Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Dragon Age: Inquisition Publicystyka

Publicystyka 12 czerwca 2014, 11:00

Widzieliśmy Dragon Age: Inkwizycja - BioWare w dobrej formie

Miłośnicy gier RPG powinni zaznaczyć datę 7 października w swoim kalendarzu. Po półgodzinnej prezentacji Dragon Age: Inkwizycja jesteśmy dobrej myśli. Nowa produkcja BioWare nie powtórzy grzechów swojej poprzedniczki.

Opóźnienie premiery trzeciego Wiedźmina mocno ułatwiło firmie BioWare walkę o rolplejowy tron w 2014 roku. Co prawda, już niedługo zadebiutuje zarówno Pillars of Eternity, jak i Wasteland 2, ale oba te tytuły nie są kierowane do masowego odbiorcy. Co innego Dragon Age: Inkwizycja, które jest nową propozycją kanadyjskiego zespołu dla fanów produktów spod znaku action-RPG. Seria powraca na rynek po trzyletniej przerwie i niewątpliwie ma coś do udowodnienia po niezbyt przychylnie przyjętej przez fanów „dwójce”. Czy gra odkupi winy pośród tych, którym odejście od koncepcji pierwowzoru nie przypadło do gustu? Po dzisiejszym spotkaniu z Inkwizycją pokuszę się o stwierdzenie, że szanse na to są spore.

Eric Ladlaw z firmy BioWare nie poszedł na łatwiznę i zaprezentował za zamkniętymi drzwiami długi jak na targowe standardy, bo ponad trzydziestominutowy fragment rozgrywki. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku opisywanego przez nas we wtorek pokazu Wiedźmina, przyjrzeliśmy się kilku zadaniom z głównego wątku fabularnego, które następowały po sobie w logicznym ciągu. Celem zmagań na tym etapie kampanii było odnalezienie i zabicie Alexiusa, stojącego w opozycji do tytułowej Inkwizycji maga, który ukrywał się w Redcliffe – lokacji dobrze znanej weteranom pierwszej odsłony cyklu. Deweloperzy wyraźnie puścili tu oko właśnie do nich, choć akurat powrót do Fereldenu był dla Kanadyjczyków wygodny również z innego względu. Konstrukcja zaplanowanych tam questów pozwoliła pokazać zebranym wiele różnych aspektów dotyczących mechaniki rozgrywki.

W kwestii budowy świata Inkwizycja wyraźnie powraca do korzeni serii. Jeśli komuś przeszkadzał niewielki obszar działania w Dragon Age II i bieganie w tę i we w tę pomiędzy tymi samymi lokacjami, z pewnością ucieszy się na wieść, że tym razem mamy do czynienia z różnorodnym i piekielnie dużym areałem. Potwierdził to zresztą sam Ladlaw: „To nasza najbardziej rozbudowana gra. Ferelden to tylko jeden z regionów, który odwiedzimy podczas całej przygody, i jest on znacznie większy od krainy, którą przemierzaliście w Początku.” Na uwagę zasługują przyjemne dla oka landszafty, choć zapewnie nie wszystkim fanom wyraźna zmiana w oprawie wizualnej przypadnie do gustu. Inkwizycja jest bardzo kolorowa, w okolicach Redcliffe dominują ciepłe, pastelowe barwy, co stanowi duży kontrast w stosunku do tego, co oglądaliśmy w poprzednikach. Skoro mowa o świecie, warto wspomnieć o możliwościach jego przemierzania. Do tej pory Dragon Age był w tej kwestii dość statyczny – wszędzie dreptaliśmy na piechotę. Teraz istnieje opcja przywołania jednego z wierzchowców, które to mają się różnić rasą i, co za tym idzie, właściwościami. Leniwi chętnie skorzystają natomiast z możliwości szybkiej podróży. Fast travel działa dokładnie tak samo jak w Skyrimie – klikamy na markerze lokacji z poziomu mapy i po chwili lądujemy na miejscu. Warunkiem koniecznym do przeprowadzenia operacji jest oczywiście wcześniejsze odwiedzenie miejscówki w tradycyjny sposób.

Choć centralną postacią opowieści jest Inkwizytor, gra kładzie bardzo duży nacisk na działanie w drużynie. Nasz podopieczny będzie mógł dobrać sobie trzech różnych towarzyszy spośród dziewięciu kandydatów (najwięcej w historii serii) i, wzorem „dwójki”, dowolnie przełączać się pomiędzy nimi w trakcie zabawy. Każdy z dodatkowych śmiałków ma wyraźnie zarysowaną przez scenarzystów osobowość i swoją bogatą historię, która na różne sposoby zostanie wpleciona w fabułę produktu. Za przykład posłużył tutaj mag Dorian – nieujawniony dotąd, siódmy grywalny towarzysz, który jako niegdysiejszy uczeń wspomnianego już Alexiusa jest obecnie jednym z ważniejszych kompanów protagonisty. Szybka zmiana herosa największe znaczenie będzie mieć, rzecz jasna, podczas walki, ale jak się chwilę później okazało, nie tylko. Prowadzony przez Ladlawa Inkwizytor nie mógł otworzyć wytrychem drzwi, więc problem rozwiązał za niego obecny w drużynie łotrzyk.

