdzać, czy przypadkiem któryś z panów nie wpadł w tarapaty.

Przy okazji strzelaniny uwagę widzów zwrócił usprawniony system zainteresowania policji naszymi poczynaniami, symbolizowany w serii Grand Theft Auto za pomocą gwiazdek. Mimo że napad nabił aż cztery z pięciu punktów, po zlikwidowaniu większości stróżów prawa i zestrzeleniu krążącego nad głowami helikoptera poziom Wanted natychmiast się obniżył. Pracownik Rockstara wytłumaczył to w następujący sposób: „Owszem, policja była świadoma, że w tym miejscu dokonano ciężkich przestępstw, w tym zabójstw, ale jeśli funkcjonariusze nie mają sprawców w zasięgu wzroku, to zagrożenie z ich strony wyraźnie maleje. Zamiast więc uciekać na złamanie karku z gorącej strefy, lepiej czasem wyeliminować pozostałych przy życiu świadków i ukryć się w pobliżu”. Trzeba uczciwie przyznać, że rozwiązanie to prezentuje się ciekawiej od mechanizmu stosowanego przez lata w poprzednich odsłonach cyklu. Teraz radiowozy nie powinny materializować się z powietrza na naszej drodze tylko dlatego, że przestępcom gra z automatu wbiła cztery gwiazdki.

Dobry plan to podstawa. - 2013-05-24
Dobry plan to podstawa.

Wielki skok wieńczyło odstawienie poszukiwanego samochodu pod jedną z estakad – to właśnie to odludne miejsce zostało wyznaczone w fazie planowania jako punkt, do którego należy udać się po akcji. Franklin zdetonował granat pod śmieciarką, pozbywając się dowodu, i odjechał w siną dal zaparkowanym nieopodal sportowym wózkiem. Nikt nie widział zdarzenia, nikt nie mógł więc donieść o nim policji. Zatem misja zakończyła się sukcesem, podobnie zresztą jak i cały, wyjątkowo owocny w doznania pokaz.

Po trwającym blisko godzinę spektaklu zaczynam wierzyć buńczucznym zapowiedziom pracownika Rockstara – że to nie tylko będzie najlepsza gra z serii GTA, ale i najlepsza gra w ogóle. Skala przedsięwzięcia jest po prostu niewiarygodna i strach pomyśleć, że to, co zobaczyliśmy, było zaledwie maleńkim wycinkiem ogromnej całości. Oczywiście po prezentacji pojawiły się też obawy. Motorem napędowym „piątki” mają być opisane wyżej skoki, a nie liniowa fabuła pchająca nas do wielkiego finału od jednej misji do drugiej – nie jestem pewien, czy to wystarczy, aby zastąpić klasycznie poprowadzoną opowieść o gangsterach. Dużo do życzenia pozostawia także oprawa wizualna gry. Żyjący, pełen detali świat robi oczywiście kapitalne wrażenie, ale marnej jakości tekstury i momentami zbyt kanciaste w moim odczuciu otoczenie już nie. Przestarzała grafika, charakterystyczna dla konsol odchodzącej do lamusa generacji, wyraźnie kłuje oczy i to na wielu płaszczyznach.

W czasie lotu spadochronem możemy podziwiać porażający ogromem świat. - 2013-05-24
W czasie lotu spadochronem możemy podziwiać porażający ogromem świat.

Cała reszta to bajka. Nie jestem w stanie w tym momencie ogarnąć umysłem wszystkiego, co najnowsza produkcja Rockstara faktycznie nam zaserwuje, od eksploracji poczynając, na licznych aktywnościach kończąc (Grand Theft Auto V zawierać ma między innymi pełnoprawny moduł gry w golfa, tenisa, a także opcję trenowania... jogi). Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że będzie to tytuł totalny i bodaj najbardziej rozbudowany sandbox, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Grand Theft Auto V

Grand Theft Auto V