Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 10 stycznia 2011, 10:32

autor: Jakub Wencel

True Crime: Hong Kong - zapowiedź

Po kilku latach przerwy firma Activision chce nam zaserwować kolejną, trzecią już grę z serii True Crime. Dylematy moralne, dynamiczna akcja i niebanalny scenariusz - wizyta w wirtualnym Hongkongu zapowiada się emocjonująco.

Minęło już trochę czasu od momentu, kiedy po raz ostatni jako policjanci rozpracowywaliśmy organizacje przestępcze największych metropolii Stanów Zjednoczonych. Pierwszy raz tak niebezpieczne zadanie studio Luxoflux postawiło przed graczami w True Crime: Streets of L.A. w 2003 roku. Mieliśmy wówczas okazję wcielić się w Nicka Kanga, słynącego z kontrowersyjnych metod członka Elite Operations Division i własnoręcznie spróbować poradzić sobie z rosnącymi w siłę mafiami – rosyjską i chińską. Stanęły wtedy przed nami otworem przestronne ulice i mroczne zakamarki Los Angeles – sama gra przypominała (z dodatkiem kilku charakterystycznych dla serii elementów – jak balansowanie pomiędzy byciem dobrym i złym gliną) naprawdę udany klon Grand Theft Auto 3.

Graczom spodobało się to na tyle, że trzy lata później znów otrzymali możliwość powalczenia w podobny sposób o prawo i porządek na ulicach Wielkiego Jabłka. W True Crime: New York wcielaliśmy się w Marcusa Reeda, a sama gra byłaby usprawnioną pod wieloma względami wersją poprzedniczki, gdyby nie zupełnie nowe środowisko – Miasto Aniołów zostało zastąpione przez Nowy Jork w całej jego okazałości, od gett Brooklynu po tonące w cieniu wieżowców ulice Manhattanu.

Tytuł nie spełnił jednak oczekiwań finansowych wydawcy, firmy Activision, i (choć trzecia odsłona serii znajdowała się już wtedy w fazie przygotowań) Luxoflux zwolniono z obowiązku producenta. O samym cyklu ucichło aż do grudnia 2009 roku, kiedy ogłoszono, że doczeka się on trzeciej części – i że tym razem na warsztat wzięty zostanie futurystyczny Hongkong. Stworzeniem nowej gry zajęła się z kolei United Front Games.

Efektowne pościgi w True Crime będą codziennością.

Zarys fabularny rozgrywki „na papierze” nie odbiega zanadto od tego, do czego zdążyli przyzwyczaić się wszyscy ci, którzy mieli kontakt z jakąkolwiek poprzednią odsłoną True Crime. Jako detektyw Wei Shen zapomnimy o urokach normalnego życia i jako mafiozo będziemy starali się rozpracować niebezpieczną organizacje przestępczą Sun On Yee. Twórcy zarzekają się, że sama historia jest pasjonująca – przedstawione zostaną moralne dylematy policjanta, zmuszonego wykonywać zlecenia dla mafijnych bossów, nierzadko całkowicie podważające etyczny sens jego misji. Pozostanie znany z poprzednich części True Crime element odkrywania mrocznej strony pracy detektywa – wykonując zadania mamy balansować na granicy akceptowalnych moralnie zachowań. Jak daleko będziemy zmuszeni się posunąć, by oddalić od siebie podejrzenie o bycie szpiclem? Poinformuje nas o tym specjalny wskaźnik zaufania ze strony nowych „pracodawców” – pod żadnym pozorem nie będziemy mogli pozwolić, by spadł on poniżej dopuszczalnego poziomu.

Autorzy gry jako inspirację dla motywu rozdartego moralnie bohatera podają przedostatnią część serii Splinter Cell, z podtytułem Double Agent. Wei Shen, zupełnie jak Sam Fisher, będzie musiał działać wbrew własnej woli na dwa fronty i prawdziwą sztuką ma być znalezienie w tym pewnej równowagi. Fabuła jest też silnie zainspirowana dalekowschodnimi filmami sensacyjnymi ze szkoły Johna Woo, takimi jak np. Hard Boiled. Sama historia zostanie delikatnie przestylizowana, w przeciwieństwie do raczej poważnych poprzedniczek. Dostrzeżemy to nie tylko w oprawie graficznej, ale i w mechanizmach rządzących rozgrywką.