Jeśli chodzi o samą walkę, to autorzy nowego Dragon Age’a spróbowali pogodzić rozwiązania zastosowane zarówno w „jedynce”, jak i w „dwójce”. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby oddać się wyłącznie zręcznościowej sieczce, która dzięki płynnemu przełączaniu się pomiędzy bohaterami, nie powinna się szybko znudzić. Dla fanów pierwowzoru przygotowano natomiast aktywną pauzę i widok na pole bitwy w rzucie izometrycznym. W takim wariancie gracz ma świetny podgląd na arenę, gdzie toczy się aktualnie starcie, i możliwość wydania w spokoju różnego typu rozkazów, np. przemieszczenia się, rzucenia zaklęcia czy tradycyjnego ataku za pomocą broni białej. Inkwizycja w żaden sposób nie wymusza stosowania któregoś z rozwiązań. Wybór wariantu zależy wyłącznie od nas samych.

Widzieliśmy Dragon Age: Inkwizycja - BioWare w dobrej formie - ilustracja #2

Wisienką na torcie podczas dzisiejszej prezentacji była kapitalna walka ze smokiem. Twórcy gry bardzo poważnie podeszli do majestatycznych, budzących respekt stworów, nie czyniąc z nich kolejnego chłopca do bicia. Latające bestie są wytrzymałe i na dodatek często zmieniają swoją pozycję, np. osiadając w niedostępnych dla bohaterów miejscach, by bezpiecznie przysmażyć ich ogniem. Ubicie poczwary wymaga odpowiedniego zgrania i atakowania konkretnych części jej ciała. Nasze wysiłki nie pozostają bez wpływu na zachowanie smoka. Jeśli np. zbijemy energię nóg do zera, ogromne cielsko zwali się na ziemię i wykończenie wroga stanie się tym samym łatwiejsze.

Nowy Dragon Age oferuje pokaźny zestaw zdolności, atrybutów i taktyk – wszystkich jest ponad dwieście. Wyboru umiejętności dokonujemy na bardzo przejrzyście wykonanym ekranie (w ogóle za interfejs BioWare ma u mnie ogromny plus), wykorzystując zdobyte podczas przygody punkty. Doświadczeniem nagradzane są niemal wszystkie standardowe operacje w grze, od zabijania wrogów począwszy, na wykonywaniu misji skończywszy. Bogaty repertuar możliwości, jakimi dysponują bohaterowie, jest świetnie widoczny podczas walki. Zaklęcia zamrażające, podpalające, ataki zadające duże obrażenia jednemu przeciwnikowi, jak i te obszarowe – jest w czym przebierać. Niektóre zdolności potrafią w różny sposób manipulować otoczeniem również podczas tradycyjnej eksploracji. Widzieliśmy, jak Inkwizytor odbudowuje drewniany mostek, tworząc przejście do kolejnej części lokacji. Tego typu manewry pozwolą nam dostać się do miejsc normalnie niedostępnych, niekoniecznie ważnych z punktu widzenia konkretnego zadania, ale zawierających np. skrzynie z cennym uzbrojeniem.

Wolność wyboru nie dotyczy wyłącznie samego rozwijania bohaterów, ale również ich dozbrajania. BioWare pochwaliło się, że w Inkwizycji możemy stworzyć ponad szesnaście milionów kombinacji zbroi, wrażenie robi też zapowiedź pełnej dowolności w konstruowaniu oręża – tej kwestii jednak na prezentacji w żaden sposób nie rozwinięto. Dla amatorów alchemii przewidziano warzenie mikstur, podczas podróży przez niewielki wycinek Fereldenu co chwilę zauważaliśmy różnorodne roślinki o bliżej niesprecyzowanych właściwościach. Nie na darmo Ladlaw co jakiś czas przypominał, że to najbardziej rozbudowana produkcja w historii tej serii.

Półgodzinne spotkanie z Inkwizycją oceniam bardzo pozytywnie – fan serii ze mnie żaden, ale po tym, co dziś zobaczyłem, byłbym skłonny przenieść się w październiku do Thedas, choćby na krótką chwilę. Przyciąga mnie bardzo ładnie zrealizowany świat (lokacje w pobliżu Redcliffe miały tendencję do układania się w korytarze, ale to raczej zasługa specyficznego wyglądu krainy), duże możliwości wyboru w najróżniejszych kwestiach i ogromna dawka tzw. contentu. Odnoszę wrażenie, że BioWare usilnie stara się zatrzeć złe wrażenie po nie do końca udanej „dwójce” i tchnąć nowego ducha w ostatnimi czasy podupadłą serię. Jeśli to ma być metoda, żeby osiągnąć w tej kwestii sukces, jestem „za”, bo Kanadyjczycy nie mają się czego wstydzić.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Dragon Age: Inkwizycja

Dragon Age: Inkwizycja