Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands Publicystyka

Publicystyka 16 czerwca 2015, 21:00

Widzieliśmy grę Ghost Recon: Wildlands – wielka wojna w otwartym świecie

Wojna z kartelami narkotykowymi, otwarty i ogromny świat, a do tego silna rola kooperacji – to wszystko znajdziemy w nowej grze ze stajni Ubisoftu. Ghost Recon: Wildlands wygląda jak połączenie Far Cry’a z Just Cause i zapowiada się miodnie.

GHOST RECON: WILDLANDS W SKRÓCIE:
  • Nowa odsłona klasycznej serii militarnych shooterów;
  • Pierwsza gra z cyklu z otwartym światem;
  • Pełna swoboda w realizacji zadań (brak skryptów);
  • Ogromny świat (największy, jaki do tej pory zaprojektował Ubisoft);
  • Nastawienie na czteroosobową kooperację.

Pierwsza gra z serii Ghost Recon zadebiutowała na rynku tak dawno, że tylko najwierniejsi miłośnicy militarnych shooterów pamiętają jeszcze, jak rozbudowany wówczas był to produkt. Młodsza widownia kojarzy ten cykl strzelanin przede wszystkim za sprawą nowszych, znacznie uproszczonych odsłon i poniekąd trudno im się dziwić – wszak świadomie dokonywano w nim daleko idących zmian, co – swoją drogą – jest charakterystyczne dla wszystkich starych tytułów sygnowanych nazwiskiem Toma Clancy’ego. W przypadku Wildlands Ubisoft raz jeszcze postanowił zamieszać w formule swojego hitu. Nowy Ghost Recon to dynamiczna sieczka w otwartym świecie, która zapewnia nie tylko sporo emocji, ale również tak lubianą przez graczy swobodę poczynań.

Wojna z latynoskimi kartelami

Tym razem dzielne „duchy” wybierają się na tereny Boliwii, która dość nieoczekiwanie stała się światowym potentatem w handlu narkotykami. Prężnie działającą siatkę producentów prochów spróbujemy zlikwidować w szeregu luźno powiązanych misji fabularnych, nierzadko nie przebierając przy tym w środkach. Od razu dodajmy, że w Wildlands nie będziemy mieć do czynienia z tradycyjną kampanią, w której kolejne zadania następują po sobie. Owszem, ukończenie gry wymagać ma zrealizowania konkretnych punktów ustalonego przez deweloperów scenariusza, ale tytuł ten stawia przede wszystkim na swobodę działania. Mogliśmy o tym się przekonać, oglądając w akcji krótki fragment. Uczestnicy co chwilę byli informowani o potencjalnych wyzwaniach czekających w różnych zakątkach wirtualnego świata, jednak celowo je ignorowali, w początkowej fazie pokazu skupiając się po prostu na eksploracji.

W grupie raźniej

Konkretnymi liczbami podzielić się nie możemy, ale obecni na pokazie przedstawiciele paryskiego oddziału Ubisoftu zapewniali, że w Wildlands zwiedzimy największy obszar, jaki kiedykolwiek pojawił się w grze tej firmy. Faktycznie, wirtualna Boliwia robi pod tym względem spore wrażenie – kiedy część ekipy komandosów postanowiła wznieść się w powietrze za pomocą śmigłowca, roztoczył się przed nami majestatyczny widok z wielkimi połaciami ziemi, ciągnącymi się aż po sam horyzont. Gdzieś tam majaczyły małe osady, a gdy maszyna zeszła niżej, zauważyliśmy ludzi zajmujących się codziennymi sprawami i podróżujących pojazdami z miejsca na miejsce. Skojarzenia z GTA były jak najbardziej trafione. O rozmiarach wirtualnego terenu dobrze świadczy też fakt, że gra pozwoli zasiąść za sterami co najmniej kilkudziesięciu różnych środków lokomocji. Oprócz wspomnianego helikoptera, będą to też łodzie, no i oczywiście samochody.

Jednym z atutów gry ma być możliwość wpływania na kształt świata. Podczas eksploracji terenu jeden z deweloperów napatoczył się na grupę powieszonych osób, znając życie – nieprzypadkowo. Deweloper nie chciał zdradzić, jakież to wydarzenie zmusiło mieszkańców świata do pokazowej egzekucji, ale ponoć tego typu rzeczy mamy oglądać w Wildlands dość często.

W zabawie weźmie udział maksymalnie czterech graczy, Wildlands nie wymusza jednak spędzania czasu w danym towarzystwie – jeśli komuś grupa się nie spodoba, może odwrócić się na pięcie i pójść w cholerę. Współpraca „duchów” jest jednak wymagana przy próbie uporania się z większością zadań, dlatego tytuł zachęca do działania w zespole. Kiedy zdecydujemy się uderzyć na silnie obsadzoną przez niemilców placówkę, każda kolejna strzelba w drużynie wydatnie wpłynie na rezultat rywalizacji. Co ważne, część żołnierzy może wziąć udział w imprezie nawet po jej rozpoczęciu. Wystarczy dotrzeć na miejsce akcji w dowolny sposób i pomóc zaangażowanym już kolegom w wypełnieniu misji.

Niech żyje swoboda!