A ta ma być znacznie bardziej zróżnicowana i dynamiczna. Umieszczenie akcji na Dalekim Wschodzie zobowiązuje, więc spektrum możliwych do wykonania przez bohatera ruchów i walka wręcz mają być wyraźnie usprawnione i znacznie bardziej efektowne niż wcześniej. Również pod tym względem tytuł sporo zapożyczy z tradycji azjatyckiego kina akcji. Wrogów powalimy, łącząc zadawane ciosy w odpowiednie kombosy, pojawią się też elementy modnego w ostatnich latach (głównie dzięki serii Assassin’s Creed) free-runningu – pościgi za przeciwnikami mają nie odbiegać spektakularnością i balansowaniem na granicy realizmu od tego, co znamy z klasyki epoki VHS. Nie zabraknie także przerysowanej brutalności, a stosowanie wymyślnych sposobów na pozbycie się wrogów umożliwi rozszerzona interakcja z otoczeniem. Niczym – znany skądinąd graczom – Punisher dostaniemy do dyspozycji cały kalejdoskop drastycznych trików. Przykładowo wepchniemy głowę przeciwnika do kręcącej się turbiny i zatrzaśniemy mu rękę we framudze żelaznych drzwi. Wygląda na to, że nowe środowisko produkcji pociągnęło za sobą dosyć spore zmiany w stylistyce rozgrywki – pytanie tylko, czy gracze zaakceptują ten nieco swobodniejszy, bardziej przerysowany ton serii True Crime.

Każdy tytuł zainspirowany serią Grand Theft Auto nie może obejść się bez rozbudowanej części samochodowej. I tutaj nie należy spodziewać się jakiegokolwiek realizmu – jazda ma być szybka, efektowna, a pościgi, w jakich weźmiemy udział, pełne będą wybuchów i wypadków. Gwarancją położenia nacisku przede wszystkim na zręcznościową jazdę jest fakt, że nad jej modelem pracowali ludzie odpowiedzialni wcześniej za gry z serii Need for Speed.

Sam Hongkong ma nie odbiegać od naszych wyobrażeń o tym mieście: z jednej strony ujrzymy futurystyczną, mieniącą się światłami neonów metropolię, a z drugiej – podziemny świat mafii, brudnych interesów i terroru. W True Crime: Hong Kong posmakujemy stolicy dalekowschodniego świata na wszystkie możliwe sposoby. Ze zróżnicowanego kulturowo North Pointu trafimy do ubogiej rybackiej wioski Aberdine, by na koniec przejechać się drogim, skradzionym samochodem w cieniu drapaczy chmur tętniącego życiem biznesu centrum. Co prawda nie należy spodziewać się, że wygląd miasta w grze pokryje się co do metra kwadratowego z rzeczywistym – ale obecność kilku tuzinów słynnych lokacji i odtworzenie specyficznej, egzotycznej atmosfery z pewnością ułatwi nam wejście w brutalny świat mafijnych porachunków, pociągający nie mniej niż ten znany choćby z serii Yakuza.

Skoro to Hongkong, to nie mogło zabraknąć walki wręcz.

W dodatku miasto ponoć będzie tętnić życiem. Twórcy chwalą się, że da się porozmawiać właściwie z każdą napotkaną na ulicy osobą, choć w przypadku większości przechodniów sprowadzi się to zapewne wyłącznie do zamienienia paru słów. Uczucie bycia częścią wielkiej, dynamicznej społeczności ma uzupełniać tzw. „face meter” określający, z jaką reakcją spotka się obecność naszego bohatera wśród obcych ludzi. Gdy wykonamy z powodzeniem kilka misji dla mafii, z konieczności jej członkowie – dzięki wyprzedzającej nas sławie – lepiej zareagują na naszą obecność. Wskaźnik reputacji można korygować także przez zmianę wyglądu zewnętrznego, na przykład ubierając się podobnie do reszty osób znajdujących się w danym miejscu. Choć nie ma tu niczego, czego nie widzieliśmy już wcześniej, to takie drobne usprawnienia na pewno pomogą nam wejść w świat przedstawiony w True Crime: Hong Kong.

Filmowość tytułu potęguje obsada produkcji. United Front Games udało się zatrudnić hollywoodzkiego mistrza drugiego planu i odgrywania ról czarnych charakterów, Toma Wilkinsona. Gamę azjatyckich aktorów uświetniają James Hong (Łowca androidów, Chinatown), Sammo Hung i George Cheung (Zabójcza Broń 4, Godziny Szczytu). Niewykluczone, że na liście płac pojawią się kolejne znane nazwiska.

Kiedy zagramy w True Crime: Hong Kong? Pierwotnie produkcja ta miała ukazać się pod koniec 2010 roku, ale w sierpniu ogłoszono, że z powodu jej dopracowywania będzie mieć premierę dopiero w drugim kwartale roku 2011. Warto trzymać kciuki, by ten czas został wykorzystany jak najefektywniej – być może bowiem seria wchodzi właśnie w swój najciekawszy etap rozwoju. Zrywa przez to – co prawda – dosyć diametralnie z tym, do czego zdążyła nas już przyzwyczaić, ale na ten egzotyczny, bądź co bądź, powiew świeżości zdecydowanie warto czekać.

Jakub „Taven” Wencel

Sleeping Dogs

Sleeping Dogs