W grze obecne będą różne frakcje, które – łagodnie rzecz ujmując – nie przepadają za sobą i próbują wygryźć się nawzajem z intratnego narkobiznesu. Wykorzystanie tej wiedzy może okazać się pomocne podczas próby wykonania zadania. Kiedy skłóceni ze sobą przedstawiciele konkurencyjnych obozów skoczą sobie do gardeł, zabicie jednego z nich doprowadzi do otwartego konfliktu. Część rywali wybije się nawzajem, zanim wkroczymy do akcji.

Na tę chwilę dużym atutem gry wydaje się swoboda w podejmowaniu działań. Choć typowego planowania akcji z mapą w ręku w Wildlands nie uświadczymy, obecne są elementy taktyczne i to od porządnego przemyślenia sprawy zależy, jak rozwiążemy dany problem. Nie zawsze wskazane jest nawet zabijanie. Jeśli gra poinformuje, że obserwowany przeciwnik dysponuje cennymi informacjami, lepiej będzie go schwytać i przesłuchać, niż od razu wpakować mu kulkę w łeb. Warto od razu dodać, że pojmanego w ten sposób przeciwnika da się wykorzystać w charakterze żywej tarczy, a nawet wrzucić do bagażnika samochodu, co przydaje się, gdy danego delikwenta musimy wywieźć z zagrożonego rejonu. Odpowiednie podejście jest najważniejsze, bo infiltrowanie wrogich baz może odbywać się na różne sposoby. Gra pozwala działać w ukryciu i pojedynczo zdejmować kolejnych przeciwników, likwidować ich z bezpiecznej odległości za pomocą karabinów snajperskich bądź po prostu dokonać frontalnego ataku na nieprzyjacielską bazę w fontannie krwi i ognia.

Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, żeby łączyć ze sobą różne aspekty wojennego rzemiosła. Jeśli dwóch skradających się wojaków zostanie nagle zauważonych przez wrogie zgrupowanie (sygnalizowane jest to wskaźnikiem wykrycia typowym dla produktów Ubisoftu, a jakże), pozostała część ekipy może otworzyć ogień z wcześniej zajętych pozycji. Na pokazie podziwialiśmy właśnie jedną z takich akcji. Część drużyny ulokowana była w śmigłowcu i trzymała się z dala od kłopotów, ale gdy tylko rozpoczęła się wymiana ognia, helikopter natychmiast zbliżył się do pozycji oponentów i wyrównał szanse obu stron konfliktu, uszczuplając skład bandziorów ogniem z karabinów maszynowych. Z taką siłą nie mieli oni najmniejszych szans.

Gra zespołowa popłaca

Takie podejście do sprawy dość jasno określa charakter rozgrywki w Ghost Recon: Wildlands, a także wiążące się z tym problemy. Jeśli dysponujemy zgraną ekipą, której członkowie mają na uwadze życie swoich kolegów i powodzenie całej misji, będziemy bawić się wyśmienicie. Gra zachęca do zastanowienia się nad sensem poczynań zespołu, przygotowania planu ataku, jego realizacji, a po rozpętaniu piekła do natychmiastowej próby wyjścia z kryzysu obronną ręką. Jeżeli jednak rzucimy się w wir zabawy bandą indywidualistów, niepotrafiących w odpowiedni sposób wczuć się w swoje role, przygoda z Wildlands raczej nas poirytuje, niż zadowoli. Tego typu produkcje zawsze zyskują, kiedy w rozgrywce biorą udział ludzie skorzy do kooperacji i GR:W wydaje się być tego doskonałym przykładem.

Na koniec kilka słów o oprawie wizualnej. Jest ona satysfakcjonująca, ale do poziomu osiągniętego choćby w Tom Clancy’s The Division jednak jej daleko. Kiedy śmigłowiec z grupą żołnierzy wylądował na mocno spękanej ziemi, wirnik miał w domyśle wzbijać wokół tumany kurzu. Efekt ten jednak w niewielkim stopniu przypominał to, co powinien przypominać, słabo też prezentowały się wybuchy. Z jednej strony może to i lepiej – przynajmniej wszyscy od razu zobaczą, jaki koń jest naprawdę, i nie powtórzy się przypadek Watch_Dogs, z drugiej chciałoby się oglądać na ekranie nieco więcej. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że do Los Angeles studio z Paryża przywiozło build w fazie alfa i grafika może jeszcze ulec poprawie. Inna sprawa, że gra powstaje już trzy lata i śmiem wątpić, czy doczekamy się w tej kwestii znaczących zmian. Z reguły przecież ewentualna korekta odbywa się w drugą stronę.

Ogólnie rzecz biorąc, wieczorna prezentacja Wildlands podobała mi się bardziej niż krótkie, choć efektownie zrealizowane demo z popołudniowej konferencji Ubisoftu. Lubię sandboksy, pasuje mi swoboda w radzeniu sobie z wyzwaniami, więc widzę w tym wszystkim spory potencjał. Mam jednak na uwadze, że produkty nastawione na kooperację rządzą się trochę innymi prawami, niż tradycyjne tytuły dla samotników i tak naprawdę tu jest pies pogrzebany. W zależności od chęci naszych i współpracujących z nami towarzyszy spotkanie z nowym Ghost Reconem może stać się wyśmienitą zabawą lub… koszmarem.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands

Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